niedziela, 23 marca 2014

Rozdział 13





Koszmar.
To jedyne określenie tego, co się teraz dzieje. Byłam w szoku. Nie wierzyłam, że byli w stanie oskarżyć mnie o morderstwo. Tutaj nie popełniłabym takiego błędu. Nigdy. Nie jestem na tyle głupia. To jest żart albo głupi sen, z którego się zaraz obudzę.

-Nie zrobiłam tego. - wyszeptałam.

Nie wierzyli mi. Zostałam fałszywie oskarżona. Nie wiem czemu, ale Kit został wyprowadzone z sali. Zastanawia mnie fakt co teraz ze mną zrobią. Zamkną w izolatce, albo zostanę tu na zawsze? Nie chcę tu być. Nie wytrzymam tu, ani chwili dłużej. To jest chore miejsce, które na mnie źle działa. Jestem jak mały niewinny ptak, który został zamknięty w klatce. Tak właśnie się teraz czułam. 

- Zaprowadzić ją do jej pokoju, później pomyślimy co z nią zrobimy.

 Zabrzmiało to nie zbyt miło i serdecznie. Czy chcą zastosować na mnie jakąś karę? Trochę się boje. Boję się ponownej samotności. Zbyt długo byłam tutaj sama bez nikogo. Jeśli powiedzą Ronnie, że kogoś tu zabiłam, to ona się ponownie mnie wyprze. Tym razem na zawsze.

Otrzymałam zakaz. Nie mogłam wychodzić na zewnątrz, ani zjeść posiłku na stołówce. Byłam trzymana w pokoju. Telefon miałam cały czas przy sobie, jednak był mało zdatny bo miał słabą baterię, a nie zabrałam ładowarki. Byłam załamana tym wszystkim, jednak nie ukazywałam żadnych uczuć. Nie chciałam jeść, ani nie reagowałam na żadne słowa pracowników. Traktowałam ich jak powietrze. Całe dnie przesiadywałam przy oknie, a noce.. nie łatwo mi przychodziło spanie.

Byłam tu już prawie tydzień, a mam wrażenie jakbym była zamknięta już co najmniej miesiąc. Czas nie ubłagalnie mi się dłużył. Nie miałam żadnego kontaktu z Kit'em. Nie wiem co z nim. Boli mnie to, że zostałam fałszywie oskarżona. Nie mają na mnie żadnego dowodu, na czyn, który bym popełniła. Muszą mi uwierzyć, że jestem niewinna.

Dochodziła godzina 12. Otworzyły się drzwi i w pokoju pojawiła się policja. Jeszcze tego brakowało. Było to dwóch funkcjonariuszy, lecz sądząc po ich stroju zajmowali wysokie stanowiska.

- Mamy kilka pytań.- stwierdził jeden z nich. Nie chętnie zeskoczyłam z parapetu i usiadłam na łóżku, oni zaś usiedli na krzesłach przy małym stole.

- No więc słucham.

Mężczyźni rzucili sobie krótkie, porozumiewawcze spojrzenie i wyciągnęli magnetofon.

-Sądzimy, że wiesz w jakiem sprawie tu jesteśmy. - wypowiedział policjant. Nie odpowiedziałam. Dałam im do zrozumienia, że wiem o co chodzi.

- Powiedz mi jak to się stało.. Co ci zrobiła ta kobieta, że ją zabiłaś? -spytał.

-Ale ja tego nie zrobiłam! - oburzyłam się. - Dlaczego podejrzenia padły na mnie? Z jakiego powodu?!

- My sami nie wiemy o co chodzi. - jąkał. - Takie dostaliśmy zgłoszenie.

Zaśmiałam się z pogardą. - Jesteście żałośni. - splunęłam. - Nie macie na mnie żadnego dowodu. Nie zrobiłam tego, ile razy mam wam to powtarzać? Są tutaj kamery, możecie sprawdzić materiał.

Byłam cholernie zła. Moja złość z minuty na minutę wzrastała. Nie miałam ochoty już ich oglądać. - Wyjdźcie stąd. Chce zostać sama.


Muszę znaleźć dowód na to, że nic nie zrobiłam i jestem niewinna.

~*~

- Możesz dziś spokojnie zjeść z innymi. - powiedział do mnie pielęgniarz, gdy wszedł do mojego pokoju. Wstałam z łóżka i wyszłam na korytarz, gdzie jak zawsze zbierali się ludzie, by wyjść razem na posiłek.

Dziś na kolację serwowali nam jakieś tosty chyba ze starego chleba i do tego sok z owoców. Nie mogłam rozpoznać smaku soku, więc postanowiłam go nie pić.

- Jak się czujesz? - spytał Kit, gdy się do mnie dosiadł.

- Nie zbyt dobrze, ale się trzymam. - stwierdziłam z lekkim uśmiechem. Muszę przyznać, ze te tosty nie smakowały tak źle, mimo że, nie były one ze świeżego pieczywa. Zadziwia mnie to, że mamy rok 2014, a karmią nas jakbyśmy żyli w latach 20. Sądzę, że takie placówki powinny otrzymywać pieniądze, by mogły zagwarantować wygodne warunki swoim pacjentom. - A co u ciebie?

- Nudziłem się bez ciebie. - stwierdził cicho.

Nie wiem dlaczego, ale zrobiło mi się bardzo miło i tak przyjemnie ciepło na sercu. Znamy się kilka dni, nic o mnie nie wie.

- Też się nudziłam. - odpowiedziałam. - Ale sądzę, że dadzą mi spokój, skoro jem tutaj kolację... z tobą.

Dlaczego jak to powiedziałam? Sama nie wiem, ale sądzę, że mógł mnie wziąć za idiotkę.

- Będzie dobrze, Katniss. - pocieszył mnie. - Wyjdziesz stąd za kilka dni i będziesz, żyć normalnie. Zaufaj mi.

