wtorek, 27 maja 2014

Rozdział 18



Nie jestem pewna czy dobrze postąpiłam, prosząc Justina o pomoc. W końcu od niego uciekłam, a już po kilku dniach po niego dzwonię. Nie wiem dlaczego akurat Justin. Chłopak ma świetne znajomości, które pomogą mi wszystko wygrać. A może obudziła się we mnie tęsknota? Możliwe, że tęskniłam.
W momencie jego przyjazdu do Miami, nie mogłam mu spojrzeć w oczy, a jeśli to robiłam, nasz kontakt wzrokowy trwał dwie sekundy.

-Jesteś pewna, że ten Kit to Jordan? - spytał mnie Justin. 

Siedział na kanapie w moim salonie w pokoju hotelowym. Justin następnego dnia przyleciał tu samolotem. Jak twierdził -dla mnie. Stałam przy oknie z widokiem na ocean. Tak na prawdę, nie miałam jeszcze okazji z korzystania atrakcji Miami. Nie miałam chwili spokoju.

-Tak. - odpowiedziałam cicho. - Sprawdziłam go.

-A co jeśli ta dziewczyna podała ci fałszywe nazwisko? 

Odwróciłam się i spiorunowałam Justina wzrokiem. - Dałam jej łapówkę. Poza tym jeśli mi nie wierzysz, to sam możesz się przekonać. On cię nie zna.

Justin wymruczał coś cicho pod nosem. Nie mogłam zrozumieć jego słów. Brzmiały one jak "niestety go znam" albo "mylisz się". Nie rozumiałam go. Miałam ochotę nakrzyczeć na niego, jak beznadziejnie się teraz zachowuje, ale też i rzucić się na niego i pocałować go w usta.

- Nie wiem po co ja ci tu kazałam przyjeżdżać. -warknęłam gniewnie i ruszyłam do sypialni. - Mogłam załatwić to z tobą przez telefon.

-Ja chyba wiem dlaczego kazałaś mi tu przybyć. - usłyszałam głos za sobą. Odwróciłam się i jak się okazało, Justin stał całkowicie za mną, przez co nasze ciała się lekko stykały. - Chciałaś mnie tu. Tęsknota cię zżerała.

- Zwariowałeś? - prychnęłam. - Wcale nie.

Justin się zaśmiał. - Oj Katt, wydaje mi się, że jednak tęskniłaś.

- Niby skąd to wiesz? - wychrypiałam.

Justin przewrócił oczy. - Oj daj spokój wiem, że tak. - Chłopak objął mnie w pasie i miałam wrażenie, że chce mnie pocałować. Moje ciało było sparaliżowane, a mózg jakby przestał działać. Przysunęłam się do niego bliżej, prawie dotykając jego ust, jednak Justin zrobił unik złapał moje nogi, podciągnął do góry i rzucił na łóżko.

-Hej! - krzyknęłam. - Za co... - nie dokończyłam, bo w tym samym czasie Justin znalazł się obok mnie i zaczął mnie łaskotać. Mój śmiech było pewnie słychać na korytarzu. - Justin! Przestań, nie lubię tego.

- Skończę, jeśli przyznasz, że za mną tęskniłaś. - na chwilę się zatrzymał.

- Nie będę kłamać. - odparłam przez co, Justin znów zaczął mnie łaskotać. - O mój Boże, Justin przestań. - krzyczałam i śmiałam się jednocześnie, ale on nic sobie z tego nie robił. - Dobrze! Tęskniłam za tobą!

- Widzisz, łatwo poszło. - przybliżył się do mnie i lekko pocałował moje usta. Poczułam jak moje policzki robią się czerwone. Justin odsunął się i wstał z łóżka.

- Palant. - mruknęłam cicho.

- Słyszałem! 

-Bo tak miało być. - odparłam. Justin rzucił mi tylko łobuzerski uśmieszek i przeszedł do salonu. Usiadł na kanapie i włączył telewizor. W tym czasie poszłam do łazienki, by poprawić włosy. Przeczesałam je i przeszłam do salonu, zajmując miejsce obok Justina.

- Jestem głodny. - odparł. 

-Chcesz coś zamówić? - spytałam.

- Mam inny pomysł. Kolacja w restauracji, co ty na to? 

Zgodziłam się na jego propozycję. Była dopiero godzina 18. A mamy przed sobą całą noc. Ubrałam na siebie zwiewną sukienkę w jasne kwiaty, a na nogi wsunęłam koturny.
Z uśmiechem na twarzy wyszliśmy na kolację.

~*~

Przebywaliśmy z małej restauracji na plaży. Nastrój sali był przyjemny. Panował tu półmrok, który dodawał urokowi temu miejscu. Zajęliśmy stolik w głębi sali. Ściany były pokryte krwistoczerwonymi tapetami z meszkiem. W okół sali stały ogromne belki z ciemnego drewna. W tle grała muzyka klasyczna, gra przez muzyków. Podobało mi się tu.

Zamówiliśmy jedzenie i czekaliśmy na swoje zamówienie. Przyjrzałam się Justinowi.Wyglądam całkiem inaczej niż ostatnio. Jego oczy podkreślały ciemne cienie. Sprawiał wrażenie osoby, która przez kilka dni nie spała. Jego szczęka była mocno zarysowana, a policzki opadnięte. Nie wyglądał za dobrze. W moim brzuchu poczułam ucisk. Co jeśli wygląda tak przeze mnie? Co jeśli go zraniłam, tak bardzo, że przestał jeść i spać? Może miał coś ważnego do zrobienia? W mojej głowie panował chaos. Tysiące pytań cisnęło mi się na język, ale żadnego nie byłam w stanie wypowiedzieć. Coś mnie blokowało.

- Justin wszystko w porządku? - Tylko na takie pytanie było mnie stać. Szatyn miał spuszczoną głowę. Podniósł ją do góry i uśmiechnął się lekko.

-Jasne. - Wyczułam sarkazm. - Jest okej.

Zmarszczyłam brwi i rzuciłam karcące spojrzenie. - Niech ci będzie. Co słychać u Ronnie?

