czwartek, 27 lutego 2014

Rozdział 10



No więc chyba czas stwierdzić, że „miłość” pomiędzy mną, a Ronnie znikła ponownie.
To co powiedziała totalnie mnie zaszokowało. Czy ona coś podejrzewa?

Byłam zła. Cholernie zła. Odpaliłam silnik i z piskiem opon ruszyłam.
Jakim prawem ta idiotka może mi grozić? W tej chwili nie miałam ochoty wracać do domu. Nie mam zamiaru kleić się do Justina i niszczyć ich związku. Nie jestem taka.  Postanowiłam czekać, aż Justin podejmie decyzje. To zależy tylko od niego. Jeśli wybierze Ronnie- ja to zrozumiem.

Nie mogę sobie psuć humoru przez Ronnie. Postanowiłam przestać o tym myśleć. Włączyłam radio, gdzie akurat leciała piosenka Bruno Marsa.

Droga do Nowego Yorku zajęła mi teraz prawie dwie godziny. Na ulicach były straszne korki, a był dopiero ranek.  Zatrzymałam się w barze, w którym byłam dziś w nocy. Zamówiłam mrożoną herbatę i zajęłam miejsce.
 Dostałam sms’a. To był Justin

Od Justin:
Gdzie jesteś? Chcę do ciebie dołączyć.

Nie wiedziałam  czy to dobry pomysł. Wtedy Ronnie byłaby jeszcze bardziej zła. Mogła by zrobić coś złego, pod wpływem emocji, a tego nie chcę.

Do Justin:
Lepiej nie.  Zostań w domu z Ronnie. Wrócę jutro. Nie martw się.

Później już nie odpisał. Dobrze, że dał sobie spokój. Wypiłam do końca swoją herbatę i wyszłam z baru. Pogoda była piękna. Słońce świeciło wysoko na niebie. Mimo, że była może dopiero godzina 12, to było już bardzo gorąco. Trochę jednak żałowałam, że ubrałam na siebie jeansy. Wsiadałam do auta. Postanowiłam pojechać do hotelu, w którym przenocuję.

Centrum było zatłoczone. Wcześniej zatrzymałam się banku, gdzie wypłaciłam pieniądze. Jak się okazało, byłam dość hojnie obdarzona za wykonane zadanie. Mam nadzieję, że za kolejne, też będę otrzymywała tak wielkie sumy.

Po dłuższym szukaniu, w końcu znalazłam jakiś hotel. Zaparkowałam auto na parkingu. Zabrałam torebkę i wysiadłam kierując się do budynku.  Recepcja była przytulnie urządzona. Podeszłam do lady i przywitałam się z recepcjonistką. Poprosiłam o mały pokój na noc. Otrzymałam kluczyki i skierowałam się w kierunku widny. Pokój znajdował się na 6 piętrze, na 15 możliwych. Pokój 354. To mój numer. Po piętnastu minutach w końcu go znalazłam. Hotel był wielki i przestrzenny. Otworzyłam zamek i weszłam do środka rzucając torbę na podłogę. Pokój był piękny. Posiadał widok na cały Manhattan. Stało tam ogromne łóżko, które mogłoby zmieścić co najmniej trzy osoby. Za wielkimi drzwiami znajdowała się jasna łazienka. Dostałam piękny pokój. Szkoda, że zostanę tu tylko na noc. Nie mogłam marnować czasu, wiec szybko poprawiłam makijaż i wyszłam z pokoju zamykając go.



Weszłam do małego sklepiku dla turystów, gdzie zakupiłam mapkę miasta. Podziwiałam wszelkie budowle i cudowne miejsca, które mijałam.  Dochodziła już godzina 17 i byłam głodna. Od śniadania nic nie jadłam. W moim otoczeniu znajdował się Burger King i KFC oraz wiele knajpek serwujących dania z różnych krajów. Postawiłam na kuchnię włoską. Zamówiłam wegetariańską pizzę.
Jedzenie było pyszne. Zapewniłam sobie posiłek na co najmniej dwa dni. Tak byłam najedzona. Zapłaciłam za jedzenie i wyszłam z restauracji. Przesiedziałam tam co najmniej dwie godziny.  
Usłyszałam dźwięk mojego telefonu.

-Justin? – odebrałam.

- Gdzie jesteś? – spytał – Jestem już prawie pod Nowym Yorkiem i chcę już być przy tobie.

Zaraz gdzie on jest?!

- Justin co ja ci mówiłam? Miałeś zostać! – wrzasnęłam.

Westchnął – Pokłóciłem się z Ronnie i nie miałem ochoty siedzieć sam w domu, bo sama gdzieś wyszła. Więc gdzie jesteś?

- Manhattan. Dokładnie jestem w jego centralnej części, przed restauracją włoską.

-Okej, masz gdzie czekać?

- Tak, jest obok mały park.

- Zaraz do ciebie przyjadę. – powiedział i się rozłączył.

To nie skończy się dobrze.

~*~

- Czy ty już totalnie zgłupiałeś?! - wrzasnęłam na niego.

- Wow, miłe powitanie. - wypowiedział sarkastycznie.

- Justin nawet nie wiesz w co się wpakujemy. - westchnęłam i usiadłam na ławce.

- Ależ wiem. - usiadł obok mnie. - Może to nie jest dobry moment i miejsce na takie wyznania..

Spojrzałam na niego. Czy w tej chwili ma zamiar mi powiedzieć, że coś jednak do mnie czuje i nie chce się z tym kryć? Byłam zdenerwowana. Naprawdę nie wiedziałam co mnie czeka. To co teraz powie Justin może całkowicie zmienić nasze życie. Na lepsze, ale też i na gorsze, rozumiecie to, prawda?

- Wiesz, ostatnio często o tobie myślę i to są takie pozytywne myśli... Sądzę, że czuje coś do ciebie i te uczucie jest silne, a poczułem je w dniu kiedy cię poznałem, kiedy przyszłaś do naszego domu. Już wtedy coś się we mnie obudziło, ale nie byłem pewny co to jest.

Moje oczy zaszkliły się. Z jednej strony czułam się wspaniale, bo w końcu wiem, że moje uczucie do Justina jest odwzajemnione, a z drugiej strony ta miłość jest niemożliwa.

- Justin, a co z Ronnie? Przecież wy jesteście razem! - pisnęłam. Wtedy rozpłakałam się na dobre.

- Katniss, proszę nie płacz. - Justin podniósł moją głowę i otarł łzę z policzka. - Jakoś to będzie. Nikt z początku przecież nie musi o nas wiedzieć. To będzie nasz mały sekret, o którym będziemy wiedzieć tylko my. Nie masz się czego bać.

- Ale to będzie zdrada! - krzyknęłam i wstałam z ławki. - Zdrada z twojej strony i mojej. Justin nie mogę jej zranić ponownie, nie mogę...

