Nie jestem pewna czy dobrze postąpiłam, prosząc Justina o pomoc. W końcu od niego uciekłam, a już po kilku dniach po niego dzwonię. Nie wiem dlaczego akurat Justin. Chłopak ma świetne znajomości, które pomogą mi wszystko wygrać. A może obudziła się we mnie tęsknota? Możliwe, że tęskniłam.
W momencie jego przyjazdu do Miami, nie mogłam mu spojrzeć w oczy, a jeśli to robiłam, nasz kontakt wzrokowy trwał dwie sekundy.
W momencie jego przyjazdu do Miami, nie mogłam mu spojrzeć w oczy, a jeśli to robiłam, nasz kontakt wzrokowy trwał dwie sekundy.
-Jesteś pewna, że ten Kit to Jordan? - spytał mnie Justin.
Siedział na kanapie w moim salonie w pokoju hotelowym. Justin następnego dnia przyleciał tu samolotem. Jak twierdził -dla mnie. Stałam przy oknie z widokiem na ocean. Tak na prawdę, nie miałam jeszcze okazji z korzystania atrakcji Miami. Nie miałam chwili spokoju.
-Tak. - odpowiedziałam cicho. - Sprawdziłam go.
-A co jeśli ta dziewczyna podała ci fałszywe nazwisko?
Odwróciłam się i spiorunowałam Justina wzrokiem. - Dałam jej łapówkę. Poza tym jeśli mi nie wierzysz, to sam możesz się przekonać. On cię nie zna.
Justin wymruczał coś cicho pod nosem. Nie mogłam zrozumieć jego słów. Brzmiały one jak "niestety go znam" albo "mylisz się". Nie rozumiałam go. Miałam ochotę nakrzyczeć na niego, jak beznadziejnie się teraz zachowuje, ale też i rzucić się na niego i pocałować go w usta.
- Nie wiem po co ja ci tu kazałam przyjeżdżać. -warknęłam gniewnie i ruszyłam do sypialni. - Mogłam załatwić to z tobą przez telefon.
-Ja chyba wiem dlaczego kazałaś mi tu przybyć. - usłyszałam głos za sobą. Odwróciłam się i jak się okazało, Justin stał całkowicie za mną, przez co nasze ciała się lekko stykały. - Chciałaś mnie tu. Tęsknota cię zżerała.
- Zwariowałeś? - prychnęłam. - Wcale nie.
Justin się zaśmiał. - Oj Katt, wydaje mi się, że jednak tęskniłaś.
- Niby skąd to wiesz? - wychrypiałam.
Justin przewrócił oczy. - Oj daj spokój wiem, że tak. - Chłopak objął mnie w pasie i miałam wrażenie, że chce mnie pocałować. Moje ciało było sparaliżowane, a mózg jakby przestał działać. Przysunęłam się do niego bliżej, prawie dotykając jego ust, jednak Justin zrobił unik złapał moje nogi, podciągnął do góry i rzucił na łóżko.
-Hej! - krzyknęłam. - Za co... - nie dokończyłam, bo w tym samym czasie Justin znalazł się obok mnie i zaczął mnie łaskotać. Mój śmiech było pewnie słychać na korytarzu. - Justin! Przestań, nie lubię tego.
- Skończę, jeśli przyznasz, że za mną tęskniłaś. - na chwilę się zatrzymał.
- Nie będę kłamać. - odparłam przez co, Justin znów zaczął mnie łaskotać. - O mój Boże, Justin przestań. - krzyczałam i śmiałam się jednocześnie, ale on nic sobie z tego nie robił. - Dobrze! Tęskniłam za tobą!
- Widzisz, łatwo poszło. - przybliżył się do mnie i lekko pocałował moje usta. Poczułam jak moje policzki robią się czerwone. Justin odsunął się i wstał z łóżka.
- Palant. - mruknęłam cicho.
- Słyszałem!
-Bo tak miało być. - odparłam. Justin rzucił mi tylko łobuzerski uśmieszek i przeszedł do salonu. Usiadł na kanapie i włączył telewizor. W tym czasie poszłam do łazienki, by poprawić włosy. Przeczesałam je i przeszłam do salonu, zajmując miejsce obok Justina.
- Jestem głodny. - odparł.
-Chcesz coś zamówić? - spytałam.
- Mam inny pomysł. Kolacja w restauracji, co ty na to?
Zgodziłam się na jego propozycję. Była dopiero godzina 18. A mamy przed sobą całą noc. Ubrałam na siebie zwiewną sukienkę w jasne kwiaty, a na nogi wsunęłam koturny.
Z uśmiechem na twarzy wyszliśmy na kolację.
~*~
Przebywaliśmy z małej restauracji na plaży. Nastrój sali był przyjemny. Panował tu półmrok, który dodawał urokowi temu miejscu. Zajęliśmy stolik w głębi sali. Ściany były pokryte krwistoczerwonymi tapetami z meszkiem. W okół sali stały ogromne belki z ciemnego drewna. W tle grała muzyka klasyczna, gra przez muzyków. Podobało mi się tu.
