poniedziałek, 30 grudnia 2013

Rozdział 3




Szczerze?
Była osobą, którą chciałam zobaczyć tutaj ostatnią.
Dziewczyna ma wielkie szczęście, że przeżyła. 
Dlaczego nie mogłam jej zabić wcześniej? 
Dzień przed rodzicami?
A mowa o Jade West.

- Jak miło, że zawitałaś do nas Katniss. - w jej słowach było można wyczuć najwyższy poziom sarkazmu.

Czułam jak moje mięśnie się naprężają. W tej chwili miałam po prostu ochotę zrobić jej krzywdę. Wytargać za włosy, uderzyć, rozbić jej głowę o mur, przeciąć krtań nożem. W mojej głowie kumulowało się wiele negatywnym myśli i sposobów zabicia tej dziewczyny. Ponownie załączył mi się instynkt mordercy. Pracowałam nad nim 9 lat. W ciągu trzydziestu sekund ponownie się we mnie obudził.

- Życie już masz za miłe? - odgryzłam jej się. Słowa te znacznie jej się nie spodobały, na jej twarzy pojawił się znaczy grymas, dający mi dowód na to, jak ją dotknęły moje słowa. - Świetnie wiesz do czego jestem zdolna, więc po co szukasz zaczepki? - dodałam.

Jade przez chwilę się nie odzywała. Widocznie chciała wymyślić coś, co mogło mnie urazić, jednak jej się nie udało. Zrobiła krok w moją stronę. Stała ode mnie w odległości 3 metrów.

- Szkoda, że wyszłaś tak szybko, należało ci się jeszcze parę lat kochanie. - beszczelnie się uśmiechnęła.

To był cios poniżej pasa. Nie mogłam już wytrzymać, chciałam tylko podejść i uderzyć ją z całej pięści. Już zrobiłam pierwszy krok, lecz się opamiętałam. Jej właśnie na tym zależy, żeby mnie zdenerwować, bym mogła zrobić jej krzywdę, a ja wtedy wrócę do ośrodka.

- Nie uda ci się. - zrobiłam kilka kroków i stanęłam naprzeciwko niej. - Może masz mnie za słabą, ale to pomyłka. Mam w sobie więcej siły, niż ci się wydaje i jeśli myślisz, że w tak łatwy sposób mnie złamiesz, to nie tędy droga. - wypowiedziałam na jednym wdechu. Spojrzałam na nią po raz ostatni i się odwróciłam. Za sobą usłyszałam ciche "pieprz się". Zaśmiałam się po cichu i odeszłam.

Udało mi się właśnie zapanować nad emocjami. 
W końcu!


~*~

-To chyba ten dom. - wymruczałam cicho do siebie. Stałam przed opuszczonym starym domem. Okolica i numeracja się zgadza. Sądząc po zewnętrznym stanie domu, ma się on źle. Widać, że odkąd Ronnie go opuściła nikt w nim nie zamieszkał. Nie dziwię się temu faktu. Kto by chciał zamieszkać w domu, w którym brutalnie zostali zamordowali ludzie, do tego z rąk dziecka....

Obeszłam dom w około, by znaleźć jakieś miejsce, przez które wejdę do środka. Niestety nic nie znalazłam, więc zostało mi tylko jedno. Znalazłam kamień leżący na trawie i z całych sił rzuciłam nim w okno, które się rozbiło. Rozległ się głośny huk. Pośpiesznie ukryłam się, by nikt mnie nie zauważył. Przeczekałam chwilę, jednak nie słyszałam żadnych głosów, więc uznałam, że nikt tego nie słyszał. Wsadziłam rękę do środka, by znaleźć otwarcie okna, gdy je znalazłam, pociągnęłam za nie i okno się otworzyło. Wyciągając rękę, przecięłam się o rozbite szkło. Ból przeszedł przez całe moje ciało i głośno zasyczałam. Z moich ust wydobyła się wiązanka przekleństw.

Ostrożnie przeszłam przez okno przedostając się do środka. Mocno ściskałam moją ranę. Poszłam do łazienki, by znaleźć opatrunek. Całe szczęście, apteczka się znalazła.

Po opatrzeniu ran, postanowiłam przeszukać wszystkie dokumenty. Musiałam odnaleźć, nasze akty urodzenia, miejsce zameldowania i inne papiery, które potwierdziłyby, że albo ktoś był adoptowany, albo nie. Przeszukałam cały salon oraz sypialnie, ale nic nie znalazłam, został mi tylko gabinet ojca. Nie było to duże pomieszczenie. Idealnie mieściło biurko i różne komody. Otworzyłam jedną z szuflad. Po dłuższych poszukiwaniach do moich rąk wpadł bardzo interesujący papierek.
 Przeszukałam kilka teczek i za każdym razem odszukałam coś lepszego.


Byłam już zmęczona, więc zabrałam to co było interesujące i wyszłam z gabinetu, jednocześnie stając przed drzwiami mojego dawnego pokoju. Podniosłam rękę przykładając ją do klamki, chwilo się zawahałam, jednak otworzyłam drzwi i weszłam do środka. Pokój wyglądał tak samo, jak w dniu, w którym go opuściłam. Meble stały całe w kurzu, a w powietrzu unosiły się nitki pajęczyn. Wszelkie moje zabawki lub rzeczy, które tu miałam zostały zabrane. Ten fakt mnie bardzo dziwi. Czy chcieli się pozbyć mojej "obecności" w domu? Nic mnie tutaj nie trzymało, więc wyszłam z pokoju i zeszłam na dół. Przechodząc na tyły domu, moją uwagę przykuło małe przejście pod schodami. Przeszłam tam, lecz to były jedynie schody, więc postanowiłam tam nie iść. Zakryłam rozbitą szybę kotarą i wyszłam w domu, zamykając drzwi.