- A ja zagwarantuje ci, że również stąd wyjdziesz, a ja będę się o to starać. - odparłam. - Nie pasujesz tu, jesteś normalnym człowiekiem, takim jak ja. Zobacz na innych. - wskazałam na ludzi - Gołym okiem widać, że mają coś z głową. Są chorzy psychicznie. Wyjdziemy stąd razem.

- Dziękuje, że we mnie wierzysz.

- Nie ma za co. - uśmiechnęłam się.


Poczułam, że nawiązałam z Kit'em więź porozumienia. To nie jest dla nas miejsce. W nim stajemy się jeszcze gorsi i naprawdę możemy tutaj zgłupieć i zwariować Mimo że, człowiek jest postacią omylną i często popełnia błędy, to ma prawo do spokojnego życia na wolności. Za dużo już przeszłam i przechodzę, by żyć w ciągłym zamknięciu i w odizolowaniu od świata. Mam takie dni, gdzie żałuje tego wszystkiego, że zabiłam tych ludzi, jednak są też takie chwilę, gdzie cieszę się, że to zrobiłam. Sądzę, że sobie na to zasłużyli. Jest to okrutna prawda. Sumienie mi dzień w dzień przypomina o złych chwilach. Tego nie da się zapomnieć. To zostanie ze mną na zawsze. Karma do mnie wraca. Niestety w takim momencie. Muszę być nadal tak silna jaka jestem i walczyć do końca. Z całego serca wierzę, że to się skończy i wygram tę grę.
Ja zawsze wygrywam.

- Katniss muszę ci coś... - ktoś przerwał Kit'owi.

- Pani Gomez, jest pani wzywana do dyrektora.

- Później porozmawiamy Kit. - pożegnałam się z nim i ruszyłam do gabinetu dyrektora.

Mam nadzieję, że nie siedzi tam z policją, która znowu będzie chciała mnie przesłuchiwać. W całym szpitalu roznosił się nieprzyjemny zapach. Nienawidzę tego zapachu. Jest okropny. Te miejsce jest okropne. Dziwie się, że kiedyś wytrzymałam tu dziewięć lat. Powinnam dostać chyba za to odznakę. Rozumiecie ten mój sarkazm, prawda?

Zapukałam do drzwi i czekałam, aż dostanę pozwolenie na wejście.

- Witaj Katniss. - przywitał mnie wesoło dyrektor Ritch.

- Co pan ode mnie chce? - spytałam chłodno siadając na miejscu.

- Mam dla ciebie dwie wieści. Jak zawsze to bywa, jedna jest dobra, druga zła. - stwierdził. - Dobra wieść jest taka, że zapis z monitoringu pokazał, że nic nie zrobiłaś, ani nie zabiłaś tej kobiety. Dlatego też, powinienem cię przeprosić za fałszywe oskarżenie.

- Jasne. - splunęłam. - Mówiłam, że nic nie zrobiłam, ale niestety jesteście zbyt głupi, by to zrozumieć.

Ritch lekko się skrzywił pod wpływem moich słów. - Miło. - wypowiedział sarkastycznie, przez co ja się tylko fałszywie uśmiechnęłam.

- A ta zła wiadomość? - spytałam poważnie.

Po chwilowej ciszy się odezwał. - Zrobił to Kit.

- To jakiś żart, tak? Gdzie ukryta kamera czy coś w tym stylu? - zaczęłam się rozglądać po pokoju.

- Katniss, tu nie ma żadnej kamery. - zdenerwował się - Nie wierzysz? Pokaże ci zapis kamer.

Na telewizorze włączył film z tego dnia. Był ukazany korytarz. Podejrzewam, że w tamtym przedziale znajdował się pokój tej kobiety. Przypadkowo nie było żadnej osoby na korytarzu, Nagle pojawiła się ciemna postać. To był niestety Kit. Wszedł do pokoju i po kilku minutach z niego wyszedł.

- Dlaczego to jego teraz nie zamknięcie? - spytałam oburzona.

- To nie jest jego pierwszy przypadek. Zresztą miał wyjść na wolność, jest nam tu nie potrzebny. - stwierdził wrogo.

-Słucham? Chcecie wypuścić na wolność morderce? Nie sądzisz, że istnieje zagrożenie, że kogoś zabije?

- Ciebie stąd zwolniliśmy, a też zabiłaś i to więcej osób niż on. - odpowiedział.

Zatkało mnie. Uderzył w mój czuły punkt. Był to cios poniżej pasa.

- Dupek. - stwierdziłam i wyszłam z jego gabinetu trzaskając drzwiami. Byłam cholernie zła. Kit widział co się ze mną działo, że byłam zamknięta. Dlaczego ten idiota nie mógł się przyznać, że to on zrobił, a nie ja. Patrzył jak jestem tam poniżana i oskarżana. Nie daruje mu tego.

- Gdzie jest Kit? - wrzeszczałam na cały szpital.

Starsza kobieta mnie zatrzymała. - Uspokój się. Nie możesz niczego robić pod wpływem emocji.

- Nie będziesz mnie pouczyć starucho - splunęłam - Gdzie Kit?

- Chyba w pokoju dziennym. - odpowiedziała cicho i odeszła.

Nie czułam wyrzutów sumienia, że ją tak źle potraktowałam. Nic się teraz dla mnie nie liczyło. Kipiałam złością. Teraz już mnie nawet to nie obchodziło, cz go zabije czy nie. W tym momencie wstąpiło we mnie coś innego. Jednak jest to znajome uczucie. Byłam taka, gdy byłam mała. Gdy każdego zabijałam. Właśnie tiki był mój stosunek do nich. Zachowywałam się jak zimna suka bez uczuć i z przyjemnością zadawałam im ból i ich uśmiercałam.

Otworzyłam drzwi, wdzierając się do pokoju. Wszystkie spojrzenia padły na mnie i szukały zrozumienia mojego zachowania. Wzrokiem szukałam Kit'a.

- Tu jesteś. - warknęłam i rzuciłam się w jego stronę. - Dlaczego to kurwa zrobiłeś? - złapałam go za koszulkę.