Justin podniósł się z ławki i stanął obok mnie obejmować mnie ramieniem. - Nie martw się. To nie długo się skończy.

Odsunęłam się od niego. - Co masz na myśli?

- Mój związek z Ronnie. Czuje, że koniec jest już bliski.

To mi dało nadzieję.

- Jesteś tego pewny?

- Oczywiście, że jestem. - uśmiechnął się przez co i moje usta uniosły się ku górze. - Nie płacz już. Jesteśmy w Nowym Yorku, może czas się zabawić?

- Masz rację. - przyznałam. - Wiem, gdzie znajduje się dobry klub, możemy tam iść.

- To na co czekamy? - krzyknął radośnie przez co się zaśmiałam. - Chodźmy już.

Złapał moją dłoń i ruszyliśmy w stronę klubu, tak jak mówiła nam mapa.

Czy te słowa... które mówił Justin. Czy on uznał nas już jako parę? Jeśli tak, to z początku będzie mi bardzo ciężko hamować się przy Ronnie. Nie ukazywać czułości Justinowi. Czeka na czas próby i przetrwania. Wierzę z całego serca, że nam się uda.

~*~

- Miałaś rację, to naprawdę świetnie miejsce. - krzyknął do mnie Justin.

Znajdowaliśmy się w klubie. Muzyka grała tutaj dość głośno. Siedzieliśmy przy barze, gdzie popijaliśmy drinki. Muszę stwierdzić, że trzy mocne drinki to dla mnie zbyt dużo i czuje jak kręci mi się w głowie. Musiałam uważać, by nie palnąć czegoś głupiego lub niczego nie zrobić. Nie mogę pokazać swojej słabości przez głupi alkohol, lecz dzięki niemu poczułam się inaczej - zrelaksowana, rozluźniona. Właśnie o to mi chodziło. Pragnęłam chociaż na jeden dzień zapomnieć o wszystkim co jest związane z moim żałosnym życiem. W tej chwili tryskałam energią. Miałam ochotę krzyczeć, tańczyć o robić wiele innych zwiarowanych rzeczy.

- Chcesz? - szatyn wyciągnął paczkę papierosów.

- Przecież ty nie palisz. - burknęłam obojętnie.

Nie umiałam palić. Osobiście nigdy nie pamiętam, żebym paliła.Chcę, ale jeśli źle się zaciągnę, to wyjdę na idiotkę.Ostatecznie spojrzałam na paczkę papierosów i sięgnęłam po jednego. Justin podpalił go, a ja się zaciągnęłam czując jak nikotyna wsiąka w głąb moich płuc. Wtedy też się zakrztusiłam i zaczęłam kaszleć. Tak jak sądziłam.

- Pierwszy raz? - spytał mnie retorycznie, lecz wiedział jaka jest odpowiedź.

Uspokoiłam kaszel i ponownie się zaciągnęłam, teraz poszło mi lepiej. Wcześniej byłam rozluźniona? Teraz jestem jeszcze bardziej. Paliłam papierosa i popijałam to drinkami. Mądre zachowanie.

- Idę zatańczyć. - parsknęłam i ruszyłam w stronę parkietu.

 Na swoim biodrze poczułam męską dłoń. Doskonale sobie zdaję sprawę, że należy ona do Justina. W rytmie muzyki zaczęliśmy się kołysać. Na parkiecie tańczyło wielu ludzi, przez co ciało Justina było do mnie mocno zbliżone. Podobało mi się to. Tańczyliśmy razem wśród ludzi, jednak czułam się, jakbym znajdowała się w tym klubie tylko ja i Justin. Było to wspaniałe uczucie. Rękoma oplotłam jego szyję. Była to bardzo intymna chwila. Było mi bardzo gorąco. Z sekundy na sekundę nasze ruchy były odważniejsze. Na moich pośladkach poczułam rękę Justina, przez co lekko się zaśmiałam.

- O co chodzi? - mruknął mi do ucha.

-O nic. Jest wspaniale. - uśmiechnęłam się. - Wracajmy do hotelu, jestem zmęczona.

- Okej. - przytaknął łagodnie.

Złączył nasze dłonie i skierował do wyjścia. Na dworze było zimno. Chłód owiał moje ciało przez co lekko się wzdrygnęłam i poczułam gęsią skórkę. Duża ilość spożytego alkoholu spowodowała, że było mi niedobrze i czułam się niekomfortowo. Jeśli nie zwymiotuje to będzie sukces. Nie potrzebnie tyle piłam, jednak czuje też, że dobrze zrobiłam. Czułam się pierwszy raz spokojnie. Zero stresu i przejmowana się moimi czynami. Teraz nic mnie nie obchodziło, oprócz Justina. Pociągał mnie ten chłopak i to bardzo. Przy nim czułam się kimś. Byłam przy nim wolna i bezpieczna. Za każdym razem gdy spoglądałam na jego usta miałam ochotę rzucić się na niego i ponownie poczuć ich smak. Pragnęłam go pocałować, a nawet z nim być.

- Moje nogi. - mruknęłam do siebie.

 Miałam na sobie wysokie szpilki, a do tego byłam pijania. Justin zatrzymał i odwrócił się w moją stronę. Spojrzał mi w oczy, po czym mnie pocałował. On mnie pocałował. Znowu. Czułam się jak w niebie. Ponownie poczułam jego wargi na swoich. Gdybym mogła nigdy bym się od nich nie odsunęła. Mogłabym je całować całe życie. Justin odsunął się od mnie i podniósł na rękach.

- Zaniosę cię, jeśli dam radę.

- Czy ty sugerujesz, że jestem gruba? - spojrzałam na niego podejrzliwym spojrzeniem.

- Wcale tak nie myślę. - zaśmiał się.

- Mam taką nadzieję. - uśmiechnęłam się. Splotłam dłonie w okół jego szyi i poszliśmy do hotelu.

Przez całą drogę Justin opowiadał mi o swojej rodzinie i jego relacjach z Ronnie. Co jakiś czas czułam jakbym przysypiała, jednak starałam się słuchać uważnie. Gdy Justin zauważał, że mam zamknięte oczy, całował mnie w policzek lub w usta. To było urocze.

- Śpij u mnie w pokoju, mam duże łóżko. - stanęłam na podłodze, gdy dotarliśmy już do hotelu. Justin kiwnął głową, przez co dał mi znak, że pasuje mu nocowanie ze mną.
W jednym pokoju.
W jednym łóżku.

Skierowaliśmy się do windy, która zawiozła nas na 6 piętro.

- Tutaj. - wskazałam kierunek. Mimo że, byłam pijana, to w miarę kontaktowałam i pamiętałam gdzie znajdował się mój pokój.