W tym samym momencie kelner przyniósł nam jedzenie. Podał dla nas dwa duże półmiski z sałatką grecką oraz kurczakiem. Podziękowaliśmy i zabraliśmy się za jedzenie.

- Nie wiem. Zerwałem z nią.

Na te słowa, zakrztusiłam się jedzeniem. Kaszlałam bardzo mocno, przez co kilka osób spojrzało się w naszą stronę. Sięgnęłam po wino i pociągnęłam łyk napoju. - Jak to z nią zerwałeś? - sapnęłam cicho. - Dlaczego? Jak?

- Nic ci nie jest? - zmartwił się.

- Nie.- chrząknęłam. - Mów mi wszystko.

- Co jest do opowiadania? Już wcześniej ci mówiłem, że chcę z nią zerwać i nadszedł ten dzień.

- Jak to przyjęła?

Justin westchnął głośno. - Dosyć ciężko. Sądziła, że kłamię i mi nie odpuści. Wyniosła się z własnego domu. Powiedziała, że zostawi go tobie, ale niedługo wróci.

- Justin, dlaczego to zrobiłeś? - wymamrotałam.

Chłopak spojrzał mi prosto w oczy, ujął moją dłoń i ją pogłaskał.

- Bo mam inną dziewczynę.

Kolację kończyliśmy w niezręcznej ciszy. Wzrok miałam skupiony na jedzeniu, jednak czułam, jak Justin się na mnie patrzy. Moje policzki były całe czerwone ze wstydu. Nie mogłam uwierzyć, że Justin zerwał z moją siostrą... dla mnie. Z jednej strony cieszyłam się w duchu jak małe dziecko, że jest szansa na mój związek z Justinem, ale z drugiem czułam ogromne poczucie winy. To przeze mnie. Gdyby nie ja, oni byliby razem dalej. Wiem to.

- Przepraszam, pójdę na chwilę do łazienki. - wymruczałam. Nie patrząc na Justina, ruszyłam biegiem nie do toalety, ale na zewnątrz. Musiałam zaczerpnąć świeżego powietrza. Oceaniczna bryza zderzyła się z moim ciałem. Czułam lekki wiatr muskający moją skórę. Nie było zimno. Były wręcz idealnie. Księżyc rozjaśniał wszystko swoim srebrnym światłem. Gdzieniegdzie migotały mniejsze i większe gwiazdy. Usiadłam na ławce obok wyjścia i poczułam wibracje telefonu. Do całkowitego zniszczenia mi wieczora, brakowało telefonu od Jordana.

- Czego chcesz? - splunęłam ze złością.

-Och, spokojnie księżniczko. - na jego słowa skrzywiłam się. - Kolejne zadanie na ciebie czeka.

- Kolejne? - pisnęłam, wstając z ławki. - Nie chcę już niczego robić.

-Jeśli tego nie zrobisz, ktoś z twoich bliskich umrze.

Westchnęłam i zrezygnowaniem usiadłam ponownie na ławce. - Co mam zrobić?

Jordan opowiedział mi cały plan z dokładnością. Zakończył połączenie, a ja ruszyłam w moje wyznaczone miejsce, zostawiając Justina samego w restauracji.

Pierwszym punktem planu, było dostanie się do furgonetki, w której czekał na mnie cały sprzęt i strój. Pojazd taki czekał na mnie oddalony o 200 metrów oddalony od restauracji. Była otwarta. Weszłam na jej tyły i znalazłam tam tylko noże. Doszłam do wniosku, że będzie to dosyć spokojne zadanie. Zdjęłam z siebie sukienkę, jaką miałam na sobie. Wciągnęłam na nogi skórzane spodnie, botki, oraz koszulkę i ciemną kurtkę. Schowałam broń i wyszłam z auta.

Teraz musiałam się udać do klubu oddalonego o kilka przecznic. Pośpiesznie mijałam budynki, aż nie znalazłam się w klubie.... w którym już byłam. Z odwagą weszłam do środka i od razu przeszłam do rzeczy. Rozglądnęłam się po sali, która była przepełniona ludźmi. Poczułam wibracje swoje telefonu, pośpiesznie odebrałam.

- Co teraz?- zapytałam. Podeszłam do baru, przy którym stałam kilka dni temu i wabiłam swoje ofiary. Zrobiło mi się źle przez to wspomnienie.

- Musisz iść na górę, do boksu numer 5. Tam ktoś będzie na ciebie czekał. Poza tym ślicznie wyglądasz. - usłyszałam pomruk w słuchawce. Rozglądnęłam się, żeby w tłumie znaleźć Jordana.

- Co to kurwa ma być? Pokaż się. Wiem kim jesteś.- warknęłam.

Jordan zaśmiał się do telefonu. - Jeśli wiesz kim jestem, znajdź mnie.

Połączenie się urwało. Wiązanka wyzwisk wyrwała mi się z ust. Schowałam telefon i ruszyłam na górę przez schody. Jordanem zajmę się później. Często zastanawiało mnie, jak będzie wyglądać nasze spotkanie. Co się wydarzy. Pragnę go zabić, lecz nie wiem jak. Szybko i bezboleśnie, czy ranić go tak długo jak on mnie? Pragnę zemsty na nikim innym, jak właśnie na nim. Należy mu się piekło z życia. Dołożę wszelkich starań, by tak się stało. Na piętrze było zaledwie kilka osób. Niezgrabnie poprawiłam swoje włosy, zarzucając je do tyłu. Czułam na sobie wzrok tych ludzi. Miałam wrażenie, że znają mnie tu bardzo dobrze. Wiedzą co robię.            
  Kurczowo trzymałam się rękojeści noża. Byłam czujna i gotowa. Po kolei mijałam boksy, które były zamknięte. Dotarłam do boksu numer 4. Lecz gdzie jest piąty. Stałam przed masywnymi drzwiami z metalu. Nie byłam pewna co może się tam kryć. Nie czekając przeszłam przez nie i dzięki temu znalazłam się w ciemnym korytarzu. Było tu jeszcze ciemniej niż w tamtej części klubu. Gdzieniegdzie świeciły małe lampeczki z białym światłem. Ściany i podłoga były pokryte czerwonym dywanem. Pachniało tu stęchlizną. Niezbyt przyjemne miejsce. Na korytarzu nie było nikogo. Czułam dziwna, napiętą sytuację. Już wcześniej byłam czujna, ale teraz sięgnęłam granic. Byłam zdenerwowana. Pojedyncze krople potu spływały po moim ciele. Wytarłam ręką czoło i ostrożnie wyciągnęłam nóż.