Moja rana nadal  obficie krwawiła, gdyż mój opatrunek jest cały przesiąknięty krwią.
Na dworze był już zmierzch. Słońce chowało się za koronami drzew. Miałam jeszcze trochę czasu, zanim mój autobus przyjedzie. Rozglądnęłam się po okolicy, by sprawdzić, czy nikt mnie nie widzi.
Całe szczęście nikogo nie było, więc szybko pobiegłam do lasu. Chciałam iść do swojego miejsca.

Las znacznie się zmienił. Urosło wiele nowych roślin i drzew, a do tego stara ścieżka znikła. O tyle dobrze, "baza" nie była oddalona daleko i szybko udało mi się ją znaleźć. Jedynie co tam znalazłam, to powalone i zniszczone drzewa. Podejrzewam, że znaleźli te miejsce. Nie miałam co tu szukać, więc postanowiłam pójść już na przystanek i czekać na autobus, który mnie zabierze do domu.

~*~

Wchodząc do domu, rozejrzałam się czy nikogo nie ma, bym mogła szybko zabrać apteczkę i zmienić opatrunek. W całym domu było cicho. Zabrałam potrzebne mi rzeczy i pobiegłam do mojej łazienki. Zdjęłam stary opatrunek. Rana nie wyglądała za dobrze i szczerze mówiąc, potrzebna mi jest wizyta u lekarza, jednak nie mogę powiedzieć Ronnie gdzie byłam. Sięgnęłam po wodę utlenioną i przemyłam nią ranę. Z moich ust wydobył się przerażający krzyk. To był nieprzyjemny ból. Po chwili jednak on ustąpił. Użyłam maści na skaleczenia i założyłam nowy bandaż. Zmieniłam ubrania i poszłam do kuchni przygotować sobie kolację. Justina i Ronnie nadal nie było w domu. Sądzę, że Ronnie by do mnie napisała gdzie jestem, albo chociaż zostawiła wiadomość, że gdzieś wychodzi. Przygotowałam sobie tosty z dżemem. Jedzenie zabrałam do salonu, gdzie usiadłam przed TV.


-Katniss? Jesteś?!- usłyszałam przeraźliwe wołanie.

-Ronnie?

-Katniss proszę pomóż mi!

Wydawało mi się, że ten krzyk dochodził z przedpokoju. Jednak nikogo tam nie było.

-Katniss! - usłyszałam ponownie swoje imię, jednak hałas dochodził z korytarzu sypialnego. Pobiegłam tam lecz nikogo nie było.

-Kto tu jest?! - wykrzyczałam na cały dom. Po cichu poszłam do kuchni i sięgnęłam po nóż.

-Katniss, no chodź do mnie. - w tej chwili, ton głosu ten osoby był inny. Taki spokojny, lecz zły.

-Kim kolwiek jesteś wyjdź i się pokaż! - byłam przerażona. Ktoś był u mnie w domu. Kiedy mógł wejść?!

Zapanowała cisza. Strach obleciał mnie całą. Co jeśli jest to jakiś morderca i teraz chce zabić mnie.

-Katniss u ciebie w pokoju! - to był ponownie ten przeraźliwy krzyk. Nie zwlekałam i pobiegłam do swojej sypialni. Zapaliłam światło, lecz nic tutaj nie znalazłam.

Zadzwonił telefon. Cała drżałam.

-Halo? - odezwałam się niepewnie.

W słuchawce usłyszałam głośne sapanie. - Witaj Katniss.

-Kim ty do cholery jesteś? - krzyknęłam.

- A czy to ważne? Czas teraz zagrać w twoją grę. To teraz ty, będziesz straszona i obiecuję ci, że jeśli coś zrobisz z tym, to ktoś zginie, a dobrze wiesz, że będziesz główną podejrzaną.

Miałam łzy w oczach. To był istny horror. Co to miało oznaczać?

- Czego ty ode mnie chcesz? - mógł głos drżał.

- Zemsty. Tylko to się dla mnie liczy. Podejdź skarbie do okna.

Zrobiłam krok i w oddali pod lasem zobaczyłam ciemną postać. Po posturze widziałam, że to mężczyzna.

-Daj mi spokój!

-Gra się dopiero zaczyna. - zaśmiał się i rozłączył. W kuchni usłyszałam huk spadając talerzy. W moich ust wydobył się krzyk. Pobiegłam do kuchni. Po całej podłodze były rozbite talerze, a na ścianie widniał napis "Gra dopiero się zaczyna". 

Padłam na podłogę i zaczęłam przeraźliwie płakać. Usłyszałam dzwięk otwieranych drzwi.

-Jest tu ktoś? - usłyszałam męski głos. To był Justin.

-Justin! - wykrzyczałam i pobiegłam do niego. Rzuciłam mu się w ramiona i nadal płakałam.

- Katniss co się stało?

Nie byłam w stanie odpowiedzieć mu na pytanie. Sama chciałam wiedzieć co się tutaj stało. Byłam w szoku i nie potrafiłam nic powiedzieć. Justin odwzajemnił mój uścisk, przez co poczułam się bezpieczna. Uspokoiłam się i przestałam płakać. Złapałam go za rękę i pociągnęłam do kuchni.

- Co tu się stało? - zdziwiony złapał się za włosy.

- Mogę wszystko wyjaśnić.

~*~

- Jak myślisz, kto to może być? - Justin od pół godziny zadawał mi wiele pytań Był zdziwiony tym całym wydarzeniem.

- Nie wiem. - odpowiedziałam krótko.

- A te głosy?

Wzruszyłam ramionami. Też bym chciała znać odpowiedź na te wszystkie pytania.

- Musi iść z tym na policję. - wstał. -

- Nie! - krzyknęłam i również stanęłam. - Nie możemy tego zrobić.

-Dlaczego? Ta osoba jest niebezpieczna. - w jego głosie można było wyczuć zmartwienie.

- Zagroził mi, że wtedy kogoś zabije, a przecież dobrze wiesz jak to się może skończyć.

Justin nic nie odpowiedział. Dobrze wiedział co miałam na myśli. Byliśmy w tej sprawie bez radni i zostało nam tylko czekać, aż to się skończy.