- O co chodzi? - spytał zdezorientowany.

- Nie udawaj idioty. To ty zabiłeś tę kobietę, która twierdziła, że jesteś zły. Chciała ich wszystkich uratować, a na mnie sprowadzić psychopatę i morderce.

- Mi nie przeszkadzała wiedza o tym, że również zabijałaś.

W tym momencie przesadził. Uderzyłam go w twarz, a następnie rzuciłam się na niego pięściami. Wylądowaliśmy na podłodze. W okół nas zrobiło się zamieszanie. Pielęgniarze odciągnęli mnie od niego, jednak udało mi się jeszcze trafić w jego nos.

- Jeszcze z tobą nie skończyłam. Jeszcze się przekonasz do czego jestem zdolna. - krzyknęłam, kiedy próbowałam się wyszarpać z rąk pielęgniarzy.

- Już niestety coś o tym wiem Katniss. - wypowiedział, a mnie wyniesiono z pokoju.

Od autora: Hej hej hej!!! Postarałam się i dodam rozdział już dzisiaj. Nie za bardzo mi się on podoba, do końca nie wiedziałam co w nim napisać. Co sądzicie o tej akcji? Od tego rozdziału akcja może się trochę zaostrzyć i obiecuje, że napiszę coś mocnego! Znajdzie się tu wiele pikantnych i brutalnych momentów. Zero nudy! 

To chyba tyle ode mnie. Nie wiem kiedy kolejny rozdział. Mam ciężki tydzień, no ale dla moich kochanych czytelników, postaram się dodać go jak najszybciej :)
Przepraszam za błędy :(

+25 KOMENTARZY = NOWY ROZDZIAŁ

ZAPRASZAM WAS NA NOWE TŁUMACZENIE -
@thegingercake (tłumaczy również "wanted" ff który poleciłam w poprzednim rozdziale) jest to ciekawa historia, w której występuje Selena oraz One Direction. Dziewczyna została osierocona, gdy statek, którym płynęła, miał wypadek i przez to straciła rodziców. Chłopcy z grupy lecieli do Australii i również przeszli przez katastrofę lotniczą. Co z tego wyniknie? the island girl - tutaj się dowiecie :)




wtorek, 18 marca 2014

Rozdział 12






Krata okienna.
Znów te samo miejsce. 
Ogarnęła mnie pustka. Siedziałam przy tym cholernym oknie. Nie mogłam się na niczym skupić. Co ja tu robię? Tak, też bym chciała wiedzieć. Jeśli nikt nie zginie podczas mojego pobytu tutaj, to będzie koniec. Zamkną mnie tutaj na zawsze lub pójdę do wiezienia. Nie chciałam tu wracać. Przypomniał mi się dzień, w którym przybyłam do tego miejsca. Byłam taka mała. Dwóch pielęgniarzy siłą musiało mnie ciągnąć, przez cały szpital. Chciałam uciec, wydostać się z ich uścisku, jednak byli zbyt silni. Zaciągnęli i zamknęli w pokoju, w którym jestem teraz ponownie. Nie spodziewałam się takiego zwrotu akcji. 
Przeraża mnie to miejsce. Puste jasne ściany, stare łóżko, szafka nocna, biurko i duża szafa. To tyle co tu jest. Czuje się jak w więzieniu. Okno jest okratowane mocną stalą, którą próbowałam kiedyś zniszczyć. Do tego te drzwi. Te miejsce doprowadza mnie do mdłości. Czuje się taka pusta. Nie ma tu ani Justina, ani Ronnie. Nie mogą się ze mną kontaktować. Nie wiem ile czasu tutaj spędzę. Dziwi mnie to, że nie zabrali mi mojego telefonu. Nie znaleźli go nigdzie? 
Zresztą, nie powinno mnie to obchodzić. Ten telefon musi być przeze mnie bacznie monitorowany i strzeżony, jedna moja nieuwaga i go stracę. Postanowiłam wysłać sms'a do Justina.

"Potrzebuje Twojej pomocy. Wymyśl lub zrób coś. Uratuj mnie"

To chyba odpowiednia treść wiadomości. Mam nadzieję, że Justin okaże skruchę i będzie na tyle dobry, żeby mi pomóc, inaczej będzie to mój koniec. 
Usłyszałam dźwięk otwieranych się drzwi. Pośpiesznie schowałam telefon i usiadłam na łóżku.

-Kolacja Gomez. - zawiadomił mnie pielęgniarz. 

Na holu przy swoich pokojach ustawiali się pacjenci. Nowe twarze. Nie było nikogo znajomego. Zresztą, to nic nie zmienia. Nie miałam tu żadnej przyjaciółki, bądź osoby, która byłabym wstanie zaufać. Byłam skazana na samotność, jednak pojawiały się pojedyncze kontakty. 
Gdy wszyscy już wyszli w sal, zostaliśmy skierowali na wielką stołówkę. Zajęłam miejsce przy stole i moją uwagę zwrócił pewien przystojniak. Nie wyglądał na takiego, który może być na coś chory. Siedział sam, więc postanowiłam do niego podejść. Miałam wrażenie, że nie bez powodu tu trafił.

-Nowicjusz. - stwierdziłam zajmując obok niego miejsce.

- Jeśli dla ciebie, osoba, która siedzi tutaj już prawie 3 miesiące, to jestem tu nowy. - wypowiedział z sarkazmem. - Ale ciebie widzę tu pierwszy raz.

- Bo dziś tu wróciłam, ale.. - podkreśliłam. - Nie jestem tu nowa.

-Jak to? - zdziwił się.

- Odsiadywałam karę. - mruknęłam. 

- Za co i ile? - wypytywał się.

- Za zabicie rodziców i kilku innych ludzi. Byłam tu 9 lat i wyszłam niedawno. - odparłam.

Chłopak nic nie odpowiedział. Rozumiem jego reakcję.

- A ty, za co tu jesteś? - spytałam.

