wtorek, 15 kwietnia 2014

Rozdział 16



-Justin możemy porozmawiać? - podeszłam do kanapy, którą zajmował Justin. Szatyn grał w jedną ze swoich gier na konsoli. W domu panowała cisza. Jedyne hałasy wydobywały się z telewizora. Ronnie wyszła dziś z przyjaciółką do klubu. Zdziwiło mnie to, że Justin puścił ją tam samą. Rozumiem,  że jest z przyjaciółką, ale sądzę, że każdy chłopak w ramach bezpieczeństwa, poszedł by za swoją dziewczyną.

- Jasne. Siadaj obok. - poinstruował mnie. Zajęłam delikatnie miejsce, siadając od niego jak najdalej. Od tej nieprzyjemnej chwili w hotelu, nie rozmawialiśmy ze sobą "normalnie".

-Pamiętasz tego chłopaka ze szpitala? Kit'a? - spytałam spoglądając na telewizor. Nie czułam się pewnie spoglądając w oczy Justina. Postanowiłam zachować się ostrożnie.

- To ten gość, którego chciałaś zabrać ze sobą? - on również na mnie nie spojrzał. Był zajęty graniem, jednak zachował podzielność uwagi i skupił się równiej na naszej rozmowie. Mruknęłam cicho na znak, że to właśnie o niego mi chodziło. - Tak, pamiętam go, dlaczego pytasz?

W jego głosie wyczułam obojętność, a jednocześnie zainteresowanie. To bardzo dziwnie brzmi. Nie byłam pewna, czy Justin chce ze mną rozmawiać. - Chodzi o to, że po tym incydencie w restauracji, coś mnie tknęło, żeby jednak zadzwonić do szpitala i zapytać się o niego.

- I co się dowiedziałaś? - brnął w temat. 

Zmarszczyłam brwi, gdy usłyszałam te pytanie. - Nigdy nie było tak chłopaka o imieniu Kit. - westchnęłam ciężko. Justin niespodziewanie zatrzymał grę. Joystick odłożył na stół i ostrożnie na mnie spojrzał. Dopiero w tamtym momencie spojrzałam w oczy chłopaka. Dostrzegłam w nich iskierki zdziwienia i zmartwienia.

- Więc. - zaczął. - Skoro to nie był Kit, to kim był ten chłopak?

- Nie mam pojęcia Justin. - przewróciłam oczami. - Kobieta sądziła, że zwariowałam i chciała mnie zapisać na wizytę do szpitala.

- Ale chyba tego nie zrobiła? - spytał opierając się o poduszkę.

- Nie. - stwierdziłam. - Powiedziałam, że może pomyliłam imię. Justin to nie wygląda za dobrze. - wrzasnęłam. - Najpierw moja bójka z kimś, kto nie jest Kit'em, później Jade i teraz ta wiadomość. Najgorsze jest to, że każdy z nich wypowiedział podobne słowa.

- Jakie? - zdziwił się Justin.

- Że wiedzą co mnie czeka. - wyszeptałam zaciągając się powietrzem. 

~*~

Nie ciągnęliśmy dalej tego tematu. Uznaliśmy, że lepiej będzie chociaż na dzisiaj o wszystkim zapomnieć. Jako że Ronnie była nieobecna, Justin postanowił się ze mną jakoś rozerwać. Pojechaliśmy do sklepu i zakupiliśmy kilka piw oraz papierowy. Na co dzień nie pije, ani nie pale. Co ja gadam. Teoretycznie nigdy nie próbowałam używek, co dla współczesnego nastolatka jest nowością. 

- Nie wierzę, że nigdy nie udało ci się zdobyć łyka piwa lub raz zaciągnąć się papierosem. - wybeczał przez śmiech Justin. 

To była niestety prawda. Mimo że, kilka starszych osób paliło legalnie, wśród nas papierosy, to nigdy nie mogliśmy się do nich zbliżyć. Nastolatkom, którzy ukończyli osiemnaście lat na nic nie pozwalano. Traktowali nas jak dzieci. Byliśmy czyści. Wiele młodszych od nas próbowało ukraść papierosy, ale kończyło się to dla nich bolesną karą. Nie chciałam być ponownie bita, więc darowałam sobie kradzieże fajek. Może to i dobrze? Jako nieliczna, byłam niezdemoralizowana przez używki, a to się rzadko przytrafia.

- Zobaczysz, będzie ci miło. - stwierdził Justin wysiadając z auta.

Weszliśmy do sklepu i skierowaliśmy się na dział z alkoholem.

-Dużo tego. - wypowiedziałam spoglądając na wysoki regał ciągnący się w nieskończoność. Półki były wypchane po same brzegi. Stały na nich prze najróżniejsze rodzaje piw, wódek, koniaków i whisky. - No więc, co bierzesz?

- Możesz sama wybrać. - zaproponował. Spojrzałam na niego z zdezorientowaniem. Nie byłam pewna czy mówi poważnie. Nie znałam się na ich smakach i rodzajach, więc nie mieliśmy pewności czy wybiorę dobrze. Chłopak ruchem dłoni ponaglił mnie do wyboru. Jeszcze raz spojrzałam na alkohol przede mną. I że pomyśleć, że Justin chce mnie pierwszy raz spić. Trochę to jest nie w porządku i nie sądzę, żeby to było zgodne z prawem. Ale, co mnie nagle prawo obchodzi?

Zabrałam dwa piwa korzenne, jakąś butelkę wódki oraz whisky. - Podoba ci się mój wybór? - spytałam Justina. Przyglądał mi się w dużą ostrożnością. - Wszystko w porządku?

Ocknął się i posłał mi uśmiech, który postanowiłam odwzajemnić. - Wybrałaś świetnie. - pochwalił mnie. Nie wyobrażam sobie nas - pijących. Och, to będzie żałosne.

Powędrowaliśmy do kasy zabierając również jakieś przekąski oraz napoje do wódki. - Justin to nie skończy się dobrze. - wyszeptałam mu do ucha. Kasjerka kasowała nasze produkty, rzucając nam podejrzliwe spojrzenie. Justin zakupił jeszcze paczkę swoich ulubionych papierosów.

- Nie wiedziałam, że palisz. - wypowiedziałam spokojnie.

- Palę, żeby żadna z was niczego nie widziała. Ronnie nie lubi palaczy. - Justin wyciągnął zapalniczkę i podpalił papierosa. - Ale tobie to chyba nie przeszkadza? - spytał troskliwie. - Chcesz?

Machnęłam ręką. - W domu. Nie zapominaj, że nie umiem się zaciągać. - Justin jedynie mruknął coś pod nosem i zaciągnął się dymem, który pod wpływem małego wiatru przeleciał mi pod nosem. Przywykłam już do dymu tytoniowego. Nawet go chyba polubiłam.


~*~

Szatyn podszedł do konsoli i załączył muzykę.

- Duża ta impreza. - wypowiedziałam z sarkazmem.