-Gdzie Ronnie? - zmieniłam temat.

- Zostaje na noc w pracy. Chodź, posprzątamy to.

-Okej.

Sprzątanie zajęło nam około dwóch godzin. Byłam zmęczona, Justin także. Poszłam do łazienki, by wziąć szybki prysznic. W pokoju zasłoniłam rolety. Jednak już się nie cieszę, że mam taki widok na las. Chciałam do niego uciekać w nocy, jednak chyba będę musiała z tego zrezygnować.

Justin wszedł do mnie do pokoju.

- Jak się czujesz? - zapytał siadając na łóżko.

- Chyba dobrze, jednak nadal się boję. Ten dzień, to zbyt wiele jak dla mnie.

- Co masz na myśli? - sądząc po jego minie, był zaciekawiony tym tematem. Sięgnęłam po torbę i wyciągnęłam z niej kilka teczek, podając je chłopakowi.

- Co to jest?

- Zobacz. - za proponowałam. Pamiętasz naszą wczorajszą rozmowę?

Kiwnął głową. - Pojechałam dzisiaj do mojego dawnego domu.

- Dlaczego to zrobiłaś? - zapytał gwałtownie.

- Spokojnie. Chciałam wiedzieć jak jest. A teraz zobacz. - wskazałam na teczki.

Justin otwierał każdą po kolei i czytał tekst.

- No dobrze, ciągle jest poruszana twoja osoba oraz Ronnie. Co to oznacza?

Spojrzałam mu w oczy i westchnęłam.

-Oznacza to, to, że Ronnie nie jest moją prawdziwą siostrą.




Od autorki: Cześć. Wiem, że nie było rozdziału, ale wynikało to z tego, że albo miałam słaby internet, albo mi się nie chciało, lecz ostatecznie stało się coś z komputerem i nie miałam go przez kilka dni. No ale w końcu napisałam rozdział. 

JAK WAM SIĘ PODOBA TEN ROZDZIAŁ? CO POWIECIE O TYM INCYDENCIE W DOMU I KTO TO MOŻE BYĆ? ZDZIWIENI TĄ SZOKUJĄCĄ INFORMACJĄ NA KOŃCU? PISZCIE W KOMENTARZACH, KTÓRE SĄ MILE WIDZIANE. ZACHĘCAJĄ MNIE DO DALSZEGO PISANIA.

SĄDZĘ, ZE 4 ROZDZIAŁ POJAWI SIĘ DO KOŃCA TEGO TYGODNIA :) 


sobota, 14 grudnia 2013

Rozdział 2



Gdy Justin wszedł do salonu, myślałam, że jestem w śnie. Pierwszy raz na oczy widziałam idealnego chłopaka na świecie. Robił piorunujące pierwsze wrażenie. 

- Cześć, jestem Justin, a ty? - chłopak podszedł do mnie i wysunął prawą dłoń.

-Katniss.- opowiedziałam nieśmiało.

W jego wyglądzie było coś niepokojącego. Budził wielkie zainteresowanie, ale jednocześnie zdziwienie i zmartwienie. Czy to możliwe, żeby na tej ziemi istniał tak idealny chłopak? Do tego jeszcze jest chłopakiem mojej siostry i mieszka w tym samym domu co ja?
To za wiele jak dla mnie.

- Siadajcie, już podaje do stołu. - poinformowała nas Ronnie. Jej słowa zadziałały na mnie jak pobudka.
Dosłownie. Musiało to być krępujące dla Justina - stać tak i wpatrywać się w niego. Zasiadłam na swoje miejsce i ukradkiem spojrzałam na Justina, który także spoglądał w moją stronę. Speszona spuściłam wzrok.

-Słyszałem o twojej przykrej historii. - odezwał się nagle za chrypniętym głosem. Mój wzrok skierował się na niego.

-To naprawdę przykra sprawa.- zmarszył brwi. - Pamiętaj, że masz w nas wsparcie i zawsze będziemy gotowi ci pomóc. - uśmiechnął się.

- Dzięki. - odpowiedziałam szybko. Może na zewnątrz nie ukazywałam żadnych uczuć jednak, od środka aż mnie rozrywało od szczęścia. To co powiedział Justin było bardzo urocze i miłe.

Do stołu podeszła Ronnie podając zapiekankę. Obiad minął nam w miłej atmosferze. Rozmawialiśmy na różne tematy. Dowiedziałam się, że Justin zajmuje się muzyką. Gra na różnych instrumentach oraz śpiewa, lecz traktuje to jak hobby. Pracuje w pobliskim zakładzie samochodowym. Mieszkał z rodzicami i młodszym rodzeństwem. Mogę też stwierdzić, że jest w porządku człowiekiem. Opowiadał również o tym, jak świetne ma z nimi kontakty i jak często z nimi się spotyka.

W tamtym momencie poczułam się źle i Justin to od razu zauważył.
Wiedział o co chodzi. Na jego twarzy pojawiło się zmartwienie.

- Ja już pójdę do siebie. - wymruczałam do siebie i pośpiesznie wstałam.

-Katniss. - Ronnie wypowiedziała moje imię. Odwróciłam się w ich stronę. - Jesteś zła?

- Nie. Jest wszystko w porządku. - wymusiłam uśmiech. Przepraszam, ale źle się czuje.

Gdy znikłam z zasięgu ich widoku, pobiegłam do pokoju, zamknęłam drzwi na klucz, rzuciłam się na łóżko i momentalnie wybuchłam płaczem. Czy dopiero teraz dochodzi do mnie co ja właściwie zrobiłam? Przez długie lata, podczas pobytu w szpitalu nie uroniłam ani jednej łzy, nie czułam żadnych wyrzutów sumienia. Nie ukazywałam żadnych uczuć. Byłam ludzkim robotem bez serca.
Już pierwszego dnia - który jeszcze nie minął - obudziły się we mnie uczucia. W mojej podświadomości rodzi się ta myśl, co tak naprawdę zrobiłam. Ile ludzi zabiłam i ile wyrządziłam przykrości rodzinom, które te bliskie osoby straciły.
Byłam złym człowiekiem, ale świat w okół mnie też był zły i nie mogłam tak żyć. To bolało, więc chciałam bólu osób, które mnie krzywdziły.
To chore prawda?