- Sam nie wiem. Stwierdzili, że jestem chory, że mam urojenia. - oparł się o blat stołu.

- Co masz na myśli? - zaciekawiłam się. W tym samym momencie podano nam jedzenie, więc na chwilę przestaliśmy rozmawiać. 

Chłopak przysunął się do mnie i zbliżył twarz do mojego ucha. - Widzę duchy. - wyszeptał.

Spojrzałam mu w oczy. Wierzyłam mu. Tutaj- wszystko jest możliwe, każde schorzenie.

- Nie przeraża cię to?

- Czasami. - przyznał półuśmiechem. - Ale nie jest źle. Jednak ludzie wzięli mnie za wariata.

Jedzenie spożywaliśmy w ciszy. Chłopak był całkowicie normalny, lecz odrobinę zagubiony z dziwnym przypadkiem. Jest podobny do mnie. Według mnie on tutaj nie pasuje-wręcz przeciwnie - te miejsce źle na niego działa i musi stąd jak najszybciej uciec. Tylko jak? Nie wiem czy istnieje możliwość ucieczki, nigdy nie próbowałam stąd uciekać. Sądziłam, że lepiej będzie siedzieć tu cicho i nie sprawiać zbyt dużych problemów.

Ludzie rzucali mi dziwne spojrzenia. Dla nich byłam niestety nowa. Byłam intruzem, którego będą chcieli zniszczyć, jednak im się to nie uda. Jako jedyna byłam ubrana w swoje ubrania, a nie przebrana w szpitalne szmaty. Możliwie, że traktowali mnie za jakąś konkurencję czy coś w tym stylu. Sądzę, że nie jestem tu traktowana jak pacjent tylko raczej jak osoba, która jest tu zatrzymana na chwilę. Mam taką nadzieję.

Po obiedzie zabrali nas do pokoju dziennego. Pamiętam go dobrze. To tutaj jako mała dziewczynka bawiłam się lalką, którą dostałam od jakieś pielęgniarki. Dostawałam ją tylko, gdy tu przychodziłam i nie dzieliłam się nią z nikim. Gdy miałam 10 lat, w większości przybywały tu tylko dzieci, z czasem to się zmieniło i przyjmowano coraz więcej starszych osób. Na ten moment nie widzę już żadnych dzieci. To dziwne.

Czuję się tu nieswojo. Nienawidziłam tego miejsca i znowu tu jestem. Ponownie siedzę na starej kanapie przy oknie i podziwiam las otaczający szpital. Ten widok w ciekawy sposób mnie fascynował i uspokajał, a nawet dawał motywację do życia. Budził we mnie też tęsknotę, to właśnie tam uwielbiałam spędzać czas. Mój kochany las..

Dostałam sms'a. Rozglądnęłam się po sali i wyciągnęłam go tak, by nikt nie widział. To od Justina.

"Pomogę Ci, niedługo będziesz już w domu."

Zrobiło mi się ciepło na sercu. Nadal mu na mnie zależało. Doceniam jego starania.

- Znam cię. - podeszła do mnie starsza kobieta. - Jesteś Katniss, tak?

- Tak, to ja. - odpowiedziałam. - Przepraszam, ale ja chyba jednak pani nie...

- To już nie ma znaczenia. - przerwała mi - Musisz mi pomóc.. a raczej komuś.

Pozwoliłam mówić jej dalej. - Rozmawiałaś już z tym chłopakiem... Kit. - przypomniała sobie jego imię. - On tutaj nie pasuje, nie może tu być. Sprowadza zło na te miejsce.

- Ono jest złe od dawna. Obecność Kit'a niczego tu nie zmienia. - wypowiedziałam spokojnie.

-Mylisz się dziecko. Odkąd ten chłopak przebywa w tym miejscu, jest jeszcze gorzej. Ludzie są niespokojni, boją się.

- Co pani ode mnie oczekuje? - zaatakowałam ją. - Ta placówka jest strzeżona, a ja nie mam takiej możliwości żeby go stąd zabrać.

- On jest złem, a Ty tego nie możesz pojąć. - zdenerwowała się. Ja również. Odeszłam od okna i podeszłam do drzwi.

- Możliwe, że nie pojmuję, bo też jestem zła. Jesteśmy potworami, jak każdy inny człowiek. - krzyknęłam półgłosem. - Chcę wrócić do pokoju. - zwróciłam się do pielęgniarza, który zabrał mnie z sali.

~*~

Nie mogłam spać. Za dużo myślałam. Chciałam już stąd wyjść. Czułam się fatalnie. Te miejsce... fakt to zło. Działo tu się wiele złych rzeczy, ale to przez ludzi. Pod tym dachem chodzili ludzie, którzy zabijali tak jak ja, którzy chorowali na różne schorzenia, lub całkowicie zwariowali i nikt nie miał już dla nich nadziei. Tego głupiego cienia nadziei, że jednak będą zdrowi i stąd wyjdą. Wmawiają im ich chorobę, przez co oni jeszcze bardziej szaleją. To jest totalny debilizm. Najwięksi wariaci z kraju, a co najmniej z kilku stanów są tutaj, razem zamknięci. Razem mogli by coś osiągnąć. Osiągnąć coś wielkiego, jednak ich dusze są spisane na straty i będą tu zamknięci już do końca swojego marnego życia.

Czy ja już też oszalałam? Moja przeszłość powinna być już dawno ode mnie odcięta, jednak ona cały czas za mną krąży. Jak zwykła suka, która się mnie uczepiła. Jestem przerażona tym faktem. Nigdy już się nie uwolnię od tego co robiłam. Zwariowałam jak ci wszyscy tutaj. Przecież ja też tutaj byłam. Zastanawia mnie czy dobrze sąd zrobił, wypuszczając mnie na wolność. Jestem dobrym człowiekiem? Bzdura. Jestem zła. Jestem morderczynią. To już nawet nie ma znaczenia, że ktoś mi to każe robić. Gdybym była na tyle mądra, od razu bym poszła z tym na policję, a oni zajęli by się resztą. Nie zabijałabym tylu niewinnych osób.