Znalazłam się przed boksem numer 5. Dłoń ułożyłam na klamce od drzwi. Moje nogi uginały się pod wpływem ciężaru ciała. Serce biło jak szalone. Pragnęłam mieć już to za sobą. Przekroczyłam próg drzwi i znalazłam się w środku. Stałam na małej powierzchni pokoju, który był oddzielony jeszcze kotarą. Odsunęłam ją lekko i ujrzałam Justina stojącego do mnie tyłem. Wewnątrz siebie wydobyłam piskliwy krzyk, jednak na zewnątrz wyglądałam naturalnie. Mam teraz zabić Justina. To on jest kolejną osobą z listy.

"Nie, nie, nie!" krzyczałam w myślach. Pośpiesznie wycofałam się na korytarz. Byłam zdruzgotana i zdenerwowana. Jordan świetne rozłożył karty. Powoli zaczyna mnie niszczyć.

Wybiegłam z klubu z nożem w ręce. Sapałam i płakałam. Poszłam przed siebie w głąb ciemnej uliczki. Uczucia zmieszały się we mnie i nie wiedziałam co myśleć. Wstąpiła we mnie złość, której nie mogłam opanować. Jakim sposobem Justin znalazł się w klubie, w tym boksie? Cała się trzęsłam, ale nie z zimna. Z nerwów. Przy ścianie jednego z budynku ujrzałam dwie dziewczyny. Nie wiem co we mnie wstąpiło. Podeszłam do nich i przecięłam każdej z nich szyje. Ich drobne ciała, bezwładnie opadły na ziemię.
Pragnęłam śmierci każdego, kogo spotkałam na swojej drodze.
Każdy kto na mnie spojrzał lub mnie minął- umarł.
Z moich rąk zginęło jeszcze kilka osób.
Nie byłam sobą. Nie przypominałam nawet Katniss sprzed kilkunastu lat, która zabijała będąc dzieckiem. Teraz weszłam na nowy etap. Zabijanie z zimną krwią. tylko do tego się nadawałam.

Mój oddech był płytki. Biegłam do hotelu. Dopiero po drodze dotarło do mnie co zrobiłam.
Będąc już w pokoju, zrzuciłam z siebie ubrania, które były poplamione krwią. Cudem uniknęłam ludzi w holu i na ulicy.

Będąc pod prysznicem, usłyszałam otwierające się drzwi. Przeraziłam się. Pośpiesznie wybiegłam spod wody, owijając ciało ręcznikiem. Wyciągnęłam broń i wyszłam z łazienki. Przybliżyłam się do ściany. W pokoju pojawił się Justin. Jego mina mówiła sama za siebie, że jest zdziwiony takim widokiem.

-Boże, Justin! - krzyknęłam. - Przestraszyłeś mnie!

-Przepraszam. - rozłożył ręce w geście zmartwienia. - Nie chciałem. Wszystko w porządku? Dlaczego nie zjawiłaś się w klubie? Masz zamiar mi wszystko wyjaśnić?

-Niby co? - odłożyłam broń i zacisnęłam ręce na klatce piersiowej.

Justin spojrzał na mnie z niedowierzaniem. -Poważnie? Nagłe wyjście z restauracji. Później dostałem od ciebie sms'a żebym przyszedł do klubu i nawet się tam nie zjawiłaś. - warknął.

Rozchyliłam usta. Byłam w szoku. Jordan musi mieć dostęp do mojego telefonu. Tylko jak? Dostałam go od Ronnie. - Justin... ja.. przepraszam. - wydukałam. - Nie bądź zły na mnie. Nie wiem co się dzieje.

Szatyn miał cały czas zmarszczone brwi. Po chwili zarys jego twarzy złagodniał. Podszedł do mnie i mnie przytulił. - Już dobrze.

Pod wpływem jego słów rozluźniłam spięte mięśnie i odwzajemniłam uścisk.

-Ubierz się. - wyszeptał mi do ucha. - Zabiorę cię gdzieś.

-Gdzie? - zaciekawiłam się propozycją.

-Niespodzianka.

~*~


Justin jednak daleko mnie nie zabrał. Znajdowaliśmy się na dachu hotelu, w którym przebywaliśmy. Na dachu został stworzony mały ogród botaniczny. Usiedliśmy na jednej z ławek, z której podziwiałam ocean nocą. Czułam się niespokojnie. Nie powiem Justinowi o sytuacji z klubem. Nie mogę go już więcej ranić.

Uśmiech z twarzy Justina nie schodził. Miałam wrażenie, że zapomniał o tym całym świecie, który nas otacza. Postanowiłam zachować się jak on. Odprężyłam się i posłałam mu uśmiech. Chłopak objął mnie ramieniem przez co jeszcze bardziej zmniejszył odległość pomiędzy nami. Gdybym była normalną dziewczyną, uznałabym, że jest to jedna z wspaniałych randek. Ogród, ocean, ciemne niebo pokryte gwiazdami. Romantyczne napięcie, pomiędzy kochankami. Moje życie jest zbyt skomplikowane, na takie proste rzeczy. Niepewnie oparłam głowę na ramieniu Justina.

-Jak się czujesz? - zapytał mnie cicho. Przez chwilę nie wiedziałam co odpowiedzieć. Nie wiedziałam jak się czuje. Byłam jedną mieszkanką uczuciową. Czułam się nijak. Westchnęłam.

-Dobrze. - skłamałam. - A ty?

- Mogło być lepiej. - przyznał. - Cieszy mnie fakt, że jestem przy tobie.

Mój brzuch eksplodował. Poczułam miłe uczucie ciepła. To przyjemne, słyszeć takie słowa. Mimowolnie zachichotałam. Odprężałam się stopniowo.
Jak dobrze.