Przez dłuższą chwilę płakałam, aż ze zmęczenia zamknęłam oczy i zasnęłam.


~*~

Powolnie otworzyłam oczy. Spojrzałam na zegarek, który wskazywał dopiero godzinę 21.30. Przespałam kilka godzin i nie czułam się już tak zmęczona. Szczerze nie wiedziałam co robić, więc postanowiłam wziąć prysznic.
Powędrowałam do garderoby, w której znalazłam ubrania nadające się na piżamę i poszłam z nimi do łazienki. Odłożyłam je na szafce i odkręciłam wodę, która w ciągu piętnastu minut zapełniła całą wannę. Dodałam płynu do kąpieli, przez co powstała góra piany.
Zdjęłam swoje ubrania,które miałam na sobie i powoli weszłam do wanny, odprężając się. Taka kąpiel dobrze mi zrobi.
Podczas siedzenia w wannie myślałam o swoim życiu. Doszłam do wniosku, że nie mogę zacząć się nad sobą użalać, jak jakieś małe dziecko i wziąć się w garść. W końcu przed dziewięć lat, które spędziłam w ośrodku, nie płakałam, więc teraz też mi się to uda. Potrzebuję tylko wewnętrznej motywacji i sądzę, że mi się uda. Jestem teraz wolnym człowiekiem, z nową kartą, w nowym mieście. Nikt mnie tu nie zna, więc masz duże szansę, że znajdę tutaj jakiegoś przyjaciela, dzięki któremu uda mi się prowadzić normalne życie.

Woda zrobiła się już zimna, więc postanowiłam wyjść z wody. Sięgnęłam po ręcznik i dokładnie osuszyłam ciało. Założyłam świeżą bieliznę oraz piżamę. Wyciągnęłam korek, przez co woda zaczęła znikać. Zgasiłam światło i wyszłam z łazienki.

Byłam już w pokoju, aż nagle usłyszałam pukanie do drzwi. Podeszłam do nich, otworzyłam je i moim oczom ukazał się Justin.

-Mogę wejść? - spytał ze zmartwieniem.

-Jasne, wejdź.

Wszedł do pokoju i usiadł na łóżko.
Wow wybrał sobie miejsce.

-Słuchaj, chcę cię przeprosić. Nie chciałem cię urazić...

Przerwałam mu. - Justin, jest wszystko okey. - skłamałam.- Nie jestem na ciebie zła, więc nie masz mnie za co przepraszać.

Teoretycznie nic mi takiego nie zrobił. To jedynie natłok tych wszystkich słów i myśli wywołuje u mnie taki dziwny stan. A jestem w tym domu zaledwie dzień..

- Jesteś pewna?

-Mhmm. - kiwnęłam głową.

- To świetnie.- uśmiechnął się. - A właśnie! Miałem ci przekazać, że jutro Ronnie chce zabrać się na zakupy, pokazać okolice. Wiesz o co mi chodzi?

-Taaak, wiem. - zachichotałam.

Justin przyglądnął mi się z uwagą.

- Co? - wymsknęło mi się z ust.

- Nie jesteś podobna do swojej siostry, a to jest bardzo dziwne. Nie dziwi cię ten fakt?

- Szczerze, nigdy o tym nie myślałam. Przecież to nic takiego.

Słowa Justina obudziły we mnie nowe uczucie i było ono niepokojące. Żadna z nas chyba o tym nie myślała. Czy to możliwe, że nie jesteśmy rodziną? Jeśli nie, to kim byli ludzie, którzy się mną opiekowali?

-Wszystko gra? - Justin "wyrwał" mnie z myśli.

-Tak, tak. - posłałam mu uśmiech. - Wszystko okej.

- Ja już będę iść do siebie. Pamiętaj, jeśli będziesz czegoś potrzebowała, to możesz zawsze do mnie przyjść.

- Dzięki.

Justin uśmiechnął się do mnie. Wstał z łóżka, pożegnał się ze mną i wyszedł z pokoju.

Natomiast ja, upadłam na łóżko i w ust wydobyłam ciężkie westchnięcie.

-No to zapowiada się niezła jazda. - wymruczałam do siebie pod nosem. Nie mogę tego wszystkiego tak zostawić, bez dokładnej wiedzy. Nawet jeśli dowiem się, że Ronnie nie jest moją siostrą, to wiem, że mnie nie wyrzuci. Spędziłyśmy ze sobą dzieciństwo. Znaczy... część dzieciństwa, ale to nie zmienia faktu, że wiąże nas jakaś więź, nawet jeśli nie rozmawiałyśmy ze sobą ponad dziewięć lat.
Jest mi ona teraz potrzebna. To właśnie na niej ciąży teraz niesienie mi pomocy. To ona jest moją ostatnią deską ratunku. Po dzisiejszej naszej rozmowie w aucie, doszłam do wniosku, że jednak jest jakaś mała szansa na uwolnienie się od tego wszystkiego. Potrzebna jest tylko moja determinacja i Ronnie.

Jutro muszę zacząć "szukać" prawdy.

~*~

Obudziły mnie wpadające do pokoju promienie słoneczne. Przeciągnęłam się i powolnie wyszłam z łóżka.
Podeszłam do okna i wyszłam na taras. Na dworze było ciepło. Mieliśmy połowę maja. Podziwiałam las.. Tak bardzo tęsknię, za tymi spacerami pomiędzy drzewami. Chodziłam do niego nawet późnym wieczorem, nie bałam się, że coś może mnie tam zaatakować. Szczerze, było mi to obojętne.