Kobieta z urzędu, chłopaki z baru. Oni są zwykłymi przypadkowymi pionkami w grze, które są przeze mnie strącane, ale pewnego dnia i ja przegram. Poniosę klęskę. Sama nie wiem czy chcę, aby ten dzień nadszedł. Z jednej strony pragnę, by ten koszmar się skończył, a z drugiej... chcę dalej w to brnąć. W pewien zadziwiający sposób podoba mi się ta gra i chcę ją wygrać. Muszę tylko znaleźć odpowiedni sposób, by ograć swojego prześladowcę i w końcu zwyciężyć i na dobre odciąć się od przeszłości.

Kit... Nie wiem co z nim jest, ale potrzebuje mojej pomocy. On tutaj faktycznie nie pasuje, a ja jakimś cholernym szczęściem znalazłam się tu, żeby mu pomóc. Zrobię wszystko, żeby go wypuścili. Ten chłopak nie zasługuje, żeby tu być. On nie jest chory. On otrzymał dar, który dla wielu z nas jest niezrozumiały.


Coś w nim jest, coś wyjątkowego, co nie daje mi spokoju. Rozmawiałam z nim zaledwie kilka minut, a poczułam jakbym znała go całe życie. W ciągu kilku minut miałam okazję dostrzec w nim coś innego, fascynującego. Ten chłopak potrzebuje uwagi, a ja mu ją dam.



Udało mi się zasnąć na kilka godzin. Nie wiem, może 3-4? Mimo że, spałam tak mało, to czułam się dobrze. Chciałabym się spotkać z Ronnie i Justinem, jednak dostali oni zakaz kontaktu z moją osobą. Zadziwiające, prawda?
Na śniadaniu nie spotkałam się z Kit'em. Jednak złapałam go dopiero z porze obiadowej.

- Szukałam cię rano. - usiadłam obok niego z tacką pełną jedzenia.

- To miłe. - uśmiechnął się. - Byłem zajęty, więc nie było mnie tu.

- Pomogę ci się stąd wyrwać. - zmieniłam temat.

Chłopak się zaśmiał. Muszę stwierdzić, że miał cudowny uśmiech. - Wiesz co mnie dziwi? - spytał. - Chcesz mi pomóc, mimo że, poznałem cię zaledwie wczoraj i nawet nie znamy swoich imion.

- Och ja już twoje znam. - sprostowałam. - A ja, jestem Katniss.

- Katniss. Ładne imię. - pochwalił mnie.

Podziękowałam mu z lekkim rumieńcem i zajęliśmy się jedzeniem.

- Więc, skąd znasz moje imię? - spytał podczas jedzenia papki ziemniaczanej.

- Wczoraj, starsza kobieta... - na te słowa lekko się spiął. Przeczuwam, że coś jest pomiędzy nimi złego. Postanowiłam kontynuować. - Mówiła mi wczoraj o tobie. Chce, żebym cię stąd zabrała, bo jesteś zły. Co się tutaj dzieje?

- Nie twój interes. - splunął. - Nic złego tutaj nie robię. Przepraszam cię, ale muszę coś załatwić. Dziś wieczorem idziemy na spacer, pokaże ci coś.- powiedział i odszedł.
Miałam złe przeczucia.




~*~

Kit miał rację. Szpital postanowił zabrać nas na spacer. To jest odważny czyn, każdy z nas może w każdej chwili uciec. No, prawie każdy. Nie mogę uciec, bo policja w każdej chwili mnie złapie i wtedy stwierdzą, mnie za winną tych wszystkich morderstw, ale tak też i jest. To ja ich zabiłam.

Na dworze było ciepło, mimo że, słońce już zachodziło. Przy moim boku zjawił się Kit.

- Jesteś. - wyszeptałam. - Dlaczego podczas obiadu uciekłeś?

- To nie ma znaczenia. - zmienił temat. - Patrz, zaraz dojdziemy do lasu. W odpowiednim momencie pobiegniemy do niego i pobędziemy tam chwilę. Czeka coś tam na nas.

Kiwnęłam głową i czekałam na odpowiedni moment, by uciec do lasu. Wiem, że wrócimy. Nie jesteśmy tacy głupi, by narażać się na tak duże niebezpieczeństwo.

- Teraz. - cicho krzyknął mi do ucha i za całych sił zaczęłam biec pomiędzy drzewami w głąb lasu. Brakowało mi tego. Bieganie w lesie. Czuć zapach cudownych drzew. Tęskniłam za tym.

- Tędy. - wskazał Kit.

Dotarliśmy do małego wgłębienia, gdzie Kit krył jedzenie. Prawdziwe jedzenie, nie to co jest w szpitalu. Na dłuższą metę nie da się tego jeść. Nikt nie wie, co tam naprawdę jest w tej papce. Chłopak podał mi kilka jabłek oraz bułkę i kawałek mięsa.

-To nic takiego, ale jest o wiele lepsze, niż to co dostajemy tam w tym szpitalu. - stwierdził i zabrał się za jedzenie.
Poczułam się lepiej. Byłam tu tylko dwa dni, a już tęskniłam za normalnym jedzeniem.

-Kto ci to wszystko przynosi?- spytałam gryząc jabłko.

- Dziewczyna. - stwierdził krótko.

- Masz dziewczynę?

- Miałem.. teraz jest jak przyjaciółka. To nic takiego. - skrzywił się. - A ty, masz chłopaka?

Zaprzeczyłam. - To skomplikowane. Może przy najbliższej okazji ci powiem.

- Dobrze. - uśmiechnął się. - Musimy wracać. Nie wiadomo co teraz robią.


Pacjenci nie spacerowali już w grupie, wyglądało to jakby kogoś szukali, a konkretnie nas.

- Tam są! - ktoś krzyknął i wskazał na nas.

- Cholera i co teraz? - zdenerwowałam się.