- Nie narzekaj. - skarcił mnie Justin. - Nawet nie wiesz, jak imprezy w dwójkę mogą być ciekawsze, od tych normalnych.

- Zaraz się przekonamy. - wyszeptałam tak, by Justin już tego nie słyszał. Z głośników grała nieznana mi muzyka. Był to rap - ulubiony gatunek Justina. Natomiast nie mogłam rozpoznać wykonawcy piosenki.

- No więc, co chcesz najpierw? - spytał, układając na stole nasz szalony zakup.

- Zacznę chyba od wódki. - sięgnęłam po kieliszki oraz szklanki  - Nadal nie wierzę, że to robię. - zaśmiałam się cicho.

Justin rozlał alkohol i mi go podał. - No więc, twoje zdrowie. - przytaknął i wlał całą zawartość kieliszka do ust. Nie chciałam zostawać w tyle i również przechyliłam kieliszek. Zapach był okropny. Ostry. Pierwszy łyk nie chciał mi przejść przez gardło. Momentalnie całe jedzenie w żołądku cofnęło się, sprawiając, że chciało mi się wymiotować. Wykrzywiłam twarz przez gorzki smak. Pośpiesznie odłożyłam kieliszek i duszkiem wypiłam szklankę soku.

- O mój Boże, to jest obrzydliwe. - skwasiłam się. Justin zachichotał. - Nie śmiej się idioto. - Poczułam w sobie rosnące ciepło. Serce zaczęło mi mocniej bić, a w głowie poczułam lekkie szumy. Czy ten mały łyk wódki tak na mnie już działa? Nie wiem do końca jak szybko to się dzieje, nigdy nie piłam.. Ku swojemu zadziwieniu, chciałam więcej. - Lej kolejny.

Justin uniósł brwi ze zdziwienia. Sięgnął po butelkę i zapełnił mój kieliszek. - Pamiętaj, że nie możesz też zbyt gwałtownie pić i mieszać alkoholu. Bo to źle się skończy.

Dwa kolejne kieliszki również były dla mnie nieprzyjemne, ale już nie tak bardzo jak pierwszy. Teraz kończyłam już pić piwo. Czułam, że byłam pijana. Wystarczyła do tego mała dawka tego diabelskiego płynu. Nie mogłam zamknął buzi. Na język nasuwały mi się same bzdury. Justin patrzył na mnie ze zdumieniem. Chyba nie wierzył, że tak szybko udało mi się upić. Wypił może więcej niż ja, a mimo to jemu nic nie było. Chyba. Miałam wrażenie, że mój mózg przestał pracować.

- Uwielbiam tę piosenkę! - krzyknęłam radośnie. Wstałam z miejsca i przeniosłam się na środek salonu, by zacząć tańczyć. Justin się zaśmiał. Kręciłam się w okół własnej osi. Mój taniec.. właściwie to nie był taniec. Wyglądało to, jakbym została zaatakowana przez rój os, a ja starałam się je od siebie odpędzać. W pewnym momencie potknęłam się i upadłam na zimną posadzkę. Justin pośpiesznie wstał i złapał mnie za dłoń.

- Nic ci nie jest? - spytał z troską. W tym momencie był całkowicie poważny. Spojrzałam w jego ciemne oczy. Dojrzałam w nich oznaki strachu i wrażliwości.

Parsknęłam głupio śmiechem i podparłam się o kanapę. - Czuje się świetnie. - Cały czas chichotałam. Justin przewrócił oczami i pomógł mi wstać. Podeszłam do stołu, przy którym siedzieliśmy i sięgnęłam po whisky.

- Katniss, może już przestaniesz?

- Teraz chcesz mnie hamować? - odpowiedziałam pytaniem. - Już na to za późno.

W gardle poczułam gorzki smak alkoholu. Powoli się już do niego oswajałam.
Z czasem jeszcze bardziej się rozkręcaliśmy. Justin doprowadził się do tego samego stanu jak ja. Tym razem siedzieliśmy na podłodze i paliliśmy papierosy. Chwilę to zajęło, zanim zrozumiałam jak mam się zaciągać. W nauce palenia przeszkadzał nasz ciągły śmiech z niczego.

- Zaczekaj chwilę. Zaraz coś przyniosę. - powiadomił mnie Justin. Poszedł do swojej sypialni. Przez chwilę słyszałam jak coś szuka. Miałam wrażenie, że coś szklanego upadło na podłogę, bo usłyszałam trzask. Justin wrócił do mnie z małym woreczkiem w ręce.

- Co to? - burknęłam.

- Najlepszy w świecie towar, który zaraz spalimy.

Domyśliłam się, że Justin zdobył jakieś zioło. Tylko skąd? Justin wykonał najprostszego w świecie skręta i mi go podał. Podpalił, a ja się zaciągnęłam. Było to coś o wiele mocniejszego od papierosów. Bardziej drapało w gardle. Przez chwilę kaszlałam, ale zaraz to opanowałam. Przy każdym kolejnym zaciągnięciu czułam się bardziej rozluźniona. Skręt robił swoje. Moje mięśnie rozluźniały się, a mózg całkowicie się odłączył. Jakbym go w ogólne nie miała. Razem z Justinem wydawałam ciche pomruki zadowolenia.
Miał rację. Chyba potrzebowałam tego. Zapomniałam o wszystkim. Nie było niczego. Tylko ja i Justin. Totalnie uwaleni. Justin tworzył kółka z dymu. Podobało mi się to. Próbowałam również je zrobić, lecz po kilku nieudanych próbach, poddałam się.

- Wiesz, czegoś nigdy nie wypróbowałem. - odezwał się.

- Czego? - spytałam spoglądając na skręta. Był już w połowie spalony. Tylko przeze mnie.

- Ale obiecujesz, że niczego nie zrobisz? - upewnił się.

Kiwnęłam głową. Trochę niepewnie, nie wiedziałam czego mam się spodziewać. Justin zaciągnął się, przybliżył do mnie, co spowodowało, że moje serce, które już wcześniej mocno biło, przyśpieszyło i wypuścił dym w moje usta. Było to przyjemne uczucie, które mi się spodobało. Chciałam więcej.

- Zrób to jeszcze raz. - poprosiłam. Justin posłuchał mnie i wykonał moje polecenie. Przy trzeciej naszej próbie, jego usta lekko dotknęły moich. Spojrzałam speszona na Justina. Nie wiedziałam co mu się stało. Dostrzegłam w nim pragnienie. Chłopak pośpiesznie chwycił mnie w ramiona i złożył na moich ustach soczysty pocałunek. Nie wiedziałam czy robimy dobrze. W każdej chwili Ronnie mogła wejść do domu. Wyrzuciłam tę myśl ze swojej głowy i zagłębiłam pocałunek. Przeniosłam dłonie na jego kart, a później wplotłam je w jego włosy. Przewróciliśmy się na podłogę. Na chwilę przerwaliśmy pocałunek, ale zaraz do niego wróciliśmy. Było mi gorąco. Atmosfera robiła się napięta, a my nadal trwaliśmy w pocałunku.