Poszłam do łazienki i wykonałam poranną toaletę. Z garderoby wyciągnęłam jeansy oraz luźną koszulkę. Ubrałam się i wyszłam z pokoju. Nie słyszałam żadnych hałasów z dołu, więc uznałam, że Ronnie jeszcze śpi. Postanowiłam przygotować dla nas śniadanie. Jedynie co mi do głowy wpadło i co chyba umiałam robić, to była jajecznica. Wyciągnęłam z lodówki potrzebne mi składniki. Trochę więcej czasu zajęło mi znalezienie patelni. Jednak w końcu udało mi się ją znaleźć. Odkręciłam gaz na gazówkę i postawiłam na niej patelnię.

-Mmmm, co robisz? - usłyszałam za sobą moją siostrę.

- Nie śpisz już?

Ronnie pokręciła głową. - Siadaj zaraz podam jajecznicę.

Dokończyłam przygotowywanie i nałożyłam jedzenie na talerze. Sięgnęłam po sztućce i podałam śniadanie. Przekąsiłam pierwszy kęs i uznałam, że taka zła nie jest.

-Justin wczoraj ci przekazał plany na dzisiejszy dzień? - Cholera, muszę się jakoś wywinąć. Nie mogę iść teraz na zakupy, po takiej wiadomości?

Kiwnęłam niepewnie głową.

- Właśnie, będziemy musiały to przenieść. Wyszły mi niezapowiedziane ważne sprawy i muszę je dzisiaj załatwić, nie jesteś zła?

- Szkoda, ale to nic. Pójdziemy innym razem. - starałam się zabrzmieć naturalnie i pokazać jej, że się tym przejęłam, jednak to mnie uszczęśliwiło. Dzięki temu, mam możliwość przeszukania rodzinnych akt. - Przejdę się gdzieś dzisiaj. Mam ochotę pójść na spacer po lesie. - zaśmiałam się.

- Czemu nie, dobrze ci to zrobi. - stwierdziła. - Przy lodówce wiszą klucze dla ciebie. Będę się już zbierać. Uważaj na siebie.

Dziewczyna po 15 minutach wyszła w domu. Postanowiłam nie marnować czasu. Poszłam do siebie. Pomalowałam się i umyłam zęby. Zabrałam potrzebne rzeczy takie jak: telefon, klucze, pieniądze oraz bluzę. Wyszłam przed dom i zamknęłam go.

Nie wiedziałam czym jechać i jak. Mieszkaliśmy na przedmieściach miasteczka. Nie wiem gdzie leży moje rodzinne miasto. Minęło tyle czasu...

Na drugiej stronie ulicy dostrzegłam kobietę.

-Przepraszam, gdzie jest tutaj najbliższy przystanek?

Kobieta wyjaśniła mi dokładnie drogę dojścia. Podziękowałam i skierowałam się na przystanek. Po 10 minutach udało mi się go znaleźć. Sprawdziłam godziny jazdy. Najbliższy autobus będzie dopiero za pół godziny. Nie miałam innego wyjścia tylko czekać na jego przyjazd. Wyciągnęłam słuchawki oraz telefon. W playliście nie było nic ciekawego. Wieczorem będę musiała wyszukać wiele utwór, abym miała co słuchać.

W końcu autobus przyjechał. Zajęłam swoje miejsce. Siedziało w nim kilka osób. Zapłaciłam za bilet i ruszyliśmy. Sądziłam, że trasa nie zajmie tak dużo czasu, jednak jechaliśmy prawie godzinę. Spojrzałam na zegarek, wskazywał 14.35. Miałam w planach wrócić przed 20, ale bez żadnych dobrych dowodów nie wrócę tak szybko. Autobus się zatrzymał, wysiadłam z niego i spojrzałam na rozpiskę. Ostatnie autobusy jechały o 19.30 i 20.30. Trochę późno jeśli mam wracać kolejną godzinę.

Rozglądnęłam się po okolicy. Wyglądało to wszystko inaczej. Może nawet i trochę lepiej, jednak i tak można wyczuć tę dziwną atmosferę. Znajdowałam się w okolicach centrum miasteczka, więc do byłego domu jest trochę drogi. Nie tracąc czasu, ruszyłam.

Mijałam wiele znajomych twarzy. Sądzę, że oni także mnie rozpoznali. Ich spojrzenia mówiły same za siebie.

Znalazłam się już na drodze, przy której stoi mój dom. Po lewej stronie nadal jest ten sam las, który był moich schronieniem. Cudze domy także nic się nie zmieniły. Nadal było tu źle.

- Nie wierzę, kogo tu spotkałam! - usłyszałam za sobą piskliwy głos, który bardzo dobrze mogę poznać. Odwróciłam się do tej osoby, a z moich ust padło ciche " ty mała dziwko".

Od autorki: Nie dodawałam rozdziału, ponieważ ten tydzień był piekłem! Przez 3 dni pisałam próbne egzaminy + miałam sprawdziany, poprawy i trudne zebranie. Za to, spięłam się i napisałam drugi rozdział. Mam nadzieję, że Wam się spodobał. Pamietajcie, że fabuła dopiero się rozkręca. Jak myślicie, kogo spotkała Katniss? Podpowiem Wam, że jest to osoba z dzieciństwa. To tyle ode mnie.

DZIĘKUJE ZA KOMENTARZE W ROZDZIALE 1! MAM NADZIEJĘ, ŻE TEN TEŻ TAK MIŁO SKOMENTUJECIE.







niedziela, 8 grudnia 2013

Rozdział 1


-Katniss Gomez proszona na salę!- usłyszałam znajomy głos sędzi.
Drzwi rozchyliły się i zostałam wciągnięta na salę przez dwóch strażników. Przeszłam przez bramkę i stanęłam przy ławie. 

-Katniss, zostałaś tu wezwana w świadomych względów. - zwrócił się do mnie. - Panna Gomez, znacznie poprawiła swoje zachowanie, więc nasz ośrodek daje jej szansę.
Zostanie warunkowo zwolniona i trafi do swojej siostry, panny Grande. - wskazał na kobietę, w kręconych jasno brązowych lokach. 