Otworzyłam drzwi i rzuciłam się na łóżko. Poczułam ulgę. Te łóżko było bardzo wygodne. Obok mnie położył się Justin.

- Ciężki dzień. - stwierdziłam.

- Masz rację, bardzo ciężki.

- Jutro Ronnie nas chyba zabije. - zaśmiałam się lakonicznie.

-Zobaczymy co będzie. - stwierdził i skierował wzrok na mnie.

Ponownie poczułam motylki w brzuchu. Myślałam, że wybuchnę. Nie wiedziałam czy Justin chce mnie ponownie pocałować, czy jednak nie. Podjęłam próby i zbliżyłam się składając mały pocałunek na jego ustach. Obydwoje się uśmiechnęliśmy.

- Pójdę wziąć prysznic. - wstał z łóżka i poszedł do łazienki.

Rozmyślałam teraz jak to wszystko będzie teraz wyglądać. Czy będziemy w stanie kryć swoje uczucia wobec siebie? Na przeszkodzie stoi Ronnie. Gdyby nie ona, mogłabym być z Justinem i nie byłoby żadnego problemu. Jak zawsze muszę mieć pod górkę. Przywykłam już do tego, że w moim życiu było źle, ale teraz... gdy przez chwilę poczułam się szczęśliwa to i tak mam coś na przeszkodzie.

Z zamyśleń wyrwał mnie dzwoniący telefon. Kto może dzwonić o tej porze? Wstałam z łózka i sięgnęłam po telefon naciskając zieloną słuchawkę.

- Wiesz Katniss. - usłyszałam ponury głos w słuchawce. To był mój prześladowca. - Zastanawia mnie, co by powiedziała twoja siostra gdyby dowiedziała się, że jej chłopak i jej okropna siostra spędzają w tej chwili noc. Pewnie byłaby zła, lecz bardziej by ją podłamało to, że jest zdradzana, przez swoich bliskich.

- Czego ode mnie chcesz? - warknęłam.

Zbyt długo cieszyłam się spokojem.

- Od ciebie? - zaśmiał się. - Och nic, Katniss. Dobrze wykonujesz polecenia, więc co mogę od ciebie chcieć?

-Skończ już tę grę. Nie wiem kim jesteś, ale obiecuję.. że jeśli się dowiem, kto za tym wszystkim stoi to nie zazna spokoju.

- Nie bądź głupia. - splunął. - Nie dowiesz się kim jestem, do póki sam ci się nie ujawnię. Nie rozumiesz, że jestem o krok przed tobą. Monitoruję każdy twój ruch, słyszę każde słowo. Swoją drogą nieźle się dziś zabawiłaś.

- Zamknij się. - krzyknęłam.

Ponownie usłyszałam śmiech w słuchawce. - Jesteś taka żałosna. Mógłbym cię zabić, ale chcę się jeszcze z tobą zabawić.

- Co masz na myśli? - spytałam.

Czułam, że ta rozmowa schodzi na złą drogę.

- Nowe zadanie. - odparł spokojnie.

- Co mam zrobić? - spuściłam głowę i spojrzałam na swoją dłoń.

- Zabij Justina. Teraz.





Od autorki: fu fu fu fu. nie podoba mi się to co tu napisałam. Rozdział jest do dupy. Jestem zmęczona, od poniedziałku pisałam ten rozdział i dopiero dzisiaj udało mi się go jakoś skończyć. Nie wiedziałam co pisać, bo ten rozdział miał być taki spokojny, chyba wiecie co mam na myśli? Przepraszam, że tak źle mi poszedł.

Nie wiem czy ktoś zauważył, ale planowałam napisać 30 rozdziałów, jednak czuje, że wyjdzie ich mniej. Historia nie długo będzie już w połowie napisana, ale to nic, bo mam już pomysł na nowe opowiadanie, które zacznę pisać od razu jak skończę to :))

Ferie mi się już kończą, więc rozdział pojawi się na koniec kolejnego tygodnia. Wybaczcie. 

Nie chcę już Was tak zanudzać, więc kilka standardowych spraw.

1. KOMENTARZE! PROSZĘ, ZOSTAWIAJCIE JE DLA MNIE.
2. JEŚLI JESZCZE NIE WIDZIELIŚCIE TRAILERA OPOWIADANIA, ZNAJDZIECIE JE W ZAKŁADCE " TRAILER" NA GÓRZE BLOGA :)
3. KOMENTUJCIE!
4. ZNACIE JAKIEŚ GWIAZDY (KOBIETY) KTÓRE MOGŁABYM "UŻYĆ" W NOWYM OPOWIADANIU? PISZCIE SWOJE PROPOZYCJE!
5. KOMENTUJCIE!
6.KOMENTUJCIE!

Będzie mi miło, jeśli będziecie polecać tego bloga:)
Do następnego kochani!

sobota, 22 lutego 2014

Rozdział 9





Ogarnęła mnie głucha cisza. Ronnie i Justin już śpią. Teraz jest odpowiedni moment na ucieczkę z domu, aby wykonać kolejne zadanie. Wcześniej już ubrałam na siebie ubrania i spakowałam broń. Nie byłam pewna co do mojego bezpieczeństwa. Wiedziałam, że te zadanie będzie cholernie trudne i muszę być skupiona, abym nie zrobiła sobie krzywdy, a co najgorsze...bym nie zginęła. 

Szybko wytrąciłam złe myśli z głowy i po cichu wydostałam się z pokoju. Musiałam uważać. Gdybym obudziła Ronnie byłabym w dupie i byłby już koniec. Całe szczęście wyszłam już z domu nie robiąc hałasu. Podbiegłam do auta, które stało kilki metrów dalej, aby nie budził żadnych podejrzeń, bądź żeby mnie nie zdradził, gdyby policja znalazła zwłoki. Tym razem droga była daleka. Byłam zmuszona jechać aż na przedmieścia Nowego Yorku, a od tego miasta dzieli nas prawie godzina jazdy.  Im bliżej byłam miejsca, tym bardziej się denerwowałam. Moje dłonie zaczęły się trząść, a zimny pot oblał moje ciało. Wzdrygnęłam się na widok uliczki, w którą muszę wjechać. 

- To musi być tutaj. - mruknęłam sama do siebie. Przyjrzałam się dokładnie otoczeniu, w którym się znajdowałam. Nie wyglądało to dobrze. Z daleka te miejsce wyglądało upiornie, a z bliska jeszcze gorzej. Mroczny klimat dodawała późna pora. Księżyc wysoko górował na niebie. Była pełnia. Uwielbiam pełnie.
 Zgasiłam silnik i siedziałam w ciemności. Z budynku wyszło dwóch dosyć masywnych mężczyzn. Jeśli miałabym teraz zabić takich mięśniaków...ugh nie ma szans. Zadzwonił telefon, który szybko odebrałam.