-Justin nie! - oderwałam się od niego niespodziewanie. Sama się sobie dziwiłam, że to zrobiłam. Przecież już od dawna chciałam to zrobić, a nawet raz do tego doszło. - Justin, nie możemy.

Chłopak odsunął się ode mnie i usiadł obok. - Dlaczego? - spytał ze zmartwieniem, marszcząc brwi.

Wstałam z podłogi. Lekko zakręciło mi się w głowie. Czułam jakby w jednej sekundzie cała zawartość alkoholu w moim organizmie znikła. - To jest nie w porządku. - westchnęłam.

- Co jest w nieporządku? - wrzasnął stając ze mną na równi. Nigdy nie widziałam takiego Justina. Był zdenerwowany, a do tego pod wpływem używek.

- Jesteś z Ronnie! A to jest moja siostra. - podniosłam ton głosu. Miałam ochotę uciec od Justina w trybie natychmiastowym.

- Jesteś tego pewna, że jest twoją siostrą? - wybełkotał. Te słowa mną wstrząsnęły. Co miał na myśli? Śmie twierdzić, że Ronnie nie jest moją siostrą? To niedorzeczne.

- Co ty mówisz? - chciałam się upewnić.

- Pomiędzy mną i Ronnie nie jest dobrze. Sama wiesz. - zmienił temat. - Męczę się w tym związku. Nie chce jej. Chcę ciebie.

-Justin ,przestań tak mówić. - Chciałam się rozpłakać. W pewien sposób te słowa na mnie działały. - To tylko skutek alkoholu. Kochasz ją, pomyślałam.

- Mam przestać mówić prawdę? Katniss, nie chcę się oszukiwać. Wiem, że coś czuje do ciebie,a ty do mnie.

Otworzyłam szeroko oczy. Jeśli dobrze zrozumiałam, to Justin wyznał mi, że coś do mnie czuje.

- Przestań! - wrzasnęłam. - Kłamiesz! Tak ci się tylko wydaje. Mówisz to pod w pływem alkoholu. - po moim policzku spłynęła łza.

-Twierdzisz, że kłamię? - Justin krzyknął i wypchnął ręce w powietrze.

- Tak. - wyszeptałam po cichu. Moje oczy zaszkliły się. Pośpiesznie spuściłam głowę, zasłaniając twarz włosami. Staliśmy w ciszy. W niezręcznej ciszy. Nie miałam ochoty przebywać w tym pokoju w towarzystwie Justina. Cicho jęknęłam pod nosem. Wyminęłam Justina i pobiegłam do swoje pokoju. Za plecami usłyszałam ciche wołanie moje imienia. Trzasnęłam drzwiami, które zaraz zamknęłam na klucz. Zsunęłam się po nich w dół, żałośnie płacząc.


~*~

Obudził mnie głośny trzask szkła. Podejrzewam, że Justin wziął się za sprzątanie. Spałam cały czas na podłodze przez co moje ciało było całe obolałe. Jęknęłam, chwytając się za głowę. Miałam kaca. Ból rozrywał moją czaszkę. Ostrożnie wstałam i podeszłam do łóżka. Dochodziła 11 rano. Jak ja dałam radę spać przez całą noc na podłodze?

Nie mogę przebywać teraz z Justinem. Nie czułabym się komfortowo. Miał rację, co do moich uczuć. Czułam coś do niego, lecz sama siebie okłamywałam. Nie chciałam się w nim zakochiwać. Myślałam cały czas o Ronnie. Gdyby chociaż byli przyjaciółmi... Wszystko się skomplikowało. Nie jestem pewna uczuć Justina. Mógł kłamać lub mówić szczerze. Jeśli faktycznie coś do mnie czuje, to co chce z tym fantem zrobić? Nie możemy być razem. To by się nie udało.

Przesiadywanie pod tym samym dachem, nie wchodzi w grę. Muszę się wynieść z domu na kilka dni. Wakacje zbliżają się wielkimi krokami. Może taka przerwa mi się przyda? Totalnie zapomniałam o "grze, w której jestem. Nie dostałam żadnych zleceń, może będzie tak jeszcze przez kilka dni. Na swoim koncie bankowym mam wystarczającą sumę pieniędzy, aby gdzieś wyjechać i się zatrzymać. Zawsze marzyła mi się Floryda, jednak jest tam bardzo daleko. Nie wiem gdzie pojadę. Wsiądę po prostu w auto i ruszę.

Nie chciałam marnować już swojego czasu. Potrzebowałam kąpieli. Zabrałam to co potrzebne i powędrowałam do łazienki. Doprowadzenie mnie do porządku zajęło mi ponad godzinę. Postanowiłam polokować włosy oraz użyć mocnego makijażu. Założyłam na siebie przewiewne, beżowe spodnie, biały top i marynarkę. Do zestawu dorzuciłam kapelusz, okulary przeciwsłoneczne i biżuterię. Na stopy nałożyłam szpiczaste szpilki ecru.

Postanowiłam się spakować. Wyciągnęłam ogromną torbę na kółkach. Wrzuciłam do niej kilka lekkich ubrań. Nie zapomniałam również o cieplejszych ubraniach. Kilka par butów oraz kosmetyki. Schowałam również laptopa i prze najróżniejsze ładowarki. Wyprowadzałam się na kilka dni, więc potrzebuje jak najwięcej. Do torebki wrzuciłam dokumenty i kilka podręcznych rzeczy. Zastanawiam się nad zabraniem "służbowego" ubrania i broni. Nigdy nie mam pewności, czy będzie mi to potrzebne. Po chwili namysłu, wybrałam podręczną broń i przykryłam ją resztą rzeczy. Jeśli dobrze pamiętam, kilka innych maszyn mam w aucie. Upewniłam się czy wszystko zabrałam. Zamknęłam torbę i podeszłam do drzwi. Nie słyszałam żadnych hałasów. Po cichu otworzyłam drzwi i wyszłam z walizką z pokoju. Przeszłam do salonu i nie spotkałam Justina. Wymknęłam się do auta i na tylne siedzenie rzuciłam torbę. Chciałam już wsiadać do auta, gdy przypomniałam sobie o telefonie - rzeczy w sumie najważniejszej.

Wracając już z moją zgubą usłyszałam hałas.

- Gdzie ty się wybierasz? - usłyszałam za sobą Justina.

Cholera. Nie udało mi się. Chciałam wynieść się niezauważona.

-Ronnie jeszcze nie ma? - odpowiedziałam innym pytaniem.

- Nie. Nie zmieniaj tematu. Gdzie się wybierasz? - powtórzył.

Chciałam już ruszyć, ale Justin złapał mnie za ramię i odwrócił w swoją stronę. - Nie twój interes. - syknęłam. - Wynoszę się na kilka dni, a tobie nic do tego.

- Dlaczego to robisz? - oburzył się. - Zachowujesz się jak dziecko. W momencie poważnego wyznania uciekasz od problemu.