- Licz na szczęście. stwierdził. Jego słowa mnie zszokowały. Popatrzyłam na niego na sekundę, a następnie oddzielono nas od siebie i zabrano do środka szpitala.




- Możecie mi w końcu powiedzieć o co chodzi?- krzyknęłam siedząc przykuta do krzesła.

Siedziałam na sali, w której kilka miesięcy temu wydano wyrok wypuszczenia mnie do domu.

- Katniss. -zaczął dyrektor szpitala. - To był duży błąd zwalniając się stąd. To było do przewidzenia.. Te twoje przewinienia.

- Co ja do cholery zrobiłam? - oburzyłam się? - To że pobiegłam do lasu z Kit'em to już jest wielkie przestępstwo?!

- Już nie chodzi o to. - zmarszczył brwi.

- A o co? - krzyknęłam.

- Do cholery Katniss. - zdenerwował się. - Zabiłaś tu niewinną kobietę. Znowu.


Od autora: Heeeeeeeeeeeeej wam! Zobaczcie, rozdział był dodany tydzień temu we wtorek i dziś - też we wtorek - będzie dodany. Za to, że poprzedni rozdział był tak miło komentowany i pojawiło się wiele komentarzy, to właśnie DLA Was postanowiłam spiąć tyłek i napisać rozdział. Ogólnie jestem z niego zadowolona saghfahfgk. Przepraszam za błędy.

Co powiecie na taki ciekawy wątek na końcu i o Ki'cie którego poznała nasza kochana Katniss? Co będzie działo się dalej? Swoje sugestie piszcie w komentarzach.

PODOBA MI SIĘ WASZ TOK MYŚLENIA, ŻE JUSTIN KOGOŚ ZABIJE. MYŚLCIE ROBACZKI DALEJ.

Chcę Was zaprosić jeszcze na cudowne opowiadanie, tłumaczone przez moją czytelniczkę @thegingercake 
Ff wanted - jeśli lubicie Jelene, to na pewno pokochacie te opowiadanie!

POLECAJCIE MOJE FF KAŻDEMU, WYSYŁAJCIE LINK, KOMENTUJCIE!
30 KOMENTARZY =NOWY ROZDZIAŁ

Kocham Was robaczki moje!




wtorek, 11 marca 2014

Rozdział 11






Miałam wrażenie, że chyba się przesłyszałam. Mam zabić Justina?! To jest niewykonalne zadanie. Nie jestem w stanie wystrzelić kulę w jego serce. Zraniłabym siebie. W mojej głowie panował chaos. Totalny mętlik w umyśle. Czułam się źle. Miałam wrażenie, że zaraz eksploduję. Moja temperatura ciała się podnosiła. Ciało ogarnęły drgawki i zimne poty. Poczułam ból w głowie. Tak nie może być.

- Dobrze wiesz, że nie mogę tego zrobić. Bynajmniej nie teraz. - wymamrotałam.

- Dobrze. - pochwalił mnie. - Jednak pamiętaj ten dzień się już zbliża i lepiej na siebie uważaj. 

Rozmowa się zakończyła, jednak przez cały czas trzymałam telefon przy uchu. Doznałam pewnego szoku i paraliżu przez co nie mogłam się ruszyć. W mojej głowie krążyło wiele myśli, ale jednocześnie też czułam pustkę. Dziwne, prawda? 
Ogarną mnie płacz. Nie mogłam się uspokoić. Krzyknęłam z bezradności i wybiegłam z pokoju. Potrzebowałam zaczerpnąć świeżego powietrza. Przez tę rozmowę mój alkohol przestał działać. Trzeźwość umysłu wróciła. Wybiegłam z hotelu i ruszyłam... no właśnie, nie wiem gdzie dokładnie poszłam. Nie znałam miasta, więc ruszyłam w nieznane. Czułam się trochę nieswojo. Co jakiś czas mijałam nie przyjemnych ludzi, którzy mnie zaczepiali. Bałam się teraz, bo nie miałam przy sobie broni. 
Mój pech.

Przez ten cały spacer nie mogłam przestać płakać. Czułam się samotna. Nawet Justin nie mógł mi pomóc. Jak mam mu powiedzieć, że przez chorą grę będzie musiał umrzeć? Mam palność " Wybacz Justin, ale takie są reguły gry, muszę Cię zabić"? Wyśmieje mnie wtedy, bądź tak się przerazi, że ucieknie, a co gorsze- naśle na mnie policję. To byłby ewidentny koniec. Zostałabym zamknięta w więzieniu, a może i nawet skazana na karę śmieci. 

Z minuty na minuty czułam się coraz gorzej, jednak na szczęście przestałam już płakać. Wyszłam z hotelu ponad godzinę temu. Przez ten czas Justin próbował się do mnie dodzwonić, jednak nie byłam w stanie odebrać. Bałam się z nim rozmawiać przez telefon, a co dopiero wrócić do pokoju i spojrzeć mu prosto w oczy. Jest mi tak bardzo przykro, że on i Ronnie niedługo będą martwi i to przeze mnie. Byłam potworem i będę nim do końca życia. Każda bliska mi osoba, zginęła i wkrótce zginie dzięki mnie. 

Gdy byłam mała, nie myślałam kogo zabijam. Zawsze robiłam to bez serca. Nie przejmowałam się faktem, że rodziny stracą ukochaną osobę. Raniły mnie i musiały za to zapłacić. Z Ronnie i Justinem to jest inna bajka. Prześladowca wie, ile dla mnie znaczą i jak bardzo są mi potrzebni, dlatego przekazał mi to zadanie. Chodzi mu o to, bym tym razem ja cierpiała. Cóż... udało mu się już teraz. Sama myśl, ponownego zabijania mnie rani, a co dopiero wykonywanie tego.

Nie mogę być z Justinem. Nie mogę być pokłócona z Ronnie. Nie możemy teraz zniszczyć naszych relacji. Może to złe, ale muszę zdobyć jeszcze większe zaufanie. Muszę wierzyć, że są ze mną bezpieczni. To okropne, wiem, lecz nic z tym nie zrobię. To gra, w którą niestety muszę grać. To jest po prostu prawdziwe życie. 