Nie musieliśmy za dużo rozmawiać. Wystarczyła nam nasza obecność. Justin chwycił moją dłoń i delikatnie ją masował. Poczułam się dobrze.

-Kat, muszę ci coś wyznać. Coś bardzo ważnego. - powiedział stanowczo.

Zmartwiłam się. Co jeśli chce powiedzieć, że ma mnie dosyć i to jest czułe pożegnanie? Nie chcę go ponownie stracić.

-Słucham. - wyszeptałam przeraźliwie łamiącym się głosem.

Szatyn przez chwilę siedział w ciszy, jakby myślał nad doborem słów. Odwrócił głowę z moją stronę i spojrzał mi prosto w oczy. Jego wzrok przeszedł mnie na wylot. Ponownie się zdenerwowałam.

- Kocham Cię Katniss, kocham cię cholernie mocno. Nie mogłem już wytrzymać. Codziennie walczyłem z moim uczuciem. Raniło mnie to, że mnie odtrącasz. Powoli godziłem się z tym, że nic do mnie nie czujesz...

Miałam łzy w oczach. Przerwałam mu i pocałowałam go. Pocałunek był gorący i pełen uczucia. Był całkiem inny od tych, które razem przeżyliśmy. Ten był najlepszym. Odsunęłam się lekko od niego.

- Też cię kocham, Justin.

~*~

Po tym jak wyznałam Justinowi swoje uczucia, poczułam się wspaniale. Miałam wrażenie, jakby pewien ciężar spadł z mojego serca. Siedzieliśmy na kanapie, wtuleni do siebie.

-Obejrzyjmy jakiś mecz. - zaproponowałam.

- Ty i sport? - chłopak się zdziwił. - Nowość.

-Hej! - uderzyłam go lekko w pierś. - Jeszcze dużo o mnie nie wiesz.

- Ale z chęcią się wszystkiego dowiem. - wyszeptał i pocałował mnie w usta.

Sięgnęłam po polot od telewizora i włączyłam go na kanale informacyjnym.

"Wiadomość z ostatniej chwili. Groźny morderca z Miami."

Na te słowa uwolniłam się z uścisku Justina i usiadłam prosto.

" Dziś w nocy odnaleziono pięć martwych ciał ludzi w różnym przedziale wiekowym. Policja rozwiązuje tę dziwną zagadkę. Jak się okazało, podobne zdarzenia miały miejsca w okolicach Nowego Yorku. Prosimy mieszkańców o uwagę i bezpieczeństwo. "

-Justin, musimy uciekać.


Od autorki: PRZEEPRASZAM WAS BARDZO. 3 tygodnie czekaliście na rozdział i jest szczerze do dupy. Osobiście liczyłam, że w tym czasie będziecie komentować rozdział 17, żeby jakoś zmotywować mnie do pisania, ale no jak widać............:))))))))))

PROSZĘ ZRÓBCIE MI PREZENT NA DZIEŃ DZIECKA I ZOSTAWCIE PO SOBIE MULTUM KOMENTARZY :((
Sądziłam, że po egzaminach będzie już lajt, natomiast jest jeszcze gorzej, niż sądziłam.

Co sądzicie o rozdziale? Swoje zdanie piszcie w komentarzach.

Mogą pojawiać się liczne błędy, bo rozdział nie jest sprawdzany a nie mam na to już siły.

Do następnego skarby moje kochane x

poniedziałek, 5 maja 2014

Rozdział 17



Jechałam już może od ponad godziny.  Kierowałam się w kierunku New Jersey. Od Florydy dzieliło mnie ponad 18 godzin jazdy, bez przystanków. Nie wiedziałam co czułam. Nie wystąpiła ani złość, ani smutek i żal. Nie czułam nic. Byłam może jedynie zdezorientowana. Justin mówił prawdę. On na prawdę coś do mnie czuje. Nie mogę się oszukiwać - ja również. Każdego dnia czułam się przy nim swobodnie. Czułam, że jest on osobą godną mojego zaufania i wiem, że nie zrobi mi żadnej krzywdy. Pocałował mnie, nie dlatego, żeby zaspokoić swoje pragnienia. Zrobił to z uczucia. Cholernie podobało mi się całowanie z Justinem. Mogłabym muskać jego usta przez cały czas, lecz na drodze stoi Ronnie. Nawet gdyby się rozstali to nie widzę cienia szansy na mój związek z Justinem.

Mogłabym się zachować jak typowa aktorka w filmie i uciec ze swoim ukochanym jak najdalej, by nikt nie przeszkodził nam w dzieleniu się swoją miłością. Niestety żyję w realiach, w prawdziwym życiu, nie mam tak łatwo. Codziennie natrafiam na różne przeciwności losu. Już nawet tak bardzo nie raniła mnie "gra", w której jestem, niż to, że nie mogę być z Justinem.

On nie może wiedzieć, że żywię do niego jakieś uczucia. Miłość oznacza destrukcję. Może ona nas zniszczyć. Musiałam być silna i pokazać mu, że mi na nim nie zależy. Wiem, że to mogło go zaboleć, zranić, ale inaczej nie dałabym rady. W chwili gdy ranie Justina, ranię również i siebie.
To jest okropne.

New Jersey kojarzy mi się z wielką imprezą. Na każdej ulicy znajdował się klub taneczny. Jest to urocze miasto z duszą towarzyską. Zastanawiałam się nad zatrzymaniem tutaj, lecz im szybciej dotrę na Florydę, tym dłużej będę mogła tam przebywać. Odbędę wycieczkę po innych miastach siedząc w aucie.

Mijałam przeróżne miasta i miasteczka. Były też takie miejsca, o których w ogóle nie słyszałam. Wszędzie stały albo budynki, albo drzewa. Podróż nie była jednak tak przyjemna.

W Waszyngtonie zatrzymałam się banku, by wypłacić pieniądze. Czułam, że coś może się stać. Wewnętrzny lęk był coraz większy. Postanowiłam wypłacić całą sumę z konta. Były to bardzo duże pieniądze. Muszę być teraz rozważna i starannie ich pilnować.