- Poważnego wyznania? - powtórzyłam jego słowa z ironią. - Byłeś pijany. Dziwię się, że to jeszcze pamiętasz.

Justin spojrzał na mnie gniewnie. - Byłem pijany. Owszem, ale to co mówiłem było prawdziwe.

- Jak mam ci niby uwierzyć?

- Może tak. - wyszeptał i gwałtownie mnie pocałował. Oszołomiona odwzajemniłam go. Szybko się opamiętałam i odrzuciłam go, uderzając prosto w policzek.

- Nie dotykaj mnie już nigdy więcej. - warknęłam.

Pokręciłam głową i wybiegłam z domu. Wsiadłam do auta i wyjechałam na drogę.
Dokąd? Sama nie wiem.
Przed siebie.

Od autorki: Cześć Wam. Postanowiłam zrobić Wam taką przyjemność i już dziś dodać rozdział :) Zadowoleni? hihi.
Jest to jeden z najdłuższych rozdziałów jakie chyba tu napisałam. Nawet mi się podoba. Mamy dramę, śmieszny moment, moment romantyczny i znowu dramę. Lubię dramy. To nic.

Zapraszam Was do komentowania, udostępniania i polecania. To wiele dla mnie znaczy!

Komentarze dodawane przez jedną osobę, są zaliczane jako jeden, więc napiszcie jeden, porządny, a nie kilka tylko po to, by pośpieszyć mnie z rozdziałem :)

Liczę, że dacie radę dobić to wysokiej liczby komentarzy, zrobicie to dla mnie?
Niech każdy kto czyta, zostawi po sobie ślad. Tylko o to Was proszę.
Marnuję dla Was mój (chory) wzrok i czas, więc wy możecie na mnie zmarnować 3 minuty, prawda?

Lubię wasze dochodzenia, myślcie dalej!

sobota, 12 kwietnia 2014

Rozdział 15



Czy dla tak złej osoby, jaką jestem ja, jest przypisane normalne życie? Z pełną rodziną, miłością i szacunkiem? 
Sądzę, że nie. Wiele już mnie złego spotkało i nadal spotyka. Muszę stwierdzić, że na swój sposób mnie to umacnia. Jasne, są dni - takie jak dziś - w których się załamuje i płacze, ale co mi to takiego daje? Nie mogę się przecież nad sobą użalać. Za kilka tygodni będę obchodzić swoje dziewiętnaste urodziny. Jestem prawie dorosła, bynajmniej taka już się czuje. Muszę podchodzić do wszystkiego z głową na karku. Szczeniackie zachowanie jest nie dopuszczalne. Czas coś zmienić.

Dzisiejszy dzień przesiedziałam w swoim pokoju. Rozmyślałam nad nowym planem. Muszę przechytrzyć mojego prześladowcę "P" i zniszczyć go własną bronią. Obecnie w mojej głowie panował chaos. Wielki bałagan niszczył wszystko. Nie mogłam wymyślić żadnego pomysłu. Oczywiście nie mogę tak natrętnie myśleć, bo wiem, że to się źle skończy. 

Postanowiłam zrobić sobie przerwę. Podeszłam do garderoby. Wyciągnęłam biszkoptowe szorty, ciemną luźną koszulkę oraz świeżą bieliznę. Gorący prysznic powinien mnie rozluźnić. Zrzuciłam z siebie ubrania i wskoczyłam pod prysznic. Strumienie wody odbijały się od mojego ciała. Mimo że, na dworze było bardzo ciepło, ba nawet i duszno, to postanowiłam kąpać się w gorącej wodzie. Sięgnęłam po malinowy żel pod prysznic, którym namydliłam swoje ciało.  Mocna woń malin unosiła się w całej kabinie. Zapach ten zmieszałam z miętowych zapachem szamponu do włosów. Przez tę mieszankę zapachów zrobiło mi się sucho w gardle i zachciało mi się właśnie zimnego napoju malinowego z miętą.

Czułam jak woda rozluźnia moje napięte ciało. Zapomniałam o otaczającej mnie rzeczywistości. Byłam tylko ja. Przez chwilę postałam jeszcze pod tryskającą wodą i wyszłam spod prysznica. Otuliłam ciało miękkim bawełnianym ręcznikiem. Podeszłam do lustra. Sięgnęłam szczotkę i rozczesałam moje długie, ciemne włosy. Ręcznik wchłoną wodę z moje ciała. Ubrałam się i podsuszyłam włosy. Nałożyłam krem na twarz oraz ją lekko upudrowałam. Rzęsy podkreśliłam maskarą. Brudne ubrania rzuciłam do kosza na brudy, a ręcznik rozwiesiłam na rurze, by mógł wyschnąć. 

Powędrowałam do kuchni. Nie było Ronnie oraz Justina. Czyżby gdzieś wyszli? Postanowiłam przygotować swój wymyślony napój. Na całe szczęście w lodówce znalazłam maliny oraz świeżą miętę. Wrzuciłam owoce do wysokiej szklanki, zalałam je wodą oraz dodałam miętę i kostki lodu. Zawartość szklanki rozdrobniłam, by maliny wypuściły swoje słodkie soki. 
Nie myliłam się - napój był przepyszny. 

Moje myśli powróciły do mojej sytuacji. Zastanawia mnie co dzieje się z Kit'em i czy tę całą sprawę z pożarem, to był po prostu wytwór mojej wyobraźni. Nasunęła mi się myśl skontaktowania się z chłopakiem. Pobiegłam po swoje laptopa i wróciłam z nim do kuchni. Poszukałam numeru do szpitala i wystukałam go w telefonie. Chciałam już nacisnąć zieloną słuchawkę, jednak coś mnie powstrzymało. Ale co? Strach? Lęk? Przerażenie? Może nie byłam jeszcze gotowa na rozmowę z Kit'em. Sama nie wiem co mnie ogarnęło. Skasowałam numer i odłożyłam telefon. A co jeśli szpital faktycznie się palił? Nie wiem w co wierzyć. Ronnie twierdzi, że nie było żadnego pożaru, a ja.. nie wiem już. 

Sprawdziłam pocztę, jednak nie było żadnej nowej wiadomości. "P" trzyma się na baczności. Może uderzyć w każdej chwili. Nie wiem kiedy dostanę nowe zadanie. Może to nastąpić w każdej chwili. Wiem, że niedługo nadejdzie dzień, który zakończy to wszystko. Dzień, w którym dojdzie do czegoś poważnego i groźnego. W bitwie tej, może ktoś zginąć i jeśli się tak zdarzy, że to będę ja, to muszę mieć pewność, że uchronię rodzinę od horroru. 