- Świetnie, że już jesteś na miejscu. - męski głos wychrypiał do słuchawki. - Słuchaj mnie teraz uważnie. W środku znajduje się dwóch face.. w sumie dzieciaków, którzy są mi coś winni. Niestety chłopcy nie wywiązali się z umowy, więc ich czas nadszedł końca. 

- Co mam zrobić? - spytałam, choć to było oczywiste, że jestem zmuszona ich zabić.

- Zaciągnij ich gdzieś. Najlepiej wyciągnij ich za budynek i wtedy rób swoje. I pamiętaj. - wtrącił. - Nikt nie może cię poznać, ani przyłapać, bo inaczej wiesz co cię czeka. - rozmowa się zakończyła.
Schowałam telefon do kieszeni, po czym broń schowałam pod koszulkę. Stawiłam na nóż oraz mały pistolet z tłumikiem, aby nikt nie słyszał strzałów. Westchnęłam i wysiadłam z wozu kierując się do klubu, baru lub czymkolwiek było te miejsce.

Nowy York to piękne miasto. Chciałabym się do niego przeprowadzić. Nikt cię tam nie zna. Przechodzisz codziennie obok nowych twarzy. Dla innych może się to wydawać dziwne i pewnie z chęcią by się ze mną zamienili, byle nie mieszkać w tak dużym mieście, ale mnie to właśnie kręci. Samotność nie jest mi obca, więc chyba nie byłoby tak źle. Co jeśli zabrać tutaj Ronnie i Justina? Siostra często tutaj ma jakieś spotkania zawodowe, a do tego moglibyśmy zacząć nowe życie. 

Weszłam do środka, moje nozdrza wypełnił ostry zapach alkoholu i tytoniu. Jak widzę, nikt tutaj nie próżnuje. Miejsce wyglądało dziwnie, ale jednak można było poczuć się tu komfortowo? Nie wiem jak to mam nazwać. Zaczęłam się rozglądać, by znaleźć tych młodych. Moja obecność przykuła spojrzenia kilku obleśnych facetów, przez co się skrzywiłam. Nienawidziłam tego. Podeszłam dla zmyłki do baru i zamówiłam drinka. Wtedy usiadłam swobodnie na stołku i ponownie się rozglądałam. Grała tutaj muzyka rockowa, ale było dość cicho. Z daleka widziałam, jak kilku mężczyzn gra w bilarda. Bar typowy dla motocyklistów i miłośników rocka. Miejscówka jednak nie wydawała się taka zła, jak to wyglądało na zewnątrz. Przy moim boku znalazł się młody blondyn. Chciałam go jak najszybciej spławić, ale wtedy przypomniało mi się, że to może być jeden z tych chłopaków.

- Cześć. - przywitał się.

- Hej. - zabrzmiałam uroczo jak tylko się dało.

- Co taka ślicznotka tutaj robi? - serio?! typowy tekst każdego chłopaka z klubie. Z moich ust wydobył się chichot przez co chłopak również się uśmiechnął.

- Jestem Mitchell. - przedstawił się i wyciągnął rękę ku mnie.

- Ka.. Katie. - skłamałam. Po co mu wiedzieć jak mam na imię, skoro za jakieś piętnaście minut będzie martwy? Spojrzałam mu w oczy, jego źrenice były powiększone, co oznaczało, że był pod wpływem narkotyków. 

- Umm.. słuchaj. - zaczęłam - wiesz może gdzie zdobędę jakiś towar? Bardzo bym chciała spróbować, a nie wiedziałam do kogo bym się mogła zgłosić.

- Złotko, trafiłaś w idealne miejsce i do idealnej osoby. - wydukał. Do ideału to mu było jeszcze daleko, ale postanowiłam ugryźć się w język i się uśmiechnęłam. - Dave! - zawołał kogoś i zaraz przy moim drugim boku pojawił się wysoki brunet.
Co jak co, ale muszę stwierdzić, że chłopcy byli nawet przystojni i źle zostali ocenieni. Fakt, nie wyglądali jak ci wszyscy mięśniacy stąd, ale mieli w sobie to coś. Poczułam się nieswojo. Nie chciałam ich zabijać. Nic mi nie zrobili, ale to ja jestem skazana odebrać im życie.

- To może chodźmy do mojego auta? Tam będziemy mogli lepiej się poznać. - puściłam oczko, przez co chłopacy się zaśmiali. Kiwnęli głową i wyszliśmy z budynku. Postanowiłam zaciągnąć ich w jakieś zaciemnione miejsce, ale które było blisko mojego auta. Weszliśmy w alejkę, gdy Mitchell się zatrzymał.

- Zaczekajcie, muszę pójść po jedną małą rzecz. - posłał mi łobuzerski uśmiech. Wtedy poczułam się obrzydzona, ale miałam też idealną szansę, aby zabić Dave'a. Gdy upewniłam się, że Mitchell zniknął z naszego pola widzenia, odwróciłam się do bruneta i wyciągnęłam pistolet.

- Woho, kochanie, co ty odpierdalasz? - uniósł ku górze ręce.

- Wybacz, to kara za nie wywiązywanie się z obietnic. - wypowiedziałam i nacisnęłam na spust. Wtedy naboje wybiły. Trafiłam. Ciało Dave'a opadło na ziemię zalewając się w kałuży krwi. Dla pewności zadałam mu kilka ciosów nożem. Wtedy miałam pewność, że nie żyje. 

Przy moim boku zjawił się Mitchell. - Wróciłem skarb.. - nie dokończył. - Co to kurwa? - wrzasnął. 

Odwróciłam się w jego stronę. W moich ust wydobyło się ciche "ups" i strzeliłam prosto w jego klatkę piersiową. Upewniłam się, że już nie żyje. Teraz nie zauważona musiałam zaciągnąć ciała na tyły auta. Zajęło mi to ponad dwadzieścia minut. Ich ciała były ciężkie, a do tego co jakiś czas ktoś przechodził obok. Dziękowałam w duchu, że te miejsce nie było oświetlone. 

Zajęłam miejsce pasażera i pośpiesznie wyjechałam na główną drogę. I co ja mam teraz zrobić z ciałami? Czekałam na dalsze wskazówki, lecz nie dostałam żadnej wiadomości. Kompletnie nic. 
Usłyszałam dźwięk sms'a. Był to Justin. Zatrzymałam auto przy przydrożnym barze i weszłam do niego. 

Od Justin: 
Gdzie jesteś? Masz szczęście, że Ronnie śpi i nie odwiedziła cię w nocy.

Czy to oznacza, że Justin był u mnie w pokoju?!

Do Justin: 
Domyśl się co musiałam zrobić...