Ostatni raz widziałam ją... 9 lat temu. W chwili zamknięcia mnie w szpitalu. Znacznie się zmieniła. Zastanawia mnie także fakt zmienionego nazwiska. Sędzia przerwał moje przemyślenia, wygłaszając do mnie mowę.

-Katniss, pamiętaj, że dajemy ci szansę. Jeśli przez pół roku uda ci się przeżyć spokojnie, ostatecznie zostaniesz wypisana z naszego ośrodka przez co będziesz się mogła cieszyć wolnością. Zostanie ci także przydzielony pracownik, który będzie cię codziennie odwiedzał w różnych porach dnia i będzie monitorował twoje zachowanie.- posłał mi najsztuczniejszy uśmiech jaki mógł.

Dobrze wiedziałam, że oni chcieli się mnie stąd pozbyć. Nienawidzili mnie, a ja ich. Wystarczyło zagrać przez kilka miesięcy grzeczną dziewczynkę, a oni naiwni od razu to łykali. Dzięki temu, w części będę wolna i mam dużą możliwość dokończenia kilku spraw z dzieciństwa.

- Ogłaszam sprawę za zamkniętą! - wypowiedział i na sali rozległ się charakterystyczny dźwięk młotka odbitego o stół. Ludzie zaczęli się rozchodzić w mnie zaprowadzono do mojego pokoju.

Pokój jak pokój. Starano się, żeby to wyglądało dosyć naturalnie, jednak zawsze czułam się tu źle. Kraty na oknach i rozsuwane okienka w drzwiach zawsze kojarzyły mi się z więzieniem. I ten o to szpital w pewnym stopniu nim był. Nie bez powodu mnie by tu zamknięto za zamordowanie siedmiu osób. Od zawsze byłam sama, nawet tutaj. Nikt nie chciał ze mną rozmawiać, bo się mnie bał. Dobrze wiedzieli ile jest we mnie gniewu. Każde ich złe słowo bądź ruch narażało ich życie na niebezpieczeństwo.

Powolnie podeszłam do dużej szafy i otworzyłam ją. Z dołu wyciągnęłam małą dziecięcą torbę. To właśnie w niej miałam spakowane swoje ubranka w dniu, w którym tutaj przybyłam. Przez cały ten okres rosłam i wyrosłam z tych ubrań i zostałam zmuszona do noszenia specjalnych kombinezonów. Jedynie na rozprawy miałam przygotowaną czarną prostą sukienkę, od dyrektorki ośrodka. 

Wrzuciłam do torby różne przedmioty jakie tutaj miałam przy sobie. Poprawiłam łóżko i usiadłam na krześle czekając na przybycie mojej siostry oraz dyrektora z moim opiekunem. Domyślam się,  ze Ronnie nie chce mnie przyjąć, tak samo ja, nie chciałam u niej mieszkać. Wystawiła mnie. W ogóle się ze mną nie kontaktowała. Przez te dziewięć lat, była cisza i teraz nagle jesteśmy skazane na siebie. Zastanawia mnie często fakt, co by było gdybym ją zabiła w tę noc, kiedy zabiłam rodziców. Ale nie mogłam tego zrobić. Nigdy nie chciałam jej robić krzywdy. Nie raniła mnie, a mój proces był łatwy. Ten kto mnie ranił, był zabity.
Czasami były dni, gdzie byłam na nią zła, lecz często stawała w mojej obronie. Ostatecznie sprawiło to, że zniknęła z mojej "listy" osób, które zabije.

Drzwi otworzyły się i do pokoju weszła moja siostra. Spojrzałam w jej oczy i widać było, że się mnie boi. Jej źrenice były znacznie powiększone, przez co jej stan był dziwny. Ocknęła się i posłała mi zimny uśmiech, który mimowolnie odwzajemniłam.

- Gratulujemy, jesteś wolna Katniss. - podeszła do mnie dyrektorka i uścisnęła dłoń. - To jest Effie. Będzie monitorowała to jak się zachowujesz. - wskazała na wysoką blondynkę. Przywitałyśmy się ze sobą. -

- Chodź pojedziemy już do domu. - odezwała się Ronnie, przez co moja głowa szybko skierowała się w jej stronę.
- Tak, masz chyba rację. - skinęłam głową i wyszłyśmy z pokoju.

Siedząc już w aucie, ostatni raz spojrzałam na ośrodek. Szczerze, nie będę za nim tęsknić. Jest tam źle, nawet bardzo źle i nie chcę tam wracać. Ronnie odpaliła auto i ruszyłyśmy. Pewnie każda z nas nie wiedziała co ma w tej chwili powiedzieć. Jechałyśmy drogą zalesioną z dwóch stron. Wyjazd z ośrodka był długi i zajął nam trochę czasu. Chciałam zagłuszyć ciszę.

-Ymm mogę? - wskazałam ręką na radio samochodowe.

-Tak, jasne. - Ronnie skinęłam głową.

Włączyłam radio i zaczęłam szukać jakieś sensownej stacji. Po znalezieniu odpowiedniej stacji oparłam się o fotel i wypuściłam powietrze z ust. Mimo że, muzyka rozbrzmiewała w aucie to i tak czułam się skrępowana. Postanowiłam temu zapobiedz. I tak czekała nas rozmowa.

-Ronnie słuchaj. Wiem, że ci z tym wszystkim źle. Mi również jest źle. Ta cała sprawa nie wydaje się łatwa. Pewnie dziwnie jest żyć z myślą, że pod twoim dachem będzie teraz mieszkała morderczyni, ale to się zmieniło. Nie możesz mnie ciągle winić za śmierć rodziców. Dobrze wiesz, że byłam.... że jestem chora, ale będę się teraz starać i obiecuje, że nie zrobię ci krzywdy. Nie mogłabym... - poczułam nagłą potrzebę rozpłakania się i wtulenia się w nią. Przez ten cały czas nikt nie okazywał mi uczuć i przez te moje słowa poczułam coś nie określonego, coś czego nigdy nie czułam.