Mówiąc o rodzinie.. Naszła mnie niespodziewana chęć odwiedzenia grobu rodziców. Odkąd ich zabiłam... nigdy tam nie trafiłam. Dziewięć lat w szpitalu, a później ta szalona gra. Pomimo tego, że nienawidziłam ich za to, co ze mną zrobili, to jednak, nadal byli moimi rodzicami. To właśnie oni dali mi życie. Usłyszałam hałasy w korytarzu. Ronnie wróciła z Justinem. Uśmiechnęłam się do nich, gdy weszli do kuchni.

-Cześć. - przywitałam się z nimi przyjaźnie.

- Hej. - odezwali się jednocześnie. Byli na zakupach. Świadczyło to o ich pełnych torbach, które trzymali w rękach. 

- Pomogę wam. - oświadczyłam i ruszyłam w ich stronę. Zabrałam jedną torbę od Ronnie i zaczęłam wypakowywać produkty. Mieszkamy tutaj tylko we trójkę. Mamy blisko sklep, jednak ich zakupy mogły nam starczyć na co najmniej miesiąc. 

- Mam dla was wiadomość. - powiedziałam. 

Wzrok Ronnie i Justina skupił się na mnie. Każdy przestał rozpakowywać torby.

- Chcę odwiedzić grób rodziców. Najlepiej jeszcze dzisiaj.

~*~

-Jesteś pewna, że chcesz to zrobić? - spytała Ronnie wsiadając do auta.

- Tak. - oznajmiłam ciepło - Przemyślałam sobie kila spraw i wiem, że chcę to zrobić. Jestem im coś winna. 

- Nie przeraża cię to? - odezwał się Justin. Odpalił silnik i ruszył z podjazdu.

- Niby co? - oburzyłam się - Oni są martwi, a ja chcę tylko odwiedzić ich grób. Inaczej by to wszystko wyglądało, gdyby jednak żyli. 

- Jeśli tego chcesz, to dobrze. - sapnęła Ronnie.

Na tym nasza rozmowa ucichła. Justin zajęty był prowadzeniem auta. Ronnie patrzyła się bez celu w jezdnię, a ja nałożyłam słuchawki na uszy i wsłuchałam się w muzykę. 

Wróciłam do rozmyślania nad planem zniszczenia prześladowcy. Z minuty na minutę moja nienawiść do niego wzrastała. Nie było to dla mnie przyjemne, nazywać go prześladowcą lub po prostu "p". Gdybym mogła poznać chociaż jego imię. W końcu nadejdzie ten dzień, w którym go zniszczę. Mogę użyć jego własnej broni, jednak muszę podejść do tego z wielką ostrożnością. Wiem, że jest on przebiegły, może trochę bardziej cwańszy niż ja, dlatego muszę na siebie uważać. 

Co jeśli bym go sprowokowała?  Zwabić go w miejsce, w którym bym mogła dowiedzieć się prawdy, zabić go i nie pozostawić po sobie żadnych śladów? To byłoby dobre, ale potrzebuję do tego kilku osób. On sam może wyczuć też spisek i rozstawić szpiegów. Mogę się spodziewać wszystkiego. Ta gra wchodzi na nowy poziom. Wyższy i trudniejszy. Wyczuwam to. Mój instynkt jest teraz wyczulony.

- Jesteśmy na miejscu. - powiadomiła mnie siostra. 

Nawet nie wiedziałam, że tak szybko dojedziemy na miejsce. Wysiadłam z auta i rozprostowałam nogi. Jechaliśmy zaledwie godzinę. Postanowiłam podejść do małego sklepiku i zakupić kwiaty. Nawet nie pamiętam jakie kwiaty, były uwielbiane przez mamę.

- Białe róże. - wyszeptała mi do ucha Ronnie, jakby czytała mi w myślach i wiedziała o czym teraz myślałam. Zakupiłam dwa bukiety róż i powędrowałam nad nagrobki. 

- To tutaj. - powiedziała Ronnie w chwili, gdy zatrzymaliśmy się nad dwoma małymi, marmurowi grobkami. Nachyliłam się nad nimi i położyłam kwiaty. Nie różniły się niczym od pozostałych grobów. Na tablicach wyryte były imiona i nazwiska rodziców oraz ich data śmierci.

- Czy mogę..? - nie dokończyłam. Ronnie i Justin chyba zrozumieli o co mi chodzi. Odeszli po cichu, a ja usiadłam na przeciwko grobów.

- Z tego co wiem. - zaczęłam cicho - To wiele osób mówi do grobów. Jak dla mnie to było głupie i śmieszne, a jednak i ja dziś to robię. Nie wiem czy mnie słyszycie czy nie, ale może jeśli się wygadam to mi jakoś przejdzie. 

Przez chwilę siedziałam w ciszy i myślałam od czego zacząć. - Może na początku powinnam was przeprosić. Odebrałam wam życie. Wiedzieliście jak źle się czułam. Poniżaliście mnie, a ja już nie wytrzymałam. Sięgnęłam kresu swoich oczekiwań. Sama nie wiedziałam co robię. Byłam przecież małym dzieckiem. Zastanawiam się jakby wyglądało moje i wasze życie, gdybyście tu jednak byli. Czy jest jakiś sens rozmyślania nad tym? 

Ponownie ucichłam. Sama nie wierzyłam w to, że mówię do nagrobków. - Jeśli istnieje gdzieś życie w niebie, to pewnie widzicie co teraz robię. Jakie świństwa muszę wykonywać. Jak ranię Ronnie. Niedługo się to skończy. Obiecuję to wam. Obiecuję, że wszystko się zmieni.

Poczułam się podle. Było mi przykro i smutno, jednak nie uroniłam żadnej łzy. Stałam się już odporna na płacz? 

- To chyba tyle na dziś. Mam jeden wielki mętlik w głowie i nie pamiętam, czy wszystko wam powiedziałam. - Wstałam powoli. - Jeszcze raz was przepraszam. Za wszystko. 

Teraz mogłam odejść. Mimo wszystko poczułam ulgę. Czy gdyby żyli, to wybaczyliby mi te całe zło?

~*~

- Jestem głodna. - stwierdziłam w aucie. 

- To może pojedziemy na kolację do jakiegoś baru? - zaproponował Justin. 

- Podoba mi się. - skwitowała Ronnie.

Ruszyliśmy więc do małej knajpki, gdzie podają typowe amerykańskie jedzenie. 

Zatrzymaliśmy auto na parkingu. Dochodziła godzina 20, jednak na dworze było jeszcze jasno. W barze przesiadywało kilka osób, jednak większość klientów przesiadywała na zewnątrz, w ogrodzie, który należał do baru. Pogoda była cudna, więc postanowiliśmy zjeść na dworze. Znaleźliśmy wolne miejsca i je zajęliśmy. Każdy z nas przeglądał kartkę do chwili, w której podszedł do nas kelner. 

- Dla każdego z nas duże frytki, a dla mnie dodatkowo hamburger. - zamówił Justin. Kelner posłusznie zapisał zamówienie i odszedł.

- Hej! - Zawołałam. - A dla nas to co?!

- Przecież będziecie mieć frytki, o co ci chodzi? - szatyn się zaśmiał. - Troszczę się o wasze figury.