Wysłałam wiadomość i skierowałam się do toalety. Nie byłam ubrudzona krwią, a to duży plus dla mnie. Odkręciłam wodę, którą obmyłam twarz i dłonie. Spojrzałam w lustro i widziałam tylko potwora zdolnego do zabijania ludzi. Na moim nowym koncie miałam już trzy ofiary, a zdaję sobie z tego sprawę, że będzie ich więcej. Do tego Justin i Roninie.. NIE! Nie zrobię tego. Muszę postawić warunek.
 Zabiję każdego, tylko nie ich. 

Wyszłam z łazienki i podeszłam do lady. Zamówiłam gorącą czekoladę. Postanowiłam chwilę tutaj posiedzieć. Mimo że, była już 1 w nocy to i tak siedziało tu kilka osób. Achh.. no tak. To w końcu NY. Nie ważne gdzie jesteś. Czy na przedmieściach, czy w centrum, wszędzie będę ludzie.
Dostałam nową wiadomość, od Justina.

Od Justin: 
Gdzie jesteś? Zaraz do ciebie przyjadę. 

Rozważałam to, czy ma tu przyjechać czy nie. Muszę pozbyć się ciał, a lepiej jest je porzucić gdzieś daleko w lesie lub w jakimś stawie.

Do Justn:
 Czekaj na mnie na skrzyżowaniu 66 i 52. Będę tam za 30 minut.

Wysłałam sms'a i wyszłam z baru popijając gorącą czekoladę. Rozluźni mnie trochę i również poczuje się lepiej. Wsiadłam do auta zajmując swoje miejsce. Szybko odpaliłam silnik i wyjechałam z miejsca żegnając się z pięknym Nowym Yorkiem. Ile bym dała, żeby tu mieszkać.

Jazda sprawiała mi przyjemność. Nie było dużego ruchu, gdyż była noc, jednak dotarcie na miejsce zajęło mi prawie 40 minut. Postanowiłam się nie śpieszyć. Zatrzymałam wóz i wysiadłam z niego witając się z Justinem.

- Kto tym razem? – spytał.

Wzruszyłam ramionami. – Nie wiem, poznałam ich imiona krótko przed ich śmiercią. Nie mieli ze mną nic wspólnego.

- Nie rozumiem. – oburzył się – Masz odwalać czarną robotę dla kogoś? Nie mógł ich sam zabić?!

- Justin uspokój się. – nie miałam pewności czy teraz jestem na podsłuchu. Wolę dmuchać na zimne.  – Jest okej. To teraz moja „praca” pamiętaj o tym.

Justin tylko westchnął i podszedł do swojego wozu. – Jedźmy już i pozbądźmy się tych ciał.

- Jasne.

~*~

Wjechaliśmy do lasu rozglądając się za idealnym miejscem na zwłoki. Chciałam je zostawić gdzieś daleko, by nikt ich nie znalazł. Muszę na siebie uważać, nikt nie może dowiedzieć się, że robię coś takiego. Jeśli to będzie znajoma osoba, która zna moją kryminalną przeszłość na pewno sypnie mnie policji, czego z całego serca nie chcę.

Jeździliśmy chyba tak przed godzinę, aż znaleźliśmy się nad małym stawem. Tu będzie idealnie. Zatrzymałam auto, a obok mnie stanął Justin. Wysiedliśmy i wyciągnęliśmy ciała. Najpierw złapaliśmy blondyna, który zaraz był w wodzie i opadał na dno. Wróciliśmy po bruneta, który skończył tak jak jego kumpel. 

Przez chwilę staliśmy i spoglądaliśmy na staw, w którym tonęły ciała. Zaczęłam rozmyślać, kto może być następny. Dochodziła godzina 4. Postanowiłam odpocząć i usiadłam na ziemi. To samo zrobił Justin co mnie zdziwiło, sądziłam, że pojedzie już do domu.

- Jedź już, sama niedługo wrócę. – stwierdziłam patrząc na niebo.

- Ale chcę zostać z Tobą. – wyszeptał.

 Nie wiem dlaczego, ale zrobiło mi się miło. To było miłe z jego strony. Spojrzałam na niego. Wyglądał tak idealnie. Jego szczęka była idealnie zakreślona, a włosy lekko potargane. Ideał. 

Od kilku dni moje myśli skupiały się na Justinie. Nie byłam pewna czy coś do niego czuje. No.. czułam, ale to była silna więź, może bardziej przyjacielska, niż miłosna. Sama nie wiem, coś mnie do niego ciągnęło i uwielbiałam spędzać z nim czas. Odkąd opowiedziałam mu całą moją historię, poczułam, że zbliżyłam się do niego. Cholera, czy ja się faktycznie w nim zakochałam? Przecież to chłopak mojej siostry, nie mogłabym zniszczyć tego związku, już dosyć, że wcześniej jej życie przypominało piekło przeze mnie. Nie mogłabym jej zranić. Zresztą, o czym ja myślę? Doskonale zdaję sobie z tego sprawę, że Justin jest szaleńczo zakochany w Ronnie.  Na pewno mu się nie podobam.

- Czemu się tak na mnie patrzysz? – szatyn zaśmiał się, jednocześnie wyrywając mnie z Myśli. Czy ja przez ten cały czas spoglądałam na niego? Nie dobrze.

- Przepraszam, zamyśliłam się. – wydukałam. Odwróciłam wzrok w drugą stronę i czułam jak moje policzki rumienią się z zakłopotania.

- Hej, spójrz na mnie. – Justin delikatnie złapał mój podbródek i skierował głowę z jego stronę. Jestem pewna, że zauważył jak bardzo jestem czerwona. Głupie światło księżyca. Strzepałam jego dłoń i wstałam podchodząc do stawu.

- O czym myślałaś?  - usłyszałam głos tuż za mną. Objął mnie swoimi rękoma dmuchając na moją szyje. O matko, chyba się zaraz roztopię. Moje nogi odmówiły mi posłuszeństwa. Pewnie, gdy mnie nie trzymał, dawno bym już upadła. To z wrażenia.
Tak sądzę.

- O niczym ważnym. – mruknęłam. 

Chciałam się wydostać z tego uścisku. Znaczy podobało mi się to, ale czułam się też z tym źle. Przecież się tylko przyjaźnimy, a przyjaciele na pewno tak się nie zachowują. Justin odwrócił mnie w swoją stronę. Spojrzał mi w oczy. Wtedy jeszcze bardziej się we mnie zagotowało. Stałam z nim twarzą w twarz. No prawię, bo byłam od niego niższa o głowę.

- Sądzę, że jednak to było coś ważnego. -  wymruczał seksownie.

- Czy ciebie mam zaliczać, do tych ważnych rzeczy? – spytałam, po czym żałowałam tego co powiedziałam. To było pod wpływem impulsu. Weźmie mnie za głupią. – Przepra..