Nie byłam pewna czy wejść do pokoju czy nie. Nawet jeśli bym teraz uciekła, to i tak nie ominie mnie rozmowa z Justinem. Będę mu musiała powiedzieć, że nie możemy być razem. Długo trwała nasza relacja miłosna. Czujecie ten sarkazm? 
Niepewnie złapałam klamkę drzwi i otworzyłam je, cicho wchodząc do pokoju. Nie chciałam go obudzić.

-Możesz mi powiedzieć gdzie byłaś? - krzyknął. Jednak nie spał.

Westchnęłam. - Na spacerze. Spokojnie, nic mi nie jest.

- To dlaczego nie odbierałaś telefonu? - spojrzał na mnie podejrzliwie.

- Nie słyszałam dzwonka. - skłamałam. - Justin, wyluzuj. Jak widzisz, jestem cała i zdrowa. 

Szatyn podszedł i mnie przytuliłam. Chciał mnie pocałować w usta, jednak się odsunęłam. Muszę mu teraz wszystko powiedzieć.

- Co jest? - spytał. 

Spojrzałam mu w oczy i poczułam ból w sercu. Zranię go. Doskonale sobie zdaję z tego sprawę, lecz jeszcze nie teraz. Porozmawiam z nim rano. 

- Nic. Chodźmy już spać. - nakazałam. 

Chłopak wzruszył ramionami. Uwolnił mnie z uścisku i poszedł do łóżka. Nawet miejsce do spania mamy wspólne. Teraz żałuję, że zabrałam go do siebie do pokoju. Ułożyłam się na brzegu, spoglądając na panoramę miasta. Mimo że, była noc, miasto żyło. Można było usłyszeć hałasy taksówek i innych pojazdów. Nowy York nigdy nie śpi i chyba ja też nie zasnę. Starałam się przymknąć powieki, lecz to nic nie dawało. Sen nie nadchodził.

Zastanawiam się co powiem Justinowi. To wszystko jest jakoś popieprzone. Czy przeszłość będzie mnie cały prześladować? Jestem tak złym człowiekiem, że nigdy nie będę mogła być szczęśliwa? Karma niestety wraca i nie opuści mnie dopóki nie zapłacę za wszystkie swoje czyny. Czułam się z tym bezradna.
Zastanawia mnie to, jakby teraz wyglądało moje życie, gdybym nie wyrządziła takich złych rzeczy jak byłam mała. Czy zrobiłabym to później? Jakby wyglądała moja relacja z rodzicami? Czy poznałabym Justina?
Nie wiem. Nigdy nie zdobędę odpowiedzi na te pytania.


~*~

- Justin musimy porozmawiać. - szepnęłam siadając na łóżku.

Tak jak sądziłam - nie zasnęłam. Nie byłam wstanie zmrużyć oka. Byłam wyczerpana i niewyspana. Chciałam się ułożyć w moim łóżku, zacząć płakać i czekać, aż to się wszystko skończy. O ile ten koniec nadejdzie.

Justin usiadł obok mnie. - O czym? - spytał troskliwie.

Nie wiem od czego zacząć. Wzięłam głęboki wdech. Czułam jak cała się trzęsę.

- Justin nie możemy być razem. - zaczęłam powoli nie spoglądając nawet na chłopaka. - To nie wyjdzie. Nie mogę ranić mojej siostry, sam rozumiesz. Jesteście ze sobą, a ja nie mogę tego niszczyć.

Wstałam z łóżka i złapałam się za głowę. Justin się nie odzywał, jakby był nie obecny. - Proszę Justin powiedz coś. - zmarszczyłam brwi i spojrzałam na niego. Szatyn cicho westchnął. - Wracajmy już do domu. - zabrał torby i wyszedł z pokoju.

To tyle z jego strony. Nawet nie wiem co mógłby mi powiedzieć. Czy go zraniłam? Sądzę, że tak. Sama siebie również zraniłam, lecz musi wiedzieć, że robię to dla naszego dobra. Tylko do pewnego momentu...
Zabrałam swoją torbę, zamknęłam drzwi i udałam się do recepcji dokonać wszelkich opłat oraz oddać kluczyk.
Na parkingu szukałam Justina, lecz go nie znalazłam. Przecież każdy przyjechał własnym autem.

Droga do domu była długa. Na ulicach były korki. Zatrzymując wóz na podjeździe naszego domu dostrzegłam, że nie ma jeszcze Justina. Gdzie on może się podziewać?
Nie mogłam przestać myśleć o tym wszystkim co się dzieje teraz w moim życiu. Czuje, że mnie to przerasta. Zostałam niewolnikiem własnego życia. Nigdy nie myślałam, że może być tak źle.
Nie chciałam wchodzić do domu, nie wiem co powie Ronnie. Czy nadal może być na mnie zła?
Czuje się jakbym cały czas śniła, że żyje w jakieś grze komputerowej, gdzie mam kilka żyć i za każdym błędem, które popełnię odnowię się i będę mogła zrobić wszystko inaczej, byle tylko wygrać. Tylko tak niestety nie jest. To również jet gra, lecz jest ona realna, prawdziwa, gdzie za każdy błąd zapłacę swoim życiem lub bliskich i nigdy ich nie zobaczę. To nie przeraża i zasmuca. Nie chcę tak źle skończyć, chcę w końcu być wolna i szczęśliwa.

W domu nie było nikogo. Miałam więc czas, by zacząć swoje "odkupienie". Odłożyłam szybko torby do swojego pokoju i wróciłam do kuchni. Postanowiłam przygotować obiad, a później przy nim przeprosić Ronnie za swoje zachowanie. Nie miałam pomysłu na obiad, a jedynie do głowy wpadła mi pizza, więc i na nią postawiłam. Przygotowując odpowiednie składniki zaczęłam gotować.