- Twój żart był słaby. - Skarciła go Ronnie. - Poza tym, chyba mamy dobre ciała, prawda?

Justin nie odpowiedział tylko się zaśmiał. W sumie jak każdy z nas. 
Okolica była piękna. Przesiadywaliśmy w małej altance, którą otaczała roślinność. Ustronne, spokojne miejsce. Długo nie musieliśmy czekać, aż podano nam jedzenie. Do naszego stolika podeszła niechciana osoba.

- Och, kogo my tu mamy. - rozbrzmiał głos Jade.

- Też się cieszę, że cię widzę. - wysyczałam z sarkazmem.

Kto by się spodziewam, że spotkam tutaj moją niedoszłą ofiarę. Jade West.. Widzimy się drugi raz odkąd wyszłam ze szpitala...

- Jak było w psychiatryku? - Spytała. - Ponowna wizyta, rozumiem?

- Niby skąd..? - wstałam zdenerwowana.

- No wiesz.. Plotki to coś, co lubię. - Zadrwiła. - Podobało ci się?

- Ty mała nikczemna szmato! - Wtedy do mnie coś dotarło. - To była twoja wina! To prze ciebie tam ponownie trafiłam.

Jade zaśmiała się. - Widzę, jesteś bardzo spostrzegawcza, Katniss. Udało ci się.

Podeszłam do niej i chwyciłam ją za szyję, dobijając do szyby budynku. - Śmieszy cię to?

- Nawet bardzo- wysypała. Uniemożliwiałam jej oddychanie. Kto by się spodziewał, że to właśnie ona zrobi coś takiego. Skąd ona wie o moim życiu? Moje nerwy były zszargane. Każde słowo mogło doprowadzić mnie do obłędu. Tak samo było z Kit'em.. Przerażeni ludzie spoglądali na nas, jednak nie doszło jeszcze do żadnej interwencji. Wyraz jej twarzy mówił mi wszystko. Bawiło ją to, a mnie przeciwnie. Zabrałam prawą dłoń z jej szyi, ścisnęłam ją w pięść i z całej siły uderzyłam ją w twarz. Uderzeniu towarzyszył charakterystyczny dźwięk pięści stykanej z twarzą. Dziewczyna upadła na ziemię, a z jej ust wypadła wiązka przekleństw. Nie czekałam, aż Jade wstanie. Padłam na nią i zaczęłam obrzucać ją pięściami. Z naszych ust wydobywały się krzyki i najgorsze przekleństwa. Nikt nie chciał nas rozdzielić. Nastąpiło to dopiero w chwili mojej nieuwagi, gdy Jade skorzystała z szansy przełożenia mnie na ziemię. Tym razem ona górowała nade mną. Dostałam prosto w policzek. Dopiero teraz Justin zareagował i razem z jakiś innym facet rozdzielił nas. Starałyśmy się im wyrwać, jednak okazali się silniejsi.

- Obiecuję, że to jeszcze nie koniec szmato! - wykrzyczałam, przez co ludzie się lekko oburzyli. 

- Niedługo się przekonasz, co cię czeka, Kit coś na ten temat wie! - w tym momencie Jade została została zabrana z ogrodu. A ja? Stałam jak osłupiała. Byłam w totalnym szoku. Co ona wie na temat Kit'a i dlaczego jest w to wmieszany? Przez moment ludzie wpatrywali się we mnie, jednak zaraz odwrócili wzrok.

- Wiecie, już nie mam ochoty przebywać tutaj. - wymamrotałam i pobiegłam do auta. 

~*~

Kit. 
Co on ma z tym wspólnego? Ciągle się nad tym zastanawiałam.
Siedziałam w łazience. Ronnie opatrywała moja twarz oraz ręce. Lekko wykrzywiałam usta. Nie miałam aż tak dużych ran, jednak miałam lekko rozcięty policzek i kilka siniaków. 
Kolejna bójka. A przecież miałam nad sobą panować.

-Skończone. - powiadomiła mnie siostra i lekko się ode mnie odsunęła. - Katniss, co ci dają te bójki?

Przewróciłam oczami. - Ronnie, daj mi już spokój. Nie chcę o tym gadać. 

Wyszłam z łazienki i poszłam do kuchni. Na stole leżał mój laptop. Przypomniało mi się, co rano chciałam zrobić. Teraz muszę się dowiedzieć co z Kit'em. To niemożliwe, żeby był zamieszany w moją sprawę. Niemożliwe. Spisałam ponownie numer i zadzwoniłam do szpitala.
Po trzech sygnałach ktoś odebrał słuchawkę.

- Szpital Psychiatryczny w Stanie Nowy York, w czym mogę pomóc? 

A jednak szpital nadal istniał. Nie spłonął. Czyli to był wytwór mojej wyobraźni, tak?

- Chciałam się dowiedzieć o stanie pewnego pacjenta.

- Przykro mi, ale nie możemy udzielać informacji nieznajomym. - powiedziała kobieta.

- Och. Katniss Gomez. Nie pamiętasz mnie?

- Katniss. - kobieta starała się mnie przypomnieć. - Ach, Katniss. Pamiętam jednak.

- To powiesz mi czy nie?- spytałam.

- O kogo ci konkretnie chodzi?

- Kit. Nie pamiętam jego nazwiska. Ale był to wysoki, dobrze zbudowany chłopak. Ciemnej karnacji. Na pewno wielu z was, widziało go w moim towarzystwie.

- Poczekaj chwilę. - poinformowała mnie kobieta. Słyszałam jak wystukuje coś na klawiaturze. Podejrzewam, że szuka jego danych.

- Katniss. -zaczęła. - Tutaj nie było żadnego takiego pacjenta, jak Kit.


Od autorki: Hej hej hej! Przepraszam, za moją prawie dwutygodniową przerwę. Dziś się sprężyłam i napisałam dla was nawet długi rozdział. Jestem zmęczona i rozdział nie jest sprawdzony, więc przepraszam za wszelkie błędy.

Nie wiem kiedy będzie kolejny rozdział. Egzaminy mam za dwa tygodnie, ale na święta postaram się jeszcze coś stworzyć. :)

Co powiecie na ten ciekawy motyw z Kit'em.? Spodziewaliście się czegoś takiego? :) Piszcie swoje wszelkie sugestie w komentarzach. 

Liczę na +20 komentarzy za to, że rozdział jest długi!

Szkoda, że poprzedni jest tak słabo skomentowany :) 




wtorek, 1 kwietnia 2014

Rozdział 14




- Wychodzisz dziś wieczorem. - na te słowa, moje oczy niespodziewanie się powiększyły.

- Czekaj, co? - spytałam z niedowierzania.

- To co mówiłem. Dziś będziesz już wolna, spakuj się.