~*~

Po dwóch dniach jazdy i spania w motelach dotarłam na Florydę. Droga z Orlando do Miami zajęła mi trzy godziny. Zatrzymując się przed pierwszym, szybko wybranym hotelu, nie mogłam uwierzyć, że tu jestem. Budynek był piękny. Biały marmur pokrywał wysokie ściany budowli. W okół niej rosły małe krzewy i drzewa. Budynek z wewnątrz był nowoczesny. Zachwyciłam się zwykłym hotelem, a najlepsze było przede mną.
Miami Beach.
Co może być lepszego od widoku błękitnego Oceanu Atlantyckiego?
Wysiadłam z auta, podziwiając nadal idealnie krystaliczną wodę. Z nad plaży dochodziły krzyki małych dzieci i dorosłych bawiących się dobrze. Słońce górowało wysoko i ogrzewało swoimi promieniami. Było bardzo gorąco. Marzyłam teraz o chłodnej kąpieli. Jestem wyczerpana, więc dziś daruję sobie wszelkie rozrywki, ale od jutra zaczynam się tu dobrze bawić. Czas zapomnieć o wszystkich zmartwieniach i problemach. Teraz to jest mój czas.

Zabrałam torby z auta i zamknęłam pojazd dokładnie. Wchodząc do holu hotelu, przywitał mnie zimny podmuch wiatru z klimatyzacji. Hol, tak jak na zewnątrz, był cały z marmuru. Po moich obu stronach ciągnęły się długie kolumny. Prowadziły one do recepcji. Budynek był mocno oświetlony ponieważ, światło słoneczne sięgało aż tutaj. Spojrzałam na górę i ujrzałam nad sobą wielką kopułę. To dzięki niej jest tu tak jasno. Przy ścianach stały małe stoliki oraz krzesła z ciemnego drewna, obite czerwonym materiałem. Na podłodze rozłożony był długi, czerwony dywan. Każdy mógł zauważyć, że motywem tego hotelu jest biel i czerwień.

Domyślam się, że hotel ten nie należy do tanich. To był jednak błąd, znaleźć pierwszy lepszy hotel. Nie potrzebuje niczego kosztownego mimo, że mam przy sobie dużą sumę pieniędzy.
Zeszłam powoli po schodkach, ciągnąc za sobą walizkę.

-Może pomóc? - podszedł do mnie hotelarz i spytał o pomoc.

- Jeśli możesz. - uśmiechnęłam się do niego i podałam mu walizkę.

-Witamy w Palm Spring. - posłał mi uśmiech i powędrował do recepcji. Pośpiesznie ruszyłam za nim. Za ladą stała wysoka, chuda blondynka. Miała na sobie odpowiedni mundurek recepcjonistki. Jej niebieskie oczy były podkreślone wyrazistym makijażem, a usta były pokryte beżowym błyszczykiem. Sprawiała wrażenie miłej osoby.

- Witam, w czym pomóc? - odezwała się piskliwym głosem.

- Pokój jednoosobowy, najlepiej z dużym tarasem.

- Sprawdzę, czy są takie pokoje wolne. - odwróciła się w stronę komputera i wystukiwała coś na klawiaturze. - Hmm, jest jeden pokój. Piętro 9, pokój 322.

- Biorę. - uśmiechnęłam się. Dziewczyna mruknęła coś pod nosem w stylu "świetnie". Odwróciła się do tablicy z numerami pokoi i szukała tego odpowiedniego dla mnie. - Przepraszam, mogę wiedzieć ile kosztuje tutaj wizyta za noc?

- Pokoje na piętrze 9, to pół-apartamenty. Ich cena za noc wynosi 450$. - dziewczyna nie odwróciła się do mnie.

Zmarszczyłam brwi i otworzyłam lekko usta. 450$ za noc? Cholera, coraz bardziej żałuję, że wybrałam akurat ten hotel.

- O jest tutaj.- Otworzyła szufladkę z numerem 322 i wyciągnęła zwykłą kartę. - To twój klucz do pokoju. W salonie przy kanapie jest kartka z numerami. Dzwoń jeśli będziesz czegoś potrzebowała, albo jeśli będziesz głodna.

- Dziękuję. - sięgnęłam za kartę.

-Miłego pobytu w Miami.

Kiwnęłam głową i ruszyłam w stronę windy. Stał tam chłopak, który zabrał ode mnie moje rzeczy. - Pierwszy raz w Miami? - spytał mnie niespodziewanie.

-Tak. Nawet nie wiedziałam jaki hotel wybieram i nie wiedziałam, że padło akurat na tak drogi. - westchnęłam.

Chłopak zaśmiał się. Spojrzałam w jego stronę. Miał czarne, krótkie włosy, które były ułożone na żel. Blada skóra i szafirowe oczy. Sprawiał wrażenie znajomej mi osoby, jednak nie mogłam sobie przypomnieć kogo. Był wyższy ode mnie o kilka centymetrów. Domyśliłam się, że chodzi na siłownie, ponieważ jego garnitur mocno opinał umięśnione ciało.

- Simon. - przestawił się i wyciągnął dłoń w moją stronę.

-Katniss. - odwzajemniłam uścisk.

- No więc, Katniss, co robisz w tym mieście?

Winda poruszała się bardzo wolno. Byliśmy dopiero na czwartym piętrze. Sekunda trwała znacznie dłużej.

- Chciałam odetchnąć, więc wyjechałam na wakacje. - To było oczywiste, że nie powiem mu prawdy. Uznałby mnie za wariatkę i od razu powiadomił policję.

- Spodoba ci się tu. Miami to piękne miasto. Przynajmniej plaże. - zaśmiał się. - Skąd pochodzisz?

- Mieszkam niedaleko Nowego Yorku, a ty? Mieszkasz tu od urodzenia?

Simon cicho westchnął. - Nie. Mieszkam tu zaledwie kilka miesięcy. Przyleciałem tu z Texasu. - na chwilę zamilkł jakby nie chciał mówić. - Moja rodzina, jest dosyć dziwna. Rodzice pragnęli czegoś innego dla mnie. Każdy z nas miał swój inny pogląd na rzeczywistość. Doszło do małych incydentów, które zmusiły mnie do ucieczki.