- Sądzę, że jestem dla ciebie ważny, prawda? – przerwał mi. Na jego twarz wkradł się mały uśmiech.  Nie był na mnie zły za to co powiedziałam, wręcz odwrotnie, spodobało mu się to. 
Chyba.

-Oczywiście, że tak. – stwierdziłam. Tak, to była prawda. Justin był dla mnie bardzo ważny. Nawet sobie nie zdawałam sprawy jak bardzo.

- Ty też jesteś dla mnie ważna. – wyszeptał, przez co moje oczy skierowały się na jego.

- Przyjaciołom zależy chyba na sobie, tak?  -uśmiechnęłam się. Justina dłonie powędrowały na moją talię i plecy, przez co staliśmy jeszcze bliżej siebie.

- A może nie traktuję cię jako przyjaciółkę, tylko za kogoś więcej? – burknął. Nasze spojrzenia krzyżowały się wzajemnie. Czy ja mam zrozumieć, że on coś do mnie czuje? 
Czy to jest jakiś żart?!

Justin uśmiechnął się. Spojrzał na moje usta, po czym poczułam na nich lekki ucisk. Pocałował mnie. Byłam w szoku, przez co z początku nie odwzajemniałam pocałunku, ale zaraz się ocknęłam i zagłębiłam się w jego ustach. Było tak idealnie. Poczułam miłe mrowienie w brzuchu. Justin całował mnie delikatnie ale z uczuciem. Przegryzł moją dolną wargę i odsunął się kawałek ode mnie, lecz był na tyle blisko, bym mogła go jeszcze lekko cmoknąć.

- Wow. – tylko tyle wydobyło się z moich ust.  Justin zaśmiał się.

- Chodź, robi się jasno, a musimy wracać już do domu. Przed nami ponad godzinna droga.
 Musimy dotrzeć zanim Ronnie wróci.

Gdy wypowiedział jej imię poczułam wyrzuty sumienia. Było mi źle, że całowałam się z jej chłopakiem, ale to on pocałował mnie pierwszy. Chciałabym to jeszcze raz powtórzyć, ale nie mogę. To by było nie w porządku. Oni są ze sobą szczęśliwi, a ja nie mogę im tego wszystkiego rujnować. Wsiadłam do auta i ruszyliśmy w drogę. Nie mogłam się na niczym skupić. Myślałam tylko o tym co się przed chwilą stało. 
Oby to się już nie powtórzyło.

~*~

- Możecie mi powiedzieć, gdzie poszliście tak wcześnie?! – zaatakowała nas na wejściu Ronnie. 
Cholera no to po nas.

- Spokojnie misiu, byliśmy tylko biegać. – Justin skłamał.

-Biegać?! W takich rzeczach? – z jej słów można było wyczytać, że jest zła.

- Tak. – teraz była moja kolej na wyjaśnienia.  – Otóż, obudziłam się bardzo wcześnie i jak się okazało, Justin też. Nie mieliśmy co robić, więc postanowiliśmy iść pobiegać. W drodze do domu chcieliśmy pójść do sklepu, kupić coś na śniadanie, jednak był jeszcze zamknięty.

To dobra wymówka, tak?

- Nie wierzę Wam coś. – jej ton głosu był ostry.

- Dlaczego nie? Kochanie wszystko jest okej, biegaliśmy tylko nie masz się co złościć. – Justin podszedł do niej pocałował i przytulił. I pomyśleć, że godzinę temu, te usta całowały mnie.
 Ronnie spojrzała na mnie wrogim spojrzeniem. Nie była zła na Justina, tylko na mnie. Sądzi, że odbieram jej chłopaka, to pewne. 
Tylko, że ja nie chcę jej tego robić.
  Do czasu.

- Chodźmy już coś zjeść. – mruknęłam i ich ominęłam. 

Weszłam do kuchni i sięgnęłam po chleb. Zrobię tosty. Wyciągnęłam toster i wsadziłam do niego chleb. Sięgnęłam po kakao i zrobiłam napój kakaowy. Po śniadaniu szybko wymknęłam się do swojego pokoju. Zabrałam nowe ubrania oraz świeżą bieliznę i poszłam do łazienki wziąć prysznic. Strugi ciepłej wody rozluźniły mnie i uwolniły całkowicie od myśli.  No nie do końca. Miałam wielką ochotę wrócić do Nowego Yorku i spędzić tam czas. Miałam przed sobą cały dzień i nawet noc. Ubrałam na siebie luźny top, jeansy oraz szpilki. Kto wie, może wybiorę się do jakiegoś klubu? Podkreśliłam oczy eye-linerem oraz tuszem do rzęs. Twarz upudrowałam, a usta podkreśliłam szminką. 

Mała wycieczka po tym mieście mi nie zaszkodzi. Muszę się wyrwać, mam dosyć tej codzienności i myśli o tym co robię. Wyjadę na dzień, dzięki czemu poczuje się lepiej. Nałożyłam jeszcze kilka bransoletek, naszyjnik i pierścionek. Spakowałam do torby potrzebne mi rzeczy. Zabrałam jeszcze skórzaną kurtkę, gdyby zrobiło mi się ciemno. Włosom pozwoliłam upadać na moje ramiona.

 Postanowiłam sprawdzić jeszcze pocztę. Jak się nie myliłam dostałam emaila.  Z jego treści wynikało,  że jeszcze nie raz wykonam za tego kogoś robotę, co mnie bardzo zdenerwowało, jednak doczytałam, że za te zadania, będę otrzymywała pieniądze i to wysokie sumy. Zadowoliło mnie to. 
Czyli to oznacza, że jestem zatrudniona jako płatny zabójca. Nie zbyt ciekawa praca, jednak chyba korzysta.  Pieniądze miałam już przelane na moje konto, przez co mogłam się nieźle zabawić w NY. 
Nie chciałam marnować czasu, więc postanowiłam już wyjść.

 W salonie spotkałam Justina z Ronnie, która mnie zatrzymała.

- Gdzie się wybierasz? – spytała chłodno. Była dalej zła.

- Jadę do Nowego Yorku.

- A to niby po co?  - warknęła.

- Nie twój interes. – syknęłam. – Wrócę jutro rano.

Nie czekałam chwili dłużej i wyszłam z domu. 
Wsiadając do auta zauważyłam biegnącą w moją stronę Ronnie. 
Cholera, auto.

- Skąd masz ten samochód?

- Kupiłam. – skłamałam.

-Czy tobie totalnie odbiło? – zmieniła temat.

- O co ci chodzi? – zapytałam – Mam 18 lat. Jestem pełnoletnia. Mam prawo robić co chcę. Jadę zwiedzić miasto, coś jeszcze? – warknęłam.

- Nie – mruknęła Ronnie – A właściwie jest coś jeszcze.