Poczułam się szczęśliwa. Nareszcie wrócę do domu i jest szansa, że będę żyć normalnie. Odkąd tu jestem skończyły się telefony i dziwne wiadomości. Co jeśli to się skończyło i położyłam kres mordowaniu ludzi?
Tęskniłam za Ronnie i Justinem. Tak bardzo tęskniłam. Nie widziałam się z nimi prawie trzy tygodnie. Przesiadywałam tu i nic nie robiłam. Czekałam na marne? Nie sądzę. Pobyt w tym miejscu pokazał mi, jak bardzo zależy mi na bliskich i jak bardzo ich kocham. W końcu do nich wrócę. Będzie jak dawniej, a może nawet i jeszcze lepiej. 
To jest mój dzień. Kolejny pierwszy dzień wolności. 

Od przykrego wydarzenia z Kit'em minęło pięć dni. Przez ten czas nigdzie go nie widziałam. Nie było go na stołówce, w pokoju dziennym. Wyglądało to jakby rozpłynął się w powietrzu. Zniknął nie zauważony. Było coś nie tak. Personel szpitala nie chciał udzielić żadnych odpowiedzi, a pacjenci nic nie wiedzieli. 
To było dla mnie zbyt podejrzane.

W ciągu tych pięciu dni przemyślałam sobie kilka spraw - a najważniejsze - moje zachowanie. 
Nie powinnam działać pod wpływem emocji. To najgorsze co może być. Byłam tak zdenerwowana, że rzuciłam się z pięściami na chłopaka. Fakt, on też popełnił błąd, ale mogłam okazać więcej dojrzałości i porozmawiać z nim na spokojnie, a nie bić. Chciałam go przeprosić, ale również porozmawiać i wyjaśnić sobie kilka spraw. To zadziwiające. Znałam chłopaka kilka dni, chciałam mu pomóc się stąd wyrwać, udało mu się wyprowadzić mnie z równowagi i nadal chcę go stąd wyciągnąć. To co mi zrobił nie przekreśla całkowicie jego osobowości. Nadal jest taki jak ja. Jest normalny.
Uwierzycie w to, że nadal chcę mu pomóc? Nadal chcę, aby Kit był wolny.
Co jest ze mną nie tak?

Postanowiłam spakować moje ubrania. Wstałam z łóżka i podreptałam do szafy, w której trzymałam torbę i wszystkie ubrania. Podczas wyciągania torby, na podłogę spadła mała karteczka, której nigdy tu nie widziałam.

" Uważaj na to, co komu mówisz"

Uważaj na to, co komu mówisz. O co może chodzić i jakim sposobem ta karteczka znalazła się w moim pokoju? Próbowałam sięgnąć pamięcią do dni, gdzie mogłam zdradzić coś ważnego i poufnego. Przez chwilę nic sobie nie przypominałam, a jednak coś było.

*Flash back*


-Nowicjusz. - stwierdziłam zajmując obok niego miejsce.

- Jeśli dla ciebie, osoba, która siedzi tutaj już prawie 3 miesiące, to jestem tu nowy. - wypowiedział z sarkazmem. - Ale ciebie widzę tu pierwszy raz.

- Bo dziś tu wróciłam, ale.. - podkreśliłam. - Nie jestem tu nowa.

-Jak to? - zdziwił się.

- Odsiadywałam karę. - mruknęłam. 

- Za co i ile? - wypytywał się.

- Za zabicie rodziców i kilku innych ludzi. Byłam tu 9 lat i wyszłam niedawno. - odparłam.

Chłopak nic nie odpowiedział. Rozumiem jego reakcję.

- A ty, za co tu jesteś? - spytałam.

- Sam nie wiem. Stwierdzili, że jestem chory, że mam urojenia. - oparł się o blat stołu.

- Co masz na myśli? - zaciekawiłam się. W tym samym momencie podano nam jedzenie, więc na chwilę przestaliśmy rozmawiać. 

Chłopak przysunął się do mnie i zbliżył twarz do mojego ucha. - Widzę duchy. - wyszeptał.

Spojrzałam mu w oczy. Wierzyłam mu. Tutaj- wszystko jest możliwe, każde schorzenie.

- Nie przeraża cię to?

- Czasami. - przyznał półuśmiechem. - Ale nie jest źle. Jednak ludzie wzięli mnie za wariata.

*End of Flash back*


Kit'owi wyjawiłam co zrobiłam. Dlaczego byłam tak lekkomyślna? Te wydarzenia, to moja zła cześć przeszłości. Starałam się ją ukrywać, w a tamtym momencie tak bez problemu o tym powiedziałam.
Popełniam błędy na każdym kroku i zamiast się na nich uczyć, to zagłębiam się coraz bardziej. Kopię sobie dół, który z dnia na dzień jest coraz głębszy i możliwe, że nadejdzie taki dzień, gdy już nigdy z niego nie wyjdę.

Kim może być nadawca tej kartki? Czy to był Kit i dlaczego mi to napisał? Czy chciał mnie przed czymś ostrzec? Jeśli tak, to przed czym? Przed nim samym? Nie sądzę. Oprócz tej jednej wpadki nie budził we mnie tak wielkich podejrzeń. Może to ma coś wspólnego z moim prześladowcą? Nie wiem tego i tak szybko nie uzyskam odpowiedzi. Nie ma tu Kit'a i niczego się nie dowiem. Może nawet nigdy go już nie ujrzę i nie usłyszę wyjaśnień.

Postanowiłam nie zaprzątywać sobie tym wszystkim głowy i zakończyć pakowanie. Wrzuciłam do torby, to co tu zabrałam, poprawiłam makijaż w lustrze, które słabo odbijało moją twarz. Mimo że, było to stare lustro, to i tak w nim widziałam, jak moja twarz i włosy są zmarnowane. Miałam duże, ciemne wory pod oczami, a moje włosy były całe poplątane i oklapłe. Wyglądałam źle i też tak czułam. Bolał mnie brzuch. Nie wiem czy to było objaw radości z powrotu do domu, czy obawa co mnie może czekać.


Mój telefon był już dawno rozładowany. Nie mogłam się już z nikim kontaktować, ani chociaż sprawdzać jaka jest godzina i bezczynnie patrzeć na ekran telefonu. Drzwi od mojego pokoju otworzyły się i powiadomiono mnie o obiedzie. Skoro nadeszła pora obiadowa, to podejrzewam, że dochodzi godzina 14. Wyjdę stąd dopiero późnym wieczorem. Miałam wrażenie, że ten czas bardzo się dłuży. Płynął o wiele dłużej, niż zwykle. Minuta nie trwała sześćdziesiąt sekund, lecz wieczność.

Wyszłam z pokoju i razem z innymi udałam się na stołówkę. Miałam cichą nadzieję, że może dziś spotkam Kit'a, jednak się pomyliłam. Znów go nie było. Oczekiwałam zwykłej potrawki, jakieś papki czy coś w tym stylu. To co zwykle nam tu dawali. O dziwo postanowili dziś zaserwować nam piure z ziemniaków i do tego jakieś nieznane mi mięso. Jednym lepszym obiadem nie zmienią mojego zdania na temat tego miejsca.