-Ucieczki? - powtórzyłam nerwowo.
Znajome.

-Wcale nie narzekam.-zignorował moje pytanie. Podoba mi się tu.

W tym momencie usłyszeliśmy charakterystyczny dźwięk otwieranej się windy. - To tutaj. - złapał za walizkę i wyszedł z windy. -Twój pokój jest już niedaleko.

Korytarze pokojowe były skromniejsze niż hol na dole. Ściany obklejone były szarą tapetą, przy każdych drzwiach wisiał numerek pokoju, czytnik i mała lampka, więc na korytarzu nie było zbyt jasno. Skręciliśmy w lewo, a później w prawo przez co znaleźliśmy się na samym końcu korytarza. Stały tam drzwi z numerem 322.  Simon ustawił walizkę i uśmiechnął się.

- Dalej już sobie poradzisz. Będę cały czas na dole, jeśli będziesz potrzebowała pomocy.

Podziękowałam. Simon odwrócił się i ruszył w kierunku wyjścia z korytarza. Otworzyłam drzwi za pomocą karty. Walizkę wciągnęłam do środka. Pokój był ogromny. Dominowała tu biel. W ścianach zamontowane były duże okiennice z widokiem na ocean, a do tego posiadałam swój taras. Stałam w saloniku, w którym stała biała kanapa, stolik oraz telewizor. Postanowiłam zdjąć buty. Pomiędzy palcami poczułam miękki dywan. Powędrowałam do ogromnych drzwi, za którymi, jak się okazało był sypialnia. Po środku pokoju stało wielkie łóżko na podeście. Obok była komoda. Na ścianach, jak w całym apartamencie też, wisiały ekscentryczne obrazy.

Łazienka była pokryta jasnymi kafelkami. Przy oknie stała ogromna wanna. Podobał mi się ten apartament. Był wart swojej ceny. Rozpakowałam swoją torbę, a bardziej w sumie rozrzuciłam ubrania po całej sypialni, wybrałam zwykłe dresowe szorty, luźną koszulkę i pognałam wziąć kąpiel.

Po odświeżeniu się, zmyłam cały makijaż, a włosy związałam w wysoką kitkę. Usłyszałam dźwięk telefonu. Jeśli to Justin to nie mam zamiaru odbierać. Chcę się od niego odciąć chociaż na chwilę, zapomnieć, a w drodze powrotnej zastanowić się co dalej.
Podeszłam do komody, na której spoczywał mój telefon. Spojrzałam na wyświetlać i ujrzałam znajomy mi numer. Pośpiesznie odebrałam.

-Halo. - odezwałam się stanowczo.

-Witaj Katniss. - To on. Mój prześladowca. To on właśnie do mnie dzwoni. - Podoba ci się Miami?

- Skąd wiesz... - wtedy uświadomiłam sobie, że mają nade mną większą kontrolę. Wiedzą dokładnie gdzie jestem. - Czego ode mnie chcesz?

- Wiesz, tak się składa, że również znajduje się w tym mieście. Ta sama plaża. Cudowne widoki. Widać, mamy te same upodobania. Miami, zabijanie ludzi. Idealnie do siebie pasujemy.

-Skończ! - krzyknęłam do telefonu. Irytowały mnie jego zagrywki. Nienawidziłam tego człowieka z całego serca. Niszczył mi życie na każdym kroku. Nie mogłam żyć normalnie. Tylko przez niego. - Po prostu powiedz mi co muszę zrobić.

-Grzeczna dziewczynka. - pochwalił mnie. W jego głosie wyczułam, że się uśmiecha.

- Nie nazywaj mnie tak. - warknęłam. Westchnęłam cicho pod nosem i usiadłam na łóżku.

- Już wysłałem ema.. Jordan, załatwiłeś już zadanie? - kobiecy głos przerwał mu zdanie. Jordan? Tak miał na imię mój prześladowca? Nigdy nie znałam człowieka o takim imieniu i nie miałam z nikim takim styczności, co jeśli został on wynajęty? Znam jego imię. Znam jego miejsce pobytu. Czas jakoś zdobyć adres hotelu, w którym przebywa i zabić go. - Email już wysłany. - szybko dopowiedział i rozłączył się.

Odpaliłam laptopa i tak jak mówił - wiadomość na mnie czekała.

"Klub Mirtinez. Godzina 22. Dwóch kolejnych chłopaków. W załączniku zdjęcia."

Wyglądali młodo, wiek podobny do tych, których zabiłam w Nowym Yorku, może byli nawet trochę młodsi. Głupie dzieciaki kupują od nieznanych narkotyki, nie spłacają długu i muszą ponieść tego konsekwencję. Zadziwia mnie to, że jestem oddalona od domu o setki kilometrów i nawet tutaj znajdą się osoby, który muszą zabić. To drastyczne, ale cieszy mnie fakt, że jest to płatne zlecenie. Jeśli zarobię odpowiednią ilość pieniędzy, to będzie szansa, że będę mogła przeprowadzić się do Nowego Yorku, a nawet tutaj - do Miami.

Jednak mój wolny wieczór będzie musiał poczekać. Nie jestem pewna co ubrać. Wypadałoby założyć sukienkę, lecz będę w pracy. Potrzebuje stroju, w którym ukryję broń. Wynalazłam krótka, czarną, skórzaną spódnicę, która przylegała do ciała. Również skórzaną koszulę na ramiączkach. Zarzuciłam na to czarną kurtkę. Teoretycznie wszytko było ze skóry. Na nogi nałożyłam czarne rajstopy, a na stopy wsunęłam wysokie botki. Buty były wygodne i mogłam w nich biegać, więc nie stwarzały one zagrożenia.
Postawiłam na mocny, ciemny makijaż, który zajął mi chwilę. Podeszłam do lutra. Nigdy nie wiedziałam siebie w takim stroju, ale szczerze? Podobało mi się to cholernie. Nowa Katniss. O wiele bardziej spodobał mi się ten strój. Był całkiem inny, od tych, które noszę na co dzień. Idealnie odzwierciedlał to, kim jestem. Moje włosy lekko opadały na ramiona. Pod kurtkę schowałam dwa ostre noże. Jeden również wsadziłam do buta. Na swoich biodrach zapięłam czarny pas, w którym ukryta była mała broń. Gdyby ktoś przypadkowo na mnie spojrzał, to nie zauważyłby tej broni. Poza tym, będę w klubie, będzie tam ciemno.