Zamówiliśmy jedzenie i czekaliśmy na swoje zamówienie. Przyjrzałam się Justinowi.Wyglądam całkiem inaczej niż ostatnio. Jego oczy podkreślały ciemne cienie. Sprawiał wrażenie osoby, która przez kilka dni nie spała. Jego szczęka była mocno zarysowana, a policzki opadnięte. Nie wyglądał za dobrze. W moim brzuchu poczułam ucisk. Co jeśli wygląda tak przeze mnie? Co jeśli go zraniłam, tak bardzo, że przestał jeść i spać? Może miał coś ważnego do zrobienia? W mojej głowie panował chaos. Tysiące pytań cisnęło mi się na język, ale żadnego nie byłam w stanie wypowiedzieć. Coś mnie blokowało.
- Justin wszystko w porządku? - Tylko na takie pytanie było mnie stać. Szatyn miał spuszczoną głowę. Podniósł ją do góry i uśmiechnął się lekko.
-Jasne. - Wyczułam sarkazm. - Jest okej.
Zmarszczyłam brwi i rzuciłam karcące spojrzenie. - Niech ci będzie. Co słychać u Ronnie?
W tym samym momencie kelner przyniósł nam jedzenie. Podał dla nas dwa duże półmiski z sałatką grecką oraz kurczakiem. Podziękowaliśmy i zabraliśmy się za jedzenie.
- Nie wiem. Zerwałem z nią.
Na te słowa, zakrztusiłam się jedzeniem. Kaszlałam bardzo mocno, przez co kilka osób spojrzało się w naszą stronę. Sięgnęłam po wino i pociągnęłam łyk napoju. - Jak to z nią zerwałeś? - sapnęłam cicho. - Dlaczego? Jak?
- Nic ci nie jest? - zmartwił się.
- Nie.- chrząknęłam. - Mów mi wszystko.
- Co jest do opowiadania? Już wcześniej ci mówiłem, że chcę z nią zerwać i nadszedł ten dzień.
- Jak to przyjęła?
Justin westchnął głośno. - Dosyć ciężko. Sądziła, że kłamię i mi nie odpuści. Wyniosła się z własnego domu. Powiedziała, że zostawi go tobie, ale niedługo wróci.
- Justin, dlaczego to zrobiłeś? - wymamrotałam.
Chłopak spojrzał mi prosto w oczy, ujął moją dłoń i ją pogłaskał.
- Bo mam inną dziewczynę.
Kolację kończyliśmy w niezręcznej ciszy. Wzrok miałam skupiony na jedzeniu, jednak czułam, jak Justin się na mnie patrzy. Moje policzki były całe czerwone ze wstydu. Nie mogłam uwierzyć, że Justin zerwał z moją siostrą... dla mnie. Z jednej strony cieszyłam się w duchu jak małe dziecko, że jest szansa na mój związek z Justinem, ale z drugiem czułam ogromne poczucie winy. To przeze mnie. Gdyby nie ja, oni byliby razem dalej. Wiem to.
- Przepraszam, pójdę na chwilę do łazienki. - wymruczałam. Nie patrząc na Justina, ruszyłam biegiem nie do toalety, ale na zewnątrz. Musiałam zaczerpnąć świeżego powietrza. Oceaniczna bryza zderzyła się z moim ciałem. Czułam lekki wiatr muskający moją skórę. Nie było zimno. Były wręcz idealnie. Księżyc rozjaśniał wszystko swoim srebrnym światłem. Gdzieniegdzie migotały mniejsze i większe gwiazdy. Usiadłam na ławce obok wyjścia i poczułam wibracje telefonu. Do całkowitego zniszczenia mi wieczora, brakowało telefonu od Jordana.
- Czego chcesz? - splunęłam ze złością.
-Och, spokojnie księżniczko. - na jego słowa skrzywiłam się. - Kolejne zadanie na ciebie czeka.
- Kolejne? - pisnęłam, wstając z ławki. - Nie chcę już niczego robić.
-Jeśli tego nie zrobisz, ktoś z twoich bliskich umrze.
Westchnęłam i zrezygnowaniem usiadłam ponownie na ławce. - Co mam zrobić?
Jordan opowiedział mi cały plan z dokładnością. Zakończył połączenie, a ja ruszyłam w moje wyznaczone miejsce, zostawiając Justina samego w restauracji.
Pierwszym punktem planu, było dostanie się do furgonetki, w której czekał na mnie cały sprzęt i strój. Pojazd taki czekał na mnie oddalony o 200 metrów oddalony od restauracji. Była otwarta. Weszłam na jej tyły i znalazłam tam tylko noże. Doszłam do wniosku, że będzie to dosyć spokojne zadanie. Zdjęłam z siebie sukienkę, jaką miałam na sobie. Wciągnęłam na nogi skórzane spodnie, botki, oraz koszulkę i ciemną kurtkę. Schowałam broń i wyszłam z auta.