~*~

Pogoda z godziny na godzinę się zmieniała. Chmury zawładnęły niebem i przysłoniły całkowicie słońce. Nie mogłam się już doczekać powrotu do domu. Godziny mijały nieubłaganie. Przebywałam w pokoju dziennym. Sądziłam, że może właśnie tam czas minie szybciej, jednak się myliłam. Nudziłam się i to bardzo. Chcę być już w domu. Albo uciec gdzieś daleko, gdzie nikt mnie nie znajdzie.

- Katniss. - usłyszałam pewien głos za moimi plecami. Był to pracownik szpitala.

- Tak? - spytałam grzecznie.

- Za godzinę przyjedzie twoja siostra. - powiadomił mnie z uśmiechem - Wróć zaraz do siebie i spakuj się do końca.

Ta wiadomość mnie ucieszyła. Już niedługo stąd wyjdę i mam nadzieję, że już nie wrócę. Wstałam z małego fotela, na którym siedziałam i skierowałam się do pokoju, w którym dokończyłam pakowanie. Teraz nic już nie miało ważnego znaczenia. Nie obchodziło mnie to, jak bardzo źle wyglądam. Byłam szczęśliwa, że zaraz będę żyła na wolności. Dopilnuję tego, że to wszystko się zakończy i będę żyć jak każdy inny człowiek.

Na dworze zerwał się silny wiatr. Podejrzewam, że zaraz się rozpada. Lubię deszcz. Pamiętam, gdy byłam mała i padał deszcz, zawsze siadałam przy oknie i spoglądałam jak każda pojedyncza kropla wody spływa po szybie. Uwielbiałam to. Z biegiem lat wyrosłam z tego i już się tak nie fascynowałam deszczem. Jednak uczucie mentalne pozostało. Najbardziej kochałam i nadal kocham zapach powietrza po ulewie.
Byłam już spakowana. Torbę położyłam na krześle, a ja sama zaś usiadłam na łóżku i spoglądałam na niebo.
Poczułam się senna, a że miałam chwilę czasu, to postanowiłam się zdrzemnąć.

~*~

Obudził mnie głośny deszcz uderzający w okno. Pogoda była okropna. Wiał mocny wiatr. Na korytarzu słyszałam głośną rozmowę. Chwilę po tym, do pokoju wszedł pielęgniarz i powiadomił mnie o przybyciu mojej siostry. Uśmiechnęłam się i podziękowałam za informację. W tym samym momencie zagrzmiało. Wzdrygnęłam się lekko, bo miałam wrażenie, że uderzenie pioruna, padło gdzieś blisko szpitala. W całym ośrodku było ciemno. Prawdopodobnie odłączyli prąd. Do ciemnej aury dołączały się jeszcze czarne chmury na niebie. Nie podobało mi się to. Ronnie przybyła tutaj w najgorszym momencie. Na zewnątrz panuje wielka burza. Nie jesteśmy wstanie teraz odjechać. Czyha teraz niebezpieczeństwo. Istnieje możliwość, że coś nam się stanie.

Ludzie są tu bardzo płochliwi. Przy kolejnym uderzeniu pioruna wszyscy wrzasnęli i rozpętała się panika. Przerażeni zaczęli biec w różne strony, przez co popychali innych.

-Pożar! - krzyknął ktoś w tłumie, przez co ludzie jeszcze bardziej zaczęli panikować.

Przeraziłam się w tym momencie. Złapałam torbę i starałam się odnaleźć Ronnie. Nie zwracałam na to jak i gdzie idę, musiałam się wydostać. W pewnym momencie zostałam uderzona w głowę i upadłam na ziemię. Nie straciłam przytomności, jednak kręciło mi się w głowie i straciłam orientacje w terenie. Poczułam uścisk silnych ramion, które zaczęły mnie podnosić. Niepewnie spojrzałam na twarz pomocnika i poznałam tego chłopaka.

- Kit! - krzyknęłam.

- Pomogę ci. - wypowiedział. Zabrał moją torbę i prowadził mnie do wyjścia.

Było mi niedobrze. Miałam przymknięte oczy i nie wiedziałam zbytnio co się dzieje. Co jakiś czas przymykałam powieki i otwierałam je, by wiedzieć gdzie idziemy. Wydostaliśmy się na zewnątrz. Ktoś miał rację. Na prawdę wybuch pożar. Usłyszałam wołanie mojego imienia odwróciłam się i ujrzałam Ronnie oraz Justina.

- Wsiadaj szybko do auta. - poinstruowała mnie siostra. Powoli wracałam do siebie. Musiałam tylko wydostać się z budynku na świeże powietrze.

Spojrzałam w stronę Kit'a. - Zobaczysz, wrócę po ciebie. Obiecuje.

W tym samym czasie drzwi od auta zamknęły się i zaraz po tym odjechałam. Czułam się jak w filmie. Wyrwana z jakieś sceny. Powinnam teraz zabrać Kit'a ze sobą, ale dlaczego tego nie robię?

- Zatrzymaj się! - krzyknęłam do Justina. - Musimy po niego wrócić.

- Nie możemy - sprzeciwiła się Ronnie. - Katniss, nie teraz.

Zrezygnowana odwróciłam się do tyłu i ostatni raz spojrzałam w stronę chłopaka. Pomachałam mu na pożegnanie, lecz nie wiem czy to widział. Położyłam się na tapicerce i w mgnieniu oka zasnęłam.
To wszystko było jakiś szaleństwem, które nie potrafię wyjaśnić.


Obudziłam się już we własnym pokoju. Z dala od szpitala. Z dala o tego całego wariatkowa.
Czułam silny ból głowy. Przypomniał mi się pożar. Zerwałam się z łóżka i wybiegłam z pokoju, by znaleźć Ronnie.

- Ronnie? - zawołałam przeraźliwie.

- Tutaj! - usłyszałam głos z kuchni. - Co się dzieje? - spytała, gdy do niej przyszłam.

- Co ze szpitalem?

- Co masz na myśli? - zdziwiła się.

-Pożar. Szpital się palił gdy mnie zabraliście. Pamiętam to doskonale. - wrzasnęłam.

- Katniss.. Nie było żadnego pożaru. - wyszeptała.

Czy ja to sobie wymyśliłam? Nie odpowiedziałam już nic i wróciłam do pokoju. Zwariowałam. Byłam wariatką, która sobie wszystko wymyśla. Na moim łóżku leżała kartka. Nie było mnie tu z minutę, a ona się już tu znalazła. Czy to też sobie zmyślam?
Podeszłam do łóżka i sięgnęłam po kartkę.

"Przestań zmyślać. Czas wracać do gry"

Rozpłakałam się i upadłam na ziemię.
To znowu się zaczyna.
To znowu wraca, a ja nic na to nie poradzę.

Od autorki: Przepraszam Was za ten gówniany rozdział. Przepraszam z całego serca, że się tak nie staram i nie umiem dobrze pisać. Przepraszam.