Nie odezwałam się. Dałam znak Ronnie, aby mówiła dalej.

- Spróbuj dotknąć Justina, a obiecuje, że się to dla ciebie źle skończy. – syknęła i wróciła do domu.

Od autorki: Taka mała niespodzianka! Postanowiłam dodać już dziś rozdział. Wczoraj nie miałam internetu, więc w spokoju mogłam stworzyć rozdział. Był znacznie dłuższy, ale postanowiłam go skrócić, więc resztę przeczytacie już nie długo. Postaram się, by rozdział 10 był dodany do poniedziałku :))

Co sądzicie o tym wydarzeniu pomiędzy Ronnie, a Katniss? Spodobał Wam się wątek pocałunku Katt i Justina? :)

PROSZĘ WAS O KOMENTARZE! NIE BEZ POWODU SIEDZĘ DLA WAS PO KILKA GODZIN, ŻEBY ZOBACZYĆ TYLKO 10 KOMENTARZY. JUŻ NIE CHODZI O ICH ILOŚĆ, LECZ O TO, ŻE TO JEST DLA MNIE ZNAK, ŻE CZYTACIE MOJE OPOWIADANIE I JESTEŚCIE NIM ZAINTERESOWANI. POŚWIĘĆCIE DLA MNIE TE 3 MINUTY, PROSZĘ..

JEŚLI MOŻECIE, POLECAJCIE, UDOSTĘPNIAJCIE I RÓBCIE COŚ Z TYM BLOGIEM, ZALEŻY MI NA TYM, ABY CZYTAŁO MOJĄ HISTORIĘ WIĘCEJ OSÓB. JEŚLI TO ZROBICIE TO NAPISZCIE DO MNIE NA TT,  A SIĘ WAM JAKOŚ ODWDZIĘCZĘ, OBIECUJE MYSZKI :)

wtorek, 18 lutego 2014

Rozdział 8

NOTKA POD ROZDZIAŁEM!



Samo zaatakowanie ofiary nie było trudne. Gorsze jest jednak to, że nie wiem co mam zrobić z ciałem. Za nic w świecie nie wiem, dlaczego akurat musiałam zabić tę kobietę. Nic złego nie zrobiła. A może to jednak mają być przypadkowe ofiary? Sama nie wiem. Nie mogę się teraz tym zamartwiać. Moim zadaniem jest teraz zabijanie. Nie ważne kim będzie ta osoba. 
Muszę zabijać. Znowu.

Moja bezradność sięgała zenitu. Podejrzewam, że Ronnie i Justin martwią się o mnie. Nie wiedzą gdzie jestem. Nie zostawiłam im żadnej wiadomości. Co jeśli poszli prosić o pomoc policję? Wtedy mogą mnie łatwo znaleźć i będę skończona. Istnieje też szansa, że Justin i Ronnie na tym ucierpią. Kto wie, może zostaną zabici? 

Nie mogę o tym tak myśleć. Powinnam być w tej chwili optymistką. Muszę wierzyć, że to się skończy i uratuje osoby, na których mi zależy. Kosztem życia innych. 
Postanowiłam zadzwonić do Justina. Po kilku sygnałach odebrał.

-Justin potrzebuje twoje pomocy. - wymamrotałam. Sądzę, że domyślił się o co teraz chodzi.

Westchnął - Gdzie jesteś? Zaraz do ciebie przyjadę.

Wyjaśniłam mu dokładnie swoją lokalizację. Był z tym problem, bo sama nie wiem gdzie dokładnie się znajduje. Obrzeża miasta. W okół mnie drzewa i szeroki las. Czułam się jak w horrorze, gdzie ja byłam tą złą zabójczynią. Nie było to miłe uczucie. Moja podświadomość podpowiadała mi, że znowu to robię. I to mnie bolało. Wracam do starych nawyków zabijania. Teraz, pod przymusem. 

Zauważyłam podjeżdżające auto. Lampy zgasły i w pojeździe poznałam sylwetkę Justina. Wysiadł i podszedł do mojego wozu. Teraz będzie ciężki temat. 

-Gdzie masz ciało? - zapytał cicho, jakby się bał, że jesteśmy na podsłuchu, a możliwe, że tak było.

- Z tyłu auta, w bagażniku. - siedziałam jak na szpilkach. Sytuacja nie była mi obca, ale cholernie mi było dziwnie.

- Myślałaś już co z nią zrobić? 

Kiwnęłam twierdząco głową. - Chodź, pokaże ci ją. - wysiadłam powoli z auta i skierowaliśmy się na jego tyły. Otworzyłam bagażnik i zapaliłam latarkę, świecąc nią na twarz ofiary.

- Kim ona jest? - Justin zmarszczył brwi. 

- Ta kobieta.. - zaczęłam. - Ona była dziś w urzędzie. Nie chciała mi udzielić informacji, która z nas była adoptowana. Nie wiem jakim sposobem ona tu zawiniła... - Wtedy mnie olśniło. - Justin już wiem! - wykrzyczałam.

Justin spojrzał na mnie. Wtedy zaczęłam mówić. - Każdy pracownik ma pod swoim skrzydłem kilka przecznic danych miast, tak? 

Justin kiwnął głową, potwierdzając tym słowa. - Sądzę, że była ona odpowiedzialna za ulicę, na której kiedyś mieszkałam. Mojemu prześladowcy zależy na tym, abym nie poznała prawdy. 

To miało jakieś znaczenie. I nie mogę się teraz mylić, to musi być prawda.

- To już nie jest ważne. - stwierdził Justin. - Musimy jakoś pozbyć się ciała.

Ostrożnie zawinęliśmy ciało i unieśliśmy je. Zaciągnęliśmy je gdzieś głęboko w las. Justin postanowił wykopać dół.

- Mam nadzieję, że nikt jej tu nie znajdzie. - zmartwiłam się.

Justin westchnął. - Możesz być spokojna. Jestem pewien, że nikt tutaj nie chodzi.

Słowa Justina nie uspokoiły mnie. Nadal bałam się, że ktoś znajdzie ciało. A co będzie z resztą?

Gdy wróciliśmy od auta zadzwonił telefon, który szybko odebrałam.

- Świetna robota, Katniss. -usłyszałam w słuchawce. - Teraz czekaj na następne zadanie. - rozmowa się zakończyła.

Czyli to już jest pewne, przez najbliższy czas moje życie będzie właśnie tak wyglądało.


~*~

Promienie słoneczne przedzierały się przez zasłony w moim pokoju. Mamy nowy dzień. Na chwilę obecną nie wiem co mam ze sobą robić. Czekać w milczeniu na nowe zadanie? Wybrać się na spacer? Sama nie wiem. Boje się komuś spojrzeć w oczy, bo może z nich wyczyta co zrobiłam poprzedniej nocy. A było to okropne przeżycie.