Teraz musiałam się udać do klubu oddalonego o kilka przecznic. Pośpiesznie mijałam budynki, aż nie znalazłam się w klubie.... w którym już byłam. Z odwagą weszłam do środka i od razu przeszłam do rzeczy. Rozglądnęłam się po sali, która była przepełniona ludźmi. Poczułam wibracje swoje telefonu, pośpiesznie odebrałam.
- Co teraz?- zapytałam. Podeszłam do baru, przy którym stałam kilka dni temu i wabiłam swoje ofiary. Zrobiło mi się źle przez to wspomnienie.
- Musisz iść na górę, do boksu numer 5. Tam ktoś będzie na ciebie czekał. Poza tym ślicznie wyglądasz. - usłyszałam pomruk w słuchawce. Rozglądnęłam się, żeby w tłumie znaleźć Jordana.
- Co to kurwa ma być? Pokaż się. Wiem kim jesteś.- warknęłam.
Jordan zaśmiał się do telefonu. - Jeśli wiesz kim jestem, znajdź mnie.
Połączenie się urwało. Wiązanka wyzwisk wyrwała mi się z ust. Schowałam telefon i ruszyłam na górę przez schody. Jordanem zajmę się później. Często zastanawiało mnie, jak będzie wyglądać nasze spotkanie. Co się wydarzy. Pragnę go zabić, lecz nie wiem jak. Szybko i bezboleśnie, czy ranić go tak długo jak on mnie? Pragnę zemsty na nikim innym, jak właśnie na nim. Należy mu się piekło z życia. Dołożę wszelkich starań, by tak się stało. Na piętrze było zaledwie kilka osób. Niezgrabnie poprawiłam swoje włosy, zarzucając je do tyłu. Czułam na sobie wzrok tych ludzi. Miałam wrażenie, że znają mnie tu bardzo dobrze. Wiedzą co robię.
Kurczowo trzymałam się rękojeści noża. Byłam czujna i gotowa. Po kolei mijałam boksy, które były zamknięte. Dotarłam do boksu numer 4. Lecz gdzie jest piąty. Stałam przed masywnymi drzwiami z metalu. Nie byłam pewna co może się tam kryć. Nie czekając przeszłam przez nie i dzięki temu znalazłam się w ciemnym korytarzu. Było tu jeszcze ciemniej niż w tamtej części klubu. Gdzieniegdzie świeciły małe lampeczki z białym światłem. Ściany i podłoga były pokryte czerwonym dywanem. Pachniało tu stęchlizną. Niezbyt przyjemne miejsce. Na korytarzu nie było nikogo. Czułam dziwna, napiętą sytuację. Już wcześniej byłam czujna, ale teraz sięgnęłam granic. Byłam zdenerwowana. Pojedyncze krople potu spływały po moim ciele. Wytarłam ręką czoło i ostrożnie wyciągnęłam nóż.
Znalazłam się przed boksem numer 5. Dłoń ułożyłam na klamce od drzwi. Moje nogi uginały się pod wpływem ciężaru ciała. Serce biło jak szalone. Pragnęłam mieć już to za sobą. Przekroczyłam próg drzwi i znalazłam się w środku. Stałam na małej powierzchni pokoju, który był oddzielony jeszcze kotarą. Odsunęłam ją lekko i ujrzałam Justina stojącego do mnie tyłem. Wewnątrz siebie wydobyłam piskliwy krzyk, jednak na zewnątrz wyglądałam naturalnie. Mam teraz zabić Justina. To on jest kolejną osobą z listy.
"Nie, nie, nie!" krzyczałam w myślach. Pośpiesznie wycofałam się na korytarz. Byłam zdruzgotana i zdenerwowana. Jordan świetne rozłożył karty. Powoli zaczyna mnie niszczyć.
Wybiegłam z klubu z nożem w ręce. Sapałam i płakałam. Poszłam przed siebie w głąb ciemnej uliczki. Uczucia zmieszały się we mnie i nie wiedziałam co myśleć. Wstąpiła we mnie złość, której nie mogłam opanować. Jakim sposobem Justin znalazł się w klubie, w tym boksie? Cała się trzęsłam, ale nie z zimna. Z nerwów. Przy ścianie jednego z budynku ujrzałam dwie dziewczyny. Nie wiem co we mnie wstąpiło. Podeszłam do nich i przecięłam każdej z nich szyje. Ich drobne ciała, bezwładnie opadły na ziemię.
Pragnęłam śmierci każdego, kogo spotkałam na swojej drodze.
Każdy kto na mnie spojrzał lub mnie minął- umarł.
Z moich rąk zginęło jeszcze kilka osób.
Nie byłam sobą. Nie przypominałam nawet Katniss sprzed kilkunastu lat, która zabijała będąc dzieckiem. Teraz weszłam na nowy etap. Zabijanie z zimną krwią. tylko do tego się nadawałam.
Mój oddech był płytki. Biegłam do hotelu. Dopiero po drodze dotarło do mnie co zrobiłam.
Będąc już w pokoju, zrzuciłam z siebie ubrania, które były poplamione krwią. Cudem uniknęłam ludzi w holu i na ulicy.
Będąc pod prysznicem, usłyszałam otwierające się drzwi. Przeraziłam się. Pośpiesznie wybiegłam spod wody, owijając ciało ręcznikiem. Wyciągnęłam broń i wyszłam z łazienki. Przybliżyłam się do ściany. W pokoju pojawił się Justin. Jego mina mówiła sama za siebie, że jest zdziwiony takim widokiem.
-Boże, Justin! - krzyknęłam. - Przestraszyłeś mnie!
-Przepraszam. - rozłożył ręce w geście zmartwienia. - Nie chciałem. Wszystko w porządku? Dlaczego nie zjawiłaś się w klubie? Masz zamiar mi wszystko wyjaśnić?
-Niby co? - odłożyłam broń i zacisnęłam ręce na klatce piersiowej.
Justin spojrzał na mnie z niedowierzaniem. -Poważnie? Nagłe wyjście z restauracji. Później dostałem od ciebie sms'a żebym przyszedł do klubu i nawet się tam nie zjawiłaś. - warknął.
Rozchyliłam usta. Byłam w szoku. Jordan musi mieć dostęp do mojego telefonu. Tylko jak? Dostałam go od Ronnie. - Justin... ja.. przepraszam. - wydukałam. - Nie bądź zły na mnie. Nie wiem co się dzieje.
Szatyn miał cały czas zmarszczone brwi. Po chwili zarys jego twarzy złagodniał. Podszedł do mnie i mnie przytulił. - Już dobrze.
Pod wpływem jego słów rozluźniłam spięte mięśnie i odwzajemniłam uścisk.
-Ubierz się. - wyszeptał mi do ucha. - Zabiorę cię gdzieś.
-Gdzie? - zaciekawiłam się propozycją.
-Niespodzianka.
~*~
Justin jednak daleko mnie nie zabrał. Znajdowaliśmy się na dachu hotelu, w którym przebywaliśmy. Na dachu został stworzony mały ogród botaniczny. Usiedliśmy na jednej z ławek, z której podziwiałam ocean nocą. Czułam się niespokojnie. Nie powiem Justinowi o sytuacji z klubem. Nie mogę go już więcej ranić.
Uśmiech z twarzy Justina nie schodził. Miałam wrażenie, że zapomniał o tym całym świecie, który nas otacza. Postanowiłam zachować się jak on. Odprężyłam się i posłałam mu uśmiech. Chłopak objął mnie ramieniem przez co jeszcze bardziej zmniejszył odległość pomiędzy nami. Gdybym była normalną dziewczyną, uznałabym, że jest to jedna z wspaniałych randek. Ogród, ocean, ciemne niebo pokryte gwiazdami. Romantyczne napięcie, pomiędzy kochankami. Moje życie jest zbyt skomplikowane, na takie proste rzeczy. Niepewnie oparłam głowę na ramieniu Justina.
-Jak się czujesz? - zapytał mnie cicho. Przez chwilę nie wiedziałam co odpowiedzieć. Nie wiedziałam jak się czuje. Byłam jedną mieszkanką uczuciową. Czułam się nijak. Westchnęłam.
-Dobrze. - skłamałam. - A ty?
- Mogło być lepiej. - przyznał. - Cieszy mnie fakt, że jestem przy tobie.
Mój brzuch eksplodował. Poczułam miłe uczucie ciepła. To przyjemne, słyszeć takie słowa. Mimowolnie zachichotałam. Odprężałam się stopniowo.
Jak dobrze.
Nie musieliśmy za dużo rozmawiać. Wystarczyła nam nasza obecność. Justin chwycił moją dłoń i delikatnie ją masował. Poczułam się dobrze.
-Kat, muszę ci coś wyznać. Coś bardzo ważnego. - powiedział stanowczo.
Zmartwiłam się. Co jeśli chce powiedzieć, że ma mnie dosyć i to jest czułe pożegnanie? Nie chcę go ponownie stracić.
-Słucham. - wyszeptałam przeraźliwie łamiącym się głosem.
Szatyn przez chwilę siedział w ciszy, jakby myślał nad doborem słów. Odwrócił głowę z moją stronę i spojrzał mi prosto w oczy. Jego wzrok przeszedł mnie na wylot. Ponownie się zdenerwowałam.
- Kocham Cię Katniss, kocham cię cholernie mocno. Nie mogłem już wytrzymać. Codziennie walczyłem z moim uczuciem. Raniło mnie to, że mnie odtrącasz. Powoli godziłem się z tym, że nic do mnie nie czujesz...
Miałam łzy w oczach. Przerwałam mu i pocałowałam go. Pocałunek był gorący i pełen uczucia. Był całkiem inny od tych, które razem przeżyliśmy. Ten był najlepszym. Odsunęłam się lekko od niego.
- Też cię kocham, Justin.
~*~
Po tym jak wyznałam Justinowi swoje uczucia, poczułam się wspaniale. Miałam wrażenie, jakby pewien ciężar spadł z mojego serca. Siedzieliśmy na kanapie, wtuleni do siebie.
-Obejrzyjmy jakiś mecz. - zaproponowałam.
- Ty i sport? - chłopak się zdziwił. - Nowość.
-Hej! - uderzyłam go lekko w pierś. - Jeszcze dużo o mnie nie wiesz.
- Ale z chęcią się wszystkiego dowiem. - wyszeptał i pocałował mnie w usta.
Sięgnęłam po polot od telewizora i włączyłam go na kanale informacyjnym.
"Wiadomość z ostatniej chwili. Groźny morderca z Miami."
Na te słowa uwolniłam się z uścisku Justina i usiadłam prosto.
" Dziś w nocy odnaleziono pięć martwych ciał ludzi w różnym przedziale wiekowym. Policja rozwiązuje tę dziwną zagadkę. Jak się okazało, podobne zdarzenia miały miejsca w okolicach Nowego Yorku. Prosimy mieszkańców o uwagę i bezpieczeństwo. "
-Justin, musimy uciekać.
Od autorki: PRZEEPRASZAM WAS BARDZO. 3 tygodnie czekaliście na rozdział i jest szczerze do dupy. Osobiście liczyłam, że w tym czasie będziecie komentować rozdział 17, żeby jakoś zmotywować mnie do pisania, ale no jak widać............:))))))))))
PROSZĘ ZRÓBCIE MI PREZENT NA DZIEŃ DZIECKA I ZOSTAWCIE PO SOBIE MULTUM KOMENTARZY :((
Sądziłam, że po egzaminach będzie już lajt, natomiast jest jeszcze gorzej, niż sądziłam.
Co sądzicie o rozdziale? Swoje zdanie piszcie w komentarzach.
Mogą pojawiać się liczne błędy, bo rozdział nie jest sprawdzany a nie mam na to już siły.
Do następnego skarby moje kochane x
Z uśmiechem na twarzy wyszliśmy na kolację.
~*~
Przebywaliśmy z małej restauracji na plaży. Nastrój sali był przyjemny. Panował tu półmrok, który dodawał urokowi temu miejscu. Zajęliśmy stolik w głębi sali. Ściany były pokryte krwistoczerwonymi tapetami z meszkiem. W okół sali stały ogromne belki z ciemnego drewna. W tle grała muzyka klasyczna, gra przez muzyków. Podobało mi się tu.
Zamówiliśmy jedzenie i czekaliśmy na swoje zamówienie. Przyjrzałam się Justinowi.Wyglądam całkiem inaczej niż ostatnio. Jego oczy podkreślały ciemne cienie. Sprawiał wrażenie osoby, która przez kilka dni nie spała. Jego szczęka była mocno zarysowana, a policzki opadnięte. Nie wyglądał za dobrze. W moim brzuchu poczułam ucisk. Co jeśli wygląda tak przeze mnie? Co jeśli go zraniłam, tak bardzo, że przestał jeść i spać? Może miał coś ważnego do zrobienia? W mojej głowie panował chaos. Tysiące pytań cisnęło mi się na język, ale żadnego nie byłam w stanie wypowiedzieć. Coś mnie blokowało.
- Justin wszystko w porządku? - Tylko na takie pytanie było mnie stać. Szatyn miał spuszczoną głowę. Podniósł ją do góry i uśmiechnął się lekko.
-Jasne. - Wyczułam sarkazm. - Jest okej.
Zmarszczyłam brwi i rzuciłam karcące spojrzenie. - Niech ci będzie. Co słychać u Ronnie?
W tym samym momencie kelner przyniósł nam jedzenie. Podał dla nas dwa duże półmiski z sałatką grecką oraz kurczakiem. Podziękowaliśmy i zabraliśmy się za jedzenie.
- Nie wiem. Zerwałem z nią.
Na te słowa, zakrztusiłam się jedzeniem. Kaszlałam bardzo mocno, przez co kilka osób spojrzało się w naszą stronę. Sięgnęłam po wino i pociągnęłam łyk napoju. - Jak to z nią zerwałeś? - sapnęłam cicho. - Dlaczego? Jak?
- Nic ci nie jest? - zmartwił się.
- Nie.- chrząknęłam. - Mów mi wszystko.
- Co jest do opowiadania? Już wcześniej ci mówiłem, że chcę z nią zerwać i nadszedł ten dzień.
- Jak to przyjęła?
Justin westchnął głośno. - Dosyć ciężko. Sądziła, że kłamię i mi nie odpuści. Wyniosła się z własnego domu. Powiedziała, że zostawi go tobie, ale niedługo wróci.
- Justin, dlaczego to zrobiłeś? - wymamrotałam.
Chłopak spojrzał mi prosto w oczy, ujął moją dłoń i ją pogłaskał.
- Bo mam inną dziewczynę.
Kolację kończyliśmy w niezręcznej ciszy. Wzrok miałam skupiony na jedzeniu, jednak czułam, jak Justin się na mnie patrzy. Moje policzki były całe czerwone ze wstydu. Nie mogłam uwierzyć, że Justin zerwał z moją siostrą... dla mnie. Z jednej strony cieszyłam się w duchu jak małe dziecko, że jest szansa na mój związek z Justinem, ale z drugiem czułam ogromne poczucie winy. To przeze mnie. Gdyby nie ja, oni byliby razem dalej. Wiem to.
- Przepraszam, pójdę na chwilę do łazienki. - wymruczałam. Nie patrząc na Justina, ruszyłam biegiem nie do toalety, ale na zewnątrz. Musiałam zaczerpnąć świeżego powietrza. Oceaniczna bryza zderzyła się z moim ciałem. Czułam lekki wiatr muskający moją skórę. Nie było zimno. Były wręcz idealnie. Księżyc rozjaśniał wszystko swoim srebrnym światłem. Gdzieniegdzie migotały mniejsze i większe gwiazdy. Usiadłam na ławce obok wyjścia i poczułam wibracje telefonu. Do całkowitego zniszczenia mi wieczora, brakowało telefonu od Jordana.
- Czego chcesz? - splunęłam ze złością.
-Och, spokojnie księżniczko. - na jego słowa skrzywiłam się. - Kolejne zadanie na ciebie czeka.
- Kolejne? - pisnęłam, wstając z ławki. - Nie chcę już niczego robić.
-Jeśli tego nie zrobisz, ktoś z twoich bliskich umrze.
Westchnęłam i zrezygnowaniem usiadłam ponownie na ławce. - Co mam zrobić?
Jordan opowiedział mi cały plan z dokładnością. Zakończył połączenie, a ja ruszyłam w moje wyznaczone miejsce, zostawiając Justina samego w restauracji.
Pierwszym punktem planu, było dostanie się do furgonetki, w której czekał na mnie cały sprzęt i strój. Pojazd taki czekał na mnie oddalony o 200 metrów oddalony od restauracji. Była otwarta. Weszłam na jej tyły i znalazłam tam tylko noże. Doszłam do wniosku, że będzie to dosyć spokojne zadanie. Zdjęłam z siebie sukienkę, jaką miałam na sobie. Wciągnęłam na nogi skórzane spodnie, botki, oraz koszulkę i ciemną kurtkę. Schowałam broń i wyszłam z auta.
Teraz musiałam się udać do klubu oddalonego o kilka przecznic. Pośpiesznie mijałam budynki, aż nie znalazłam się w klubie.... w którym już byłam. Z odwagą weszłam do środka i od razu przeszłam do rzeczy. Rozglądnęłam się po sali, która była przepełniona ludźmi. Poczułam wibracje swoje telefonu, pośpiesznie odebrałam.
- Co teraz?- zapytałam. Podeszłam do baru, przy którym stałam kilka dni temu i wabiłam swoje ofiary. Zrobiło mi się źle przez to wspomnienie.
- Musisz iść na górę, do boksu numer 5. Tam ktoś będzie na ciebie czekał. Poza tym ślicznie wyglądasz. - usłyszałam pomruk w słuchawce. Rozglądnęłam się, żeby w tłumie znaleźć Jordana.
- Co to kurwa ma być? Pokaż się. Wiem kim jesteś.- warknęłam.
Jordan zaśmiał się do telefonu. - Jeśli wiesz kim jestem, znajdź mnie.
Połączenie się urwało. Wiązanka wyzwisk wyrwała mi się z ust. Schowałam telefon i ruszyłam na górę przez schody. Jordanem zajmę się później. Często zastanawiało mnie, jak będzie wyglądać nasze spotkanie. Co się wydarzy. Pragnę go zabić, lecz nie wiem jak. Szybko i bezboleśnie, czy ranić go tak długo jak on mnie? Pragnę zemsty na nikim innym, jak właśnie na nim. Należy mu się piekło z życia. Dołożę wszelkich starań, by tak się stało. Na piętrze było zaledwie kilka osób. Niezgrabnie poprawiłam swoje włosy, zarzucając je do tyłu. Czułam na sobie wzrok tych ludzi. Miałam wrażenie, że znają mnie tu bardzo dobrze. Wiedzą co robię.
Kurczowo trzymałam się rękojeści noża. Byłam czujna i gotowa. Po kolei mijałam boksy, które były zamknięte. Dotarłam do boksu numer 4. Lecz gdzie jest piąty. Stałam przed masywnymi drzwiami z metalu. Nie byłam pewna co może się tam kryć. Nie czekając przeszłam przez nie i dzięki temu znalazłam się w ciemnym korytarzu. Było tu jeszcze ciemniej niż w tamtej części klubu. Gdzieniegdzie świeciły małe lampeczki z białym światłem. Ściany i podłoga były pokryte czerwonym dywanem. Pachniało tu stęchlizną. Niezbyt przyjemne miejsce. Na korytarzu nie było nikogo. Czułam dziwna, napiętą sytuację. Już wcześniej byłam czujna, ale teraz sięgnęłam granic. Byłam zdenerwowana. Pojedyncze krople potu spływały po moim ciele. Wytarłam ręką czoło i ostrożnie wyciągnęłam nóż.
Znalazłam się przed boksem numer 5. Dłoń ułożyłam na klamce od drzwi. Moje nogi uginały się pod wpływem ciężaru ciała. Serce biło jak szalone. Pragnęłam mieć już to za sobą. Przekroczyłam próg drzwi i znalazłam się w środku. Stałam na małej powierzchni pokoju, który był oddzielony jeszcze kotarą. Odsunęłam ją lekko i ujrzałam Justina stojącego do mnie tyłem. Wewnątrz siebie wydobyłam piskliwy krzyk, jednak na zewnątrz wyglądałam naturalnie. Mam teraz zabić Justina. To on jest kolejną osobą z listy.
"Nie, nie, nie!" krzyczałam w myślach. Pośpiesznie wycofałam się na korytarz. Byłam zdruzgotana i zdenerwowana. Jordan świetne rozłożył karty. Powoli zaczyna mnie niszczyć.
Wybiegłam z klubu z nożem w ręce. Sapałam i płakałam. Poszłam przed siebie w głąb ciemnej uliczki. Uczucia zmieszały się we mnie i nie wiedziałam co myśleć. Wstąpiła we mnie złość, której nie mogłam opanować. Jakim sposobem Justin znalazł się w klubie, w tym boksie? Cała się trzęsłam, ale nie z zimna. Z nerwów. Przy ścianie jednego z budynku ujrzałam dwie dziewczyny. Nie wiem co we mnie wstąpiło. Podeszłam do nich i przecięłam każdej z nich szyje. Ich drobne ciała, bezwładnie opadły na ziemię.
Pragnęłam śmierci każdego, kogo spotkałam na swojej drodze.
Każdy kto na mnie spojrzał lub mnie minął- umarł.
Z moich rąk zginęło jeszcze kilka osób.
Nie byłam sobą. Nie przypominałam nawet Katniss sprzed kilkunastu lat, która zabijała będąc dzieckiem. Teraz weszłam na nowy etap. Zabijanie z zimną krwią. tylko do tego się nadawałam.
Mój oddech był płytki. Biegłam do hotelu. Dopiero po drodze dotarło do mnie co zrobiłam.
Będąc już w pokoju, zrzuciłam z siebie ubrania, które były poplamione krwią. Cudem uniknęłam ludzi w holu i na ulicy.
Będąc pod prysznicem, usłyszałam otwierające się drzwi. Przeraziłam się. Pośpiesznie wybiegłam spod wody, owijając ciało ręcznikiem. Wyciągnęłam broń i wyszłam z łazienki. Przybliżyłam się do ściany. W pokoju pojawił się Justin. Jego mina mówiła sama za siebie, że jest zdziwiony takim widokiem.
-Boże, Justin! - krzyknęłam. - Przestraszyłeś mnie!
-Przepraszam. - rozłożył ręce w geście zmartwienia. - Nie chciałem. Wszystko w porządku? Dlaczego nie zjawiłaś się w klubie? Masz zamiar mi wszystko wyjaśnić?
-Niby co? - odłożyłam broń i zacisnęłam ręce na klatce piersiowej.
Justin spojrzał na mnie z niedowierzaniem. -Poważnie? Nagłe wyjście z restauracji. Później dostałem od ciebie sms'a żebym przyszedł do klubu i nawet się tam nie zjawiłaś. - warknął.
Rozchyliłam usta. Byłam w szoku. Jordan musi mieć dostęp do mojego telefonu. Tylko jak? Dostałam go od Ronnie. - Justin... ja.. przepraszam. - wydukałam. - Nie bądź zły na mnie. Nie wiem co się dzieje.
Szatyn miał cały czas zmarszczone brwi. Po chwili zarys jego twarzy złagodniał. Podszedł do mnie i mnie przytulił. - Już dobrze.
Pod wpływem jego słów rozluźniłam spięte mięśnie i odwzajemniłam uścisk.
-Ubierz się. - wyszeptał mi do ucha. - Zabiorę cię gdzieś.
-Gdzie? - zaciekawiłam się propozycją.
-Niespodzianka.
~*~
Justin jednak daleko mnie nie zabrał. Znajdowaliśmy się na dachu hotelu, w którym przebywaliśmy. Na dachu został stworzony mały ogród botaniczny. Usiedliśmy na jednej z ławek, z której podziwiałam ocean nocą. Czułam się niespokojnie. Nie powiem Justinowi o sytuacji z klubem. Nie mogę go już więcej ranić.
Uśmiech z twarzy Justina nie schodził. Miałam wrażenie, że zapomniał o tym całym świecie, który nas otacza. Postanowiłam zachować się jak on. Odprężyłam się i posłałam mu uśmiech. Chłopak objął mnie ramieniem przez co jeszcze bardziej zmniejszył odległość pomiędzy nami. Gdybym była normalną dziewczyną, uznałabym, że jest to jedna z wspaniałych randek. Ogród, ocean, ciemne niebo pokryte gwiazdami. Romantyczne napięcie, pomiędzy kochankami. Moje życie jest zbyt skomplikowane, na takie proste rzeczy. Niepewnie oparłam głowę na ramieniu Justina.
-Jak się czujesz? - zapytał mnie cicho. Przez chwilę nie wiedziałam co odpowiedzieć. Nie wiedziałam jak się czuje. Byłam jedną mieszkanką uczuciową. Czułam się nijak. Westchnęłam.
-Dobrze. - skłamałam. - A ty?
- Mogło być lepiej. - przyznał. - Cieszy mnie fakt, że jestem przy tobie.
Mój brzuch eksplodował. Poczułam miłe uczucie ciepła. To przyjemne, słyszeć takie słowa. Mimowolnie zachichotałam. Odprężałam się stopniowo.
Jak dobrze.
Nie musieliśmy za dużo rozmawiać. Wystarczyła nam nasza obecność. Justin chwycił moją dłoń i delikatnie ją masował. Poczułam się dobrze.
-Kat, muszę ci coś wyznać. Coś bardzo ważnego. - powiedział stanowczo.
Zmartwiłam się. Co jeśli chce powiedzieć, że ma mnie dosyć i to jest czułe pożegnanie? Nie chcę go ponownie stracić.
-Słucham. - wyszeptałam przeraźliwie łamiącym się głosem.
Szatyn przez chwilę siedział w ciszy, jakby myślał nad doborem słów. Odwrócił głowę z moją stronę i spojrzał mi prosto w oczy. Jego wzrok przeszedł mnie na wylot. Ponownie się zdenerwowałam.
- Kocham Cię Katniss, kocham cię cholernie mocno. Nie mogłem już wytrzymać. Codziennie walczyłem z moim uczuciem. Raniło mnie to, że mnie odtrącasz. Powoli godziłem się z tym, że nic do mnie nie czujesz...
Miałam łzy w oczach. Przerwałam mu i pocałowałam go. Pocałunek był gorący i pełen uczucia. Był całkiem inny od tych, które razem przeżyliśmy. Ten był najlepszym. Odsunęłam się lekko od niego.
- Też cię kocham, Justin.
~*~
Po tym jak wyznałam Justinowi swoje uczucia, poczułam się wspaniale. Miałam wrażenie, jakby pewien ciężar spadł z mojego serca. Siedzieliśmy na kanapie, wtuleni do siebie.
-Obejrzyjmy jakiś mecz. - zaproponowałam.
- Ty i sport? - chłopak się zdziwił. - Nowość.
-Hej! - uderzyłam go lekko w pierś. - Jeszcze dużo o mnie nie wiesz.
- Ale z chęcią się wszystkiego dowiem. - wyszeptał i pocałował mnie w usta.
Sięgnęłam po polot od telewizora i włączyłam go na kanale informacyjnym.
"Wiadomość z ostatniej chwili. Groźny morderca z Miami."
Na te słowa uwolniłam się z uścisku Justina i usiadłam prosto.
" Dziś w nocy odnaleziono pięć martwych ciał ludzi w różnym przedziale wiekowym. Policja rozwiązuje tę dziwną zagadkę. Jak się okazało, podobne zdarzenia miały miejsca w okolicach Nowego Yorku. Prosimy mieszkańców o uwagę i bezpieczeństwo. "
-Justin, musimy uciekać.
Od autorki: PRZEEPRASZAM WAS BARDZO. 3 tygodnie czekaliście na rozdział i jest szczerze do dupy. Osobiście liczyłam, że w tym czasie będziecie komentować rozdział 17, żeby jakoś zmotywować mnie do pisania, ale no jak widać............:))))))))))
PROSZĘ ZRÓBCIE MI PREZENT NA DZIEŃ DZIECKA I ZOSTAWCIE PO SOBIE MULTUM KOMENTARZY :((
Sądziłam, że po egzaminach będzie już lajt, natomiast jest jeszcze gorzej, niż sądziłam.
Co sądzicie o rozdziale? Swoje zdanie piszcie w komentarzach.
Mogą pojawiać się liczne błędy, bo rozdział nie jest sprawdzany a nie mam na to już siły.
Do następnego skarby moje kochane x