~*~

Usłyszałam głosy śmiejącej się Ronnie i Justina. Oznacza to, że byli gdzieś razem i chyba się pogodzili. Pizza już była prawie gotowa. Wymagała jeszcze kilku minutowego pieczenia w piekarniku. Mój fartuch i włosy były całe w mącę. Do kuchni wszedł Justin i Ronnie. Chyba nie spodziewali się takiego widoku.
Albo mnie.

-Hej. - przywitałam się z nimi cicho. - Głodni?

Spojrzeli na siebie porozumiewawczo, to mnie trochę skrępowało. - Pewnie. - odezwała się z uśmiechem Ronnie, który odwzajemniłam. Pizza była już gotowa, więc wyciągnęłam ją z piekarnika i ułożyłam na dużym talerzu. Na stole ustawiłam naczynia oraz sztućce. Następnie podałam pizzę.

Czułam się nie komfortowo. Nie jestem pewna, jak czuje się teraz Justin i czy Ronnie jest na mnie zła. Mam nadzieję, że tym gestem jakoś załagodzę, nasze stosunki, jednak i tak dziewczyna powinna usłyszeć ode mnie przeprosiny.

Jedliśmy w ciszy co jeszcze bardziej mnie stresowało. Mimo że, byłam cicho, to w mojej głowie słyszałam tysiące głosów. Układałam plan co powinnam powiedzieć, a czego nie. Zastanawia mnie to, czy Justin powiedział jej o tym, że był ze mną z Nowym Yorku. Jeśli by to zrobił, to na pewno nie siedzieli by tu razem, szczęśliwi. Postanowiłam iść na całość.

Ronnie. - zwróciłam się do niej, przez co dziewczyna spojrzała na mnie. - Przepraszam. Nie chciałam być taka z stosunku do ciebie. Wiele dla mnie robisz, a ja tego nie doceniłam. Jest mi przykro z tego powodu.

Poczułam łzy w oczach. Na prawdę było mi przykro. Nieświadomie ją ranię i nic nie robię, żeby to zmienić. Ronnie wstała i podeszła do mnie. Nie wiedziałam, co chce ona zrobić, więc również wstałam.

- Wybaczam ci. - powiedziała i mocno mnie przytuliła. Odwzajemniłam uścisk.

- A i jeszcze jedno. - odsunęłam się od niej. - Nic mnie nie łączy z Justinem. To tylko przyjaźń - nałożyłam nacisk na "tylko" i spojrzałam w jego stronę. Dostrzegłam w nim ból. Był zraniony i to przeze mnie.

- Potwierdzam- stwierdził gorzko.

-Wierzę wam. - Ronnie zachichotała. - Puśćmy wszystko w niepamięć, tak będzie najlepiej.

Każda z nas wróciła na swoje miejsca.

-Więc Katniss, co robiłaś w Nowym Yorku? - spytała mnie zaciekawiona.

Nie byłam pewna co mogę jej powiedzieć. Przez ten cały czas byłam z Justinem, a nie mogę jej powiedzieć prawdy.

- No wiesz. - zaczęłam leniwie. - Zwiedziłam część miasta, a wieczorem poszłam do klubu.

-Poznałaś tam kogoś fajnego? - była dociekliwa.

- Mhm pewnie. Mieszkają tam... mili ludzie. - niespodziewanie spojrzałam na Justina.


Jego mina mówiła sama za siebie. Nie zdradził jej prawdy. Chociaż o tyle dobrze.

- Wyglądasz na zmęczonego. - zwróciłam się do Justina.

- To prawda. - wtrąciła się Ronnie. - Miał ciężką noc u kolegi, stwierdził, że nie mógł spać. Tak bardzo go bolała nasza kłótnia.

Widzę, że Justin też jest dobrym kłamcą.
I to bardzo.

Uniosłam jedną brew do góry, przez co Justin się lekko zmieszał.

- To bardzo urocze z jego strony. - stwierdziłam.

Obudził się we mnie pewien stopień złości. Było to chore, żeby kłamać, że był u kolegi i tak bardzo cierpiał. Jednak w pewnym stopniu go rozumiem. Również kłamię, by nas chronić.
Ugh, to skomplikowane.



Późnym wieczorem zasiedliśmy w salonie grając w gry na konsoli. Pomimo tego, że cała nasza trójka się śmiała i dobrze bawiła, to wyczuwałam napięcie pomiędzy mną, a Justinem. To było nieuniknione, ale nie może trwać wiecznie. Wiem, że muszę porozmawiać z Justinem. Nie możemy być wiecznie na siebie obrażeni. Wtedy rozległo się pukanie do drzwi.

- Ja otworze. - stwierdziła Ronnie śmiejąc się.

- Czy jest pani Katniss Gomez? - usłyszeliśmy męski głos, przez co od razu spojrzałam przerażona na Justina. On również przeczuwał coś złego.

Podeszłam do drzwi i się grzecznie przywitałam.

- Jesteśmy zmuszeni zabrać cię z powrotem do ośrodka.

- Niby dlaczego? - oburzyłam się.

- Dostaliśmy anonimowe zgłoszenie. Znalezione dwa martwe ciała w stawie w lesie. - odpowiedział mężczyzna.

- I co to ma ze mną wspólnego? - spytałam.

- Na czas dochodzenia zostaniesz tam zamknięta. Chcemy sprawdzić, czy ktoś w tym czasie zginie.


Jest już po mnie.

Od autorki: Hej hej hej! Rozdział jest fu, nie podoba mi się, no ale nie ważne. 

Jak widzicie Katniss zostaje ponownie zabrana do psychiatryka. Jak myślicie co się wtedy wydarzy? Co będzie pomiędzy Katniss i Justinem i czy dziewczyna odważy się zabić siostrę i jej chłopaka. Propozycje piszcie w komentarzach.

25 KOMENTARZ=NOWY ROZDZIAŁ

przykro mi, że tak mało osób komentuje :(((