Nie byłam pewna lokalizacji klubu. Wpisałam jego nazwę z wyszukiwarkę i na ekranie wyskoczyło mi tysiące stron. Sprawdziłam zdjęcia, jak ten klub wygląda. Spisałam adres i wyłączyłam laptopa. Ostatni raz rzuciłam oko na swój wygląd, poprawiłam spódniczkę i wyszłam z pokoju zamykając go na klucz. Klucze, pieniądze oraz telefon wrzuciłam do małej torebki.

W holu spotkałam Simona oraz recepcjonistkę. Uśmiechnęłam się do nich i szybko ruszyłam do wyjścia. Za plecami usłyszałam wołanie Simona. Nie chętnie się zatrzymałam i odwróciłam w jego stronę.

- Simon! - przywitałam się w nim. - Co słychać?

-Wychodzisz gdzieś? - zapytał. Totalnie zignorował moje pytanie.

- Tak, idę do klubu. - stwierdziłam.

- Może chcesz, żebym ci potowarzyszył? - złożył mi propozycję.

Och, ty nawet nie wiesz co ja tam będę robić.

- Nie wydaje mi się, żebyś mógł się teraz wyrwać się w pracy. Poza tym, już się w kimś umówiłam. Stara znajoma na mnie czeka. - pośpiesznie wymyśliłam wymówkę. Chłopak spoważniał, ale na chwilę. Było mu przykro, że odmówiłam. Mi również było przykro.

- No trudno, może jutro? Plaża?

- Z przyjemnością. - uśmiechnęłam się. Na pożegnanie dotknęłam jego ramienia. Odwróciłam się i pobiegłam do auta.

~*~

Klub Martinez. Wielki neonowy znak spoczywał na dachu budynku. Nazwa kojarzyła mi się z typowym, latynoskim barem, jednak taki nie był. Okrążyłam budynek i zaparkowałam w mało dostępnym miejscu dla innych. W klubie grała głośna muzyka. Na ścianach wisiały neonowe, niebieskie lampy. To one stanowiły jedyne oświetlenie w tym miejscu. Było tu wiele osób. Wielu z nich tańczyło na parkiecie. Inne osoby obskakiwały bar, a jeszcze inne po prostu całowały się po kątach. Miejscówka była ciekawa, jednak ludzie nie. Kilka osób spoglądało na mnie. Wyglądali jak Goci. Podejrzewam, że nimi byli. Stroje o dziwo były podobne do mojego. Wielu z nich miało na sobie coś krótkiego, ze skóry.

Jak miałam znaleźć dwóch kolesi w tym wielkim tłumie? To jest niewykonalne. W każdej chwili mogą oni wyjść z tego klubu, a ja nie wykonam zadania. Postanowiłam napisać do swojego prześladowcy.. do Jordana. Może jakoś mi pomoże.

"Jak mam ich tu znaleźć? Chcę jakieś wskazówki."

Szybko wystukałam wiadomość i czekałam na odpowiedź. W chwili oczekiwania, podziwiałam innych. Dziewczyny wiły się w okół chłopaków jak węże. Głośna muzyka i alkohol we krwi powodował, że były odważne. Ich spocone ciała ocierały się o siebie. Każda z nich coś robiła, a ja podpierałam ścianę. Tak nie powinno zachowywać się w klubie. Z minuty na minutę adrenalina w moich żyłach podskakiwała. Chciałam jak najszybciej wykonać te zadanie. Pragnęłam zabić tych chłopaków. Chciałam zadać im ból.
Dostałam sms'a.

" Nadajniki wskazują bar. Znajdź ich."

Nadajniki. To jest prześladowanie. To przestępstwo, ale to co robię ja.. jest o wiele gorsze.
Mijając tancerzy, ruszyłam wolno w stronę baru.  Stała przy nim grupka młodych ludzi. Dla zmyłki zamówiłam drinka i spojrzałam na nich. Dostrzegłam tam dwóch chłopaków, których szukam. Czas teraz zadziałać i ich jakoś zwabić na zewnątrz. Spoglądałam na nich tak długo, aż oni, nie spojrzeli na mnie. Co chwilę nasze spojrzenia krzyżowały się ze sobą. Zachowywałam się jak całkiem ktoś inny. Czułam się jak dziwka, która wabi pierwszych lepszych chłopaków do łazienki lub innego miejsca. Sądziłam, że są młodsi, niż moje poprzednie ofiary. Jednak się myliłam. Te zdjęcia musiały być bardzo stare. Możliwe, że byli w moim wieku, a może nawet starsi. Muszę trzymać się na baczności. To oni są moimi ofiarami, nie ja ich. Nie musiałam czekać długo,aż do mnie podeszli. Obeszli mnie z dwóch stron. Po prawej zasiadł brunet. Blada skóra. Nie wiedziałam jakiego koloru miał oczy. Tutaj w klubie były ciemne. Tak ciemne, jak węgielki. Z lewej zaś zasiadł blondyn.Ten natomiast był opalony i miał jasno niebieskie oczy. Obaj chłopcy byli dobrze zbudowani oraz byli podobnie ubrani. Czarna koszulka, przylegająca do ciała. Spodnie i trapery.

- Chłopcy. - wychrypiałam seksownym głosem. - Chyba potrzebuję waszej pomocy.

- Hmm, a jakiej? - spytał zaciekawiony blondyn.

- Chodźcie, pokaże wam. - Kolejni idioci. Sądzą, że chcę z nimi uprawiać seks. Rzuciłam dwadzieścia dolarów na blat baru i ruszyłam do wyjścia. Nowo poznani chłopcy podążali równo za mną.