Gdy zobaczyłam kogo mam zabić byłam cholernie zła. Zaczęły mnie męczyć pytania, czym ona sobie zasłużyła, że musi być zabita, albo co mi takiego zrobiła. Cicho wyszłam z auta trzymając w dłoni chusteczkę odurzającą. Skradłam się do niej i przycisnęłam chusteczkę do jej ust. Zaczęła się szarpanina, jednak nie miała tyle siły co ja. Stopniowo się uspakajała. Gdy wiedziałam, że już zemdlała, zaciągnęłam jej ciało na tyły auta, gdzie tam zadałam jej kilka ciosów w ciało. Było to okropne przeżycie. Robiłam to ponownie. W mojej głowie narodził się instynkt mordercy. Jej ciało mocno krwawiło, a brzuch rozcięłam całkowicie, przez co wypłynęły jej wnętrzności. Boli mnie to, że nie czułam żadnego obrzydzenia. Wtedy zadzwoniłam po Justina.

Jestem potworem. Tylko to mi krąży po głowie. Zero współczucia dla ofiary, ani litości. Jestem okrutna, lecz muszę pamiętać, że robię to, aby chronić Ronnie i Justina.

Powolnie wstałam i skierowałam się do łazienki, gdzie wzięłam prysznic. Pogoda na dworze dopisywała, więc postanowiłam ubrać spodenki i koszulkę. Pomalowałam rzęsy i wysuszyłam włosy.

Nie czułam się specjalnie głodna, więc sięgnęłam po jabłko, które i tak ledwo co zjadłam. Byłam sama. Zaczęłam rozmyślać kto może być następną ofiarą. Starałam się przypomnieć osoby, z którymi miałam kontakt lub rozmawiałam o moje sytuacji. W tamtej chwili nie mogłam sobie nikogo przypomnieć. To zły znak. Nie wiem kogo mam uchronić.

Zegarek wskazywał godzinę dwunastą. Kręciłam się po domu i nie mogłam znaleźć dla siebie miejsca. Nic nie mogło mnie powstrzymać od złych myśli. Starałam się słuchać żywej muzyki, oglądać filmy, coś poczytać, ale to nie działało.

Czułam się samotna. Z nikim nie mogłam o tym wszystkim szczerze porozmawiać. Nawet z Justinem. Nie mogę go narażać na tak duże niebezpieczeństwo. Miałam wrażenie, że w każdej chwili usłyszę pukanie do drzwi i zobaczę policje. To będzie koniec. Pójdę do więzienia, a może wykonają na mnie karę śmierci. Nie mam też pewności co stanie się mojej siostrze. Jest mi tak źle z tym. Boję się o nią. Przeze mnie musiała cierpieć i może to się stać ponownie. Codziennie chcę jej wyznać całą prawdę, ale nie mogę. Jednak mam nadzieję, że nadejdzie taki dzień, gdzie dowie się o wszystkim.

Postanowiłam sprawdzić pocztę.
Dostałam nową wiadomość.
Siedziałam przed monitorem i nie byłam pewna czy przeczytać wiadomość. Nie byłam teraz na nią przygotowana, chociaż wiem, że i tak mnie te zadanie nie ominie. Ostrożnie kliknęłam w wiadomość i zaczęłam ją czytać.

" Wkrótce zabijesz Justina i Ronnie. Nawet ich." 

Tylko to zapamiętałam z wiadomości. Nie zwróciłam uwagi co innego było tam zapisane. Poczułam złość. Zamknęłam laptopa. Zabrałam kluczyki i wsiadłam do auta. Ruszyłam... No właśnie gdzie ja ruszyłam. Nie wiem. Jechałam w nieznane. Z moich oczy wypływały łzy. Stąpałam po kruchym lodzie. Granica pomiędzy złością, a smutkiem była bardzo mała granica.

Co ten dupek sobie myśli? Mieli mieć zagwarantowaną nietykalność. Bynajmniej ja tak sądziłam. Jestem idiotką. Nie przewidziałam takiego ruchu. To oczywiste, że chce mnie zniszczyć psychicznie.
Jak mam teraz spojrzeć w oczy Justinowi czy Ronnie?
Nie będę mogła im tego powiedzieć prosto w twarz. To już będzie dla nich cios. Poczują się jakbym ich wewnętrznie zabiła. Wolałabym zabić już siebie, niż ich.

Zatrzymałam się na światłach. Wtedy z całych sił zaczęłam krzyczeć. Wariowałam. Czułam się jak wariatka zamknięta we własnym koszmarze, ale to niestety jest prawdziwe życie.

Zatrzymałam się na stacji. Postanowiłam pójść do łazienki. Otarłam twarz zimną wodą, ale to nic nie dało. Nie myślałam trzeźwo. Miałam wrażenie, jakbym funkcjonowała na jakiś prochach. Wykańczało mnie to wszystko, a to był dopiero początek.
W małym sklepiku postanowiłam zakupić kawę i jakieś tabletki. Nawet nie wiem do czego służyły. Wsiadłam do auta i ruszyłam z miejsca.Czy chciałam popełnić samobójstwo? Nie wiem sama. Liczyłam na to, że coś mi się stanie. To jest drastyczne, ale zależało mi na tym. Zażyłam już trzy tabletki, które popiłam kawą. Później jeszcze cztery. Poczułam ucisk w żołądku. Było mi niedobrze i chciałam zwymiotować. Przez moje ciało przechodził silny ból. Może już umierałam? Albo już umarłam? Zatrzymałam auto na uboczu i resztką sił wydostałam się z niego. Od miasta dzieliło mnie co najmniej pół godziny drogi. Znalazłam się w miejscu gdzie ruch był mały. Upadłam na ziemie i spoglądałam na niebo. Z moich oczu ponownie wypływały łzy. Stopniowo czułam jak moje powieki robią się ciężkie i co raz częściej się zamykają.

Nagle ból ustał. Czułam się świetnie. Tak lekko. To było zbyt piękne uczucie. Otworzyłam oczy i znalazłam się w jasnym pomieszczeniu. Wyglądało to na salę szpitalną. Ujrzałam grupkę lekarzy stojących w kręgu. Musieli ratować czyjeś życie. Podeszłam bliżej by zobaczyć tę osobę. To byłam ja. Ratowali mnie, ale jakim sposobem. Zaczęłam krzyczeć, lecz nikt nie zwracał na mnie uwagi, jakby mnie nie słyszeli. Czy byłam w tej chwili duchem? Jak to możliwe? Czy to oznacza, że już umarłam?

Do sali wbiegła zapłakana Ronnie z Justinem. Była roztrzęsiona. Chciałam do niej podbiec i ją przytulić, ale jej ciało przeze mnie tylko przeniknęło. Moje ciało nie ukazywało żadnych czynności