Ronnie wypuściła powietrze z ust i spojrzała na mnie, jednak szybko przerzuciła wzrok na drogę asfaltową, na którą właśnie wjechałyśmy.
- Katniss wiem o tym. Możliwe, że też źle postąpiłam. Powinnam się tobą interesować, a nie zostawić samą. Też popełniłam wiele błędów. Nie żyje przeszłością. Boli mnie jedynie fakt, że rodzice nie żyją, a ja nie mogłam ciebie powstrzymać. Mogłabym chociaż uratować mamę. Jednak w tamtej chwili poczułam wielki strach i nic nie potrafiłam zrobić.

Uroniłam łzę. Właśnie ja. Osoba, która zabiła ludzi, nie rozczulałam się nad sobą. Nie czułam żadnej winy, nic. To właśnie teraz nagle uczucia we mnie powstały i przedostały się na zewnątrz. Pośpiesznie otarłam łzę.

-Damy razem radę. - uśmiechnęłam się. Ronnie także się uśmiechnęła.
Możliwe, że jest szansa, żeby te chłodne kontakty zmieniły się w miłe siostrzane relacje.

~*~

-Katniss witaj w domu. - Ronnie zaparkowała auto przed dużym domem.

-Wow, ty tu mieszkasz? - byłam pod wielkim zdziwieniem. Wyszłam z auta i rozglądnęłam się. Okolica była nawet przyjazna. Dom stał przy lesie. Tak jak mój dawniejszy, a jeśli jest to ten sam dom i miasto, tylko nic nie pamiętam?

Siostra zaśmiała się. - No tak jakoś wyszło.

- Ale.. - zaczęłam niepewnie.

-Nie, to nie jest nasz poprzedni dom, jeśli o tym myślisz. - przerwała mi. - Także, jesteśmy w innym mieście. Widzisz, po śmierci rodziców zostałam przeniesiona do cioci Sam. Ale i ja i ona nie mogłyśmy wytrzymać spojrzeń ludzi z Castle City, więc przeprowadziłyśmy się do Armindown. To właśnie tutaj zaczęłam nowe życie, a nawet poznałam swojego obecnego chłopaka.

-To ty masz chłopaka? - zaśmiałam się.

-Sądziłaś, że całe życie będę samotna?

-Masz w sumie rację. - burknęłam pod nosem.

-Chodź pokaże ci dom. - Ronnie zamknęłam auto w garażu i poszłyśmy po schodach na górę. Otworzyła drzwi frontowe, a moim oczom ukazało się jasne, przestrzenne mieszkanie. Weszłyśmy do środka.

- No więc tutaj jest duże pomieszczenie dzienne. Jest tutaj kuchnia, salon i jednocześnie jadalnia. - Pokój był rozjaśniony przez wielkie okna, z których można podziwiać okolice i las.

- Nie boisz się, że ktoś cię tak podgląduje? - zdziwiłam się.

-Nie, jest to lustro weneckie, więc jestem spokojna. - zachichotała.

Następnie zwiedziłam gabinet, łazienkę i jej pokój.

- A na koniec twój pokój! - otworzyła drzwi i ukazał mi się piękny pokój.

- Zrobiłaś go dla mnie?

Ronnie skinęła głową. - Masz specjalnie przygotowaną nową garderobę. Nie wiem czy będzie w twoim guście.

- Serio? - zakpiłam. - W szpitalu nosiłam tylko kombinezon, więc jestem pewna, że stroje mi się spodobają.

Rozsunęłam drzwi i weszłam do mini garderoby, przejrzałam szybko ubrania, ale już zrobiły na mnie wielkie wrażenie.

-Ubrania są śliczne, dziękuję. - zagruchałam radośnie.

Pokój był duży. Miałam także swój własny balkon z widokiem na las. Bardzo cieszył mnie ten fakt. W pomieszczeniu znajdowało się także biurko, skórzany fotel i najważniejsze - wygodne, ogromne łóżko.

- Nie wierze, że zrobiłaś to wszystko dla mnie.

- To uwierz! - zaśmiała się. - Ale mam coś jeszcze dla ciebie.

Spojrzałam na nią zdziwiona. Ronnie podeszła do komódki i wyciągnęła z niej małe pudełeczko.

-Sądzę,  że teraz ci się on przyda. - wręczyła mi ładne opakowane pudełko. Otworzyłam je. Prezentem okazał się telefon.

- O rany! - pisnęłam. - Dziękuję, dziękuję, dziękuję! - rzuciłam się na nią i mocno przytuliłam. - Nawet nie wiesz jak bardzo się z tego cieszę.

- Nie ma za co. Możesz iść się teraz odświeżyć i się przebrać a ja przygotuje dla nas obiad.

-Jasne.


~*~

Kąpiel i zmiana ubrań zajęła mi około godziny. Gotowa i odświeżona zeszłam na dół do Ronnie. W kuchni unosiły się piękne zapachy.

- O! Dobrze, że już jesteś. Właśnie chciałam się wołać na obiad. Możesz nakryć?

Podeszłam do lady i zabrałam sztućce oraz naczynia.

- 3 talerze? - spytałam zdziwiona.

- No tak. Ty, ja i mój chłopak.

-To wy razem mieszkacie?

W tym samym momencie do salonu wszedł chyba najprzystojniejszy chłopak na ziemi.

- Katniss, poznaj mojego chłopaka Justina.




Od autorki: Cześć. Macie już pierwszy rozdział! Jest krótki, ale chciałam go dzisiaj szybko skończyć, gdyż w tym tygodniu mam próbne egzaminy i dużo nauki ;o Myślałam, też nad tym, żeby rozdziały były krótkie, ale pojawiały się regularnie? Co wy na to? Za błędy przepraszam, bo nie sprawdziłam. Proszę zostawcie komentarz, bo to jest znak dla mnie, że czytacie to i szanujecie moją pracę, bo szczerze inaczej mogę wykorzystać ten czas.