~*~

- Mogłaś z tym zadzwonić do mechanika. - odezwał się cicho brunet. Ich miny były zabawne. Chciało mi się śmiać, jednak zachowałam milczenie. Oni na prawdę liczyli na jakiś numerek. No cóż. Mam dla nich inne zadanie.

- Coś stało się z tym autem. To już nie pierwszy raz. Dojechałam tu i już nie mogłam go odpalić. - skłamałam. Chłopacy otworzyli maskę samochodu i spojrzeli na to, co pod nią kryłam. Przez chwilę stałam za nimi w milczeniu, sprawdzając czy nikt nie idzie. Pusto. Żadnej duszy, tylko my. To był idealny moment, by pozbyć się jednego z nich. Po cichu wyciągnęłam nóż spod kurtki i podeszłam do jednego. Na pierwszy odstrzał szedł blondyn. Byli zajęci pracą, głośno coś komentowali, a na mnie nie zwracali uwagi. Wycelowałam i wbiłam nóż w plecy chłopaka. Znałam takie jedno idealne miejsce. Nóż przebił jego serce. Chłopak błyskawicznie padł na ziemie, zalewając się ciemną krwią.

- Co to kurwa ma być? - krzyknął brunet. Chciałam się na niego rzucić, jednak on dopadł mnie pierwszy. Runęliśmy na ziemię. Chłopak za wszelką cenę chciał odebrać mi nóż. Szamotaliśmy się po zimnej ziemi. Udało mi się odebrać nóż i wyrzucił go gdzieś daleko. - Kim ty kurwa jesteś? I co zrobiłaś mojemu kumplowi.

- To cena za nie spłacone długi. - splunęłam. Uderzyłam go kolanem w krocze. Chłopak się zgiął i lekko odsunął. To wtedy wysunęłam nóż z buta a wbiłam mu go w serce. Przez chwilę zaczerpnął powietrze. Wyciągnęłam nóż z jego ciała, a on padł na ziemię.

~*~

Pozbycie się ciał było o wiele trudniejsze. Nie znałam okolicy. Ale Jordan pomógł mi wybrać idealne miejsce.

Siedziałam w barze przy plaży. Sączyłam zwykły sok pomarańczowy. Nie miałam ochoty na jakikolwiek alkohol. Nie miałam humoru, jednak nie chciałam marnować dnia i siedzieć w hotelu. To by się mijało z celem mojego przyjazdu. Nie czułam się źle, że zabiłam tych chłopaków. To gra, a oni byli tylko pionkami.

Pod bar podeszła grupa dziewcząt. Było ich może sześć, siedem. Okrążały pewnego chłopaka. Byłam od nich oddalona dwa metry. Siedziałam po przeciwnej stronie. Chciałam wiedzieć, kim się zachwycały. Uniosłam lekko głowę i poznałam twarz chłopaka. Już go widziałam. Znałam tę opaleniznę i ciemne włosy. Rozmawiałam już nawet z nim. Podstępny drań.
Kit.

W chwili rozpoznania go schyliłam głowę. Nie chciałam, żeby mnie widział. Wtedy mnie coś tknęło. Kit jest tutaj - w Miami, nie wiadomo jakim sposobem. Jordan, mój prześladowca, również tu był. Przypomniałam sobie głos kobiety, która wtedy się odezwała. Był taki znajomy. Już kiedyś rozmawiałam z tą dziewczyną.. Jade!
Musiałam czegoś się dowiedzieć. W tym samym momencie chłopak pożegnał się z dziewczynami i minął mnie, kompletnie nie zauważając. Podjęłam decyzję. Będę go śledzić.

~*~

Co chwilę był zaczepiany przez jakieś dziewczyny. To stawało się już nudne. Chodziłam za nim już od ponad dwóch godzin. Chciałam się poddać, gdy nagle Kit skierował się do małego hotelu. Weszłam tam za nim. Był całkiem inny, od mojego, w którym przebywałam. Widać już po wystroju, że panowały tu inne standardy. Ściany obklejone były jasną tapetą a podłogę pokrywały złote kafelki. Kit przez chwilę rozmawiał z recepcjonistką, a później zniknął w korytarzach hotelu.

- Przepraszam. - Podeszłam do lady, przy której stała recepcjonistka.

- Tak? W czym pomóc? -odezwała się łagodnym głosem.

-Chciałabym wiedzieć, jak nazywa się ten chłopak, z którym przed chwilą pani rozmawiała. - starałam się mówić wesoło i delikatnie, ale słabo mi to wychodziło.

- Rozumiem, że spodobał się pani ten chłopak, ale niestety możemy udzielać informacji o naszych gościach.

Spodobał? Po tym co zrobił, nie wiem czy chcę go jeszcze widzieć na oczy.

- A teraz? - wysunęłam z torebki dwieście dolarów. Kobieta niepewnie spojrzała na banknoty. Rozejrzała się po hotelu czy nikogo nie ma. Rzuciła mi gniewne spojrzenie i wyrwała mi pieniądze.

-Jordan McCannister. Piętro 5. Pokój 132.

- Dziękuje. -uśmiechnęłam się fałszywie i wyszłam z hotelu.

A jednak. Jordan udawał Kit'a. Współpracuje z Jade. Teraz muszę się dowiedzieć jak to się zaczęło i jak od dawna i trwa. Nie chętnie wyciągnęłam telefon i wybrałam numer.

- Halo? - usłyszałam.

- Justin...- westchnęłam. - Potrzebuje twojej pomocy.






Od autorki: Bum bum bum. Wybaczcie, że tak długo czekaliście. Nie miałam ochoty na pisanie, wena mnie opuściła i tak jakoś wyszło. Chyba mi to wybaczycie, tak?

Rozdział specjalnie dla was.. no chyba długi.

BAM co powiecie na ten wątek Kita i Jade? Zdziwieni? Czekajcie na resztę rozdziałów. Zrobię Wam pranie mózgów. Dosłownie hihi

Zapraszam do komentowania, udzielania swojego zdania, sugestii. UWAGI, co do rozdziału, czy dobrze jest napisany. Staram się pisać jak najlepiej dla Was kochani :)

KOMENTUJCIE SŁONECZKA MOJEGO KOCHANE!