O fabułę się nie martwcie, to dopiero początek, akcja się rozwinie i już niedługo padnie pierwsza ofiara naszej Katniss :)

Do następnego kochani :) 

piątek, 6 grudnia 2013

Prolog.




Czy w Twojej głowie obudziła się myśl, której w żaden sposób nie jesteś w stanie opanować?
Budzi się w tobie ogromny gniew i rządza zemsty i śmierci osób, których nienawidzisz?
Starannie układasz plan śmierci poszczególnych osób. 
Ta umrze śmiercią powolną i męcząca, a ta, śmiercią szybką i łagodną.
Zastanawia Was pewnie, dlaczego tak o tym piszę?
Powód jest łatwy.
Już w wieku dziewięciu lat byłam bita i poniżana.
Na każdym kroku, każdy życzył mi źle.
Traktowali mnie za gorszą.
Za inną.
A byłam sobą. Możliwe, że żyłam w swoim świecie, ale przynajmniej tam byłam bezpieczna.
Las.
To moje ulubione miejsce. To właśnie tak mogłam się odizolować od tej chorej rzeczywistości.
W lesie, nikt mnie nie szukał, nie bił, nie dogryzał.
To właśnie tam mogłam się wyciszyć. 
Pewnego dnia obiecałam sobie, że zemszczę się na tych wszystkich, którzy wyrządzili mi krzywdę.
Nie ważne czy była ona mała, czy duża.
Pragnęłam zemsty. 
Chciałam by te osoby w końcu poczuły mój ból. Nie chciałam dawać im nauczki.
Chciałam ich czystej śmierci. 
Pragnęłam widzieć ich zimne, blade ciało tonące w czerwonej krwi.
To był mój cel.
Zabić.

Mimo, że byłam tak młoda, w głowie starannie układałam plan śmierci każdej osoby.
Śledziłam każdy ich krok.
Ich życie było jak karta, którą miałam w dłoni i mogłam zrobić z nią co chcę.
Musiałam uważnie skraść broń ojca leśniczego.
W nocy gdy spokojnie spał sobie z moją matką i moją siostrą, skradłam się do jego gablot i ukradłam dwa małe karabinki, oraz nóż. 
Nikt nie mógł zauważyć brakującej broni.
Nikt.

Następnego dnia nie wróciłam do domu. 
"Tropiłam" moje dwie pierwsze ofiary.
Przyjaciółki, które niszczyły mi życie.
Pach!
W mgnieniu oka z głów dziewczyn zaczęła się sączyć ciemna krew.
Pobiegłam szybko do lasu, aby przeczekać, aż ludzie z miasteczka zaczną się zbierać. 
Po czasie pojawili się moi rodzice, wtedy mogłam bezpiecznie pobiec do domu, aby odłożyć broń.


I tak w kilka kolejnych dni, umierały pokolei moje ofiary.
Jedna za drugą.
W mieście zaczął rosnąć strach. 
Kto mógł być następny.
Padały również podejrzenia, kto może być tym chorym mordercą, jednak jeszcze ani razu nie wytypowano mnie.

Dzisiejszej nocy miałam zabić rodziców. Tych, których nienawidziałam najbardziej.
Traktowali mnie jak gówno, a dla nich liczyła się tylko moja siostra. 
To właśnie dzisiaj, miały zginąć moje ostatnie ofiary.
Jak co noc, skradłam się do gabloty i zabrałam pistolet i nóż. 
Nie wiedziałam czym zakończyć ich życie.
Postawiłam jednak na nóż, by nie zrobić zamieszania.
Skradłam się do pokoju rodziców. 
Ojciec się obudził, zaczął krzyczeć, jednak za późno. Z jego krtani strumienien zaczęła płynąć krew. 
Spojrzałam na przerażoną matkę.
Podeszłam do niej.
"To za co, co ze mną robiliście".
Wyszeptałam do jej ucha i zadałam kilka ciosów w brzuch.

Nie spodziewałam się, że całemy zdarzeniu przyglądywała się siostra.
Podbiegła do mnie i zaczęła się ze mną szarpać. Odebrała mi nóż i zaciągnęła gwałtownie do gabinetu ojca, gdzie zamknęła mnie tam na klucz. Nie miałam jak wyjść.
W mojej głowie zaczął rodzić się lęk i myśl co teraz ze mną będzie.

Po 15 minutach drzwi się otworzyły, a w nich stanęło dwóch policjantów. Zaczęłam się szarpać i wyrywać, ale to nic nie dawało, byli silniejsi ode mnie. Teraz wiedziałam co mnie czeka...

Zamknięto mnie w pokoju. Dobrze wiedziałam, że to była cela dla dzieci. Typowa prowizorka. Do pokoju weszło kilku ludzi. Zabrali mnie na salę rozpraw, gdzie miałam odpowiedzieć za swoje czyny.
Byłam świadoma tego, że jestem w sądzie. Może mieli mnie za dziecko, ale wiedziałam bardzo dużo jak na swój wiek. Przez okres pobytu w "pokoju" pytano mnie o mój motyw mordestw i jaki był tego cel.

"Oskarżona zostaje uznana za winną i zostanie przekierowana do specialistyczneto ośrodka dla osób chorych psychicznie." 
Tylko to usłyszałam.

Dziś mam już 18 lat i rozpoczynam nowe życie.
Na wolności. 
Po dziewięciu latach męki w szpitalu jestem wolna!
Teraz ponownie mogę dokończyć, to co zaczęłam.
Strzeż się, bo to właśnie Ty możesz być moją następną ofiarą.

Od autorki: CZEŚĆ WAM! Jak widzicie jest to prolog, mojego nowego opowiadania. Niektórzy z was mogą mnie kojarzyć z mojego byłego opowiadania o Jelenie, niestety blog ten przestał mnie interesować. Obudził się we mnie nowy pomysł i o to jest moja nowa perełka! W prologu nie chciałam, za wiele Wam zdradzać, bo całą historię poznacie w ciągu opowiadania. Mam nadzieję, że Wam się to spodoba i jeśli chcecie być informowani to zostawcie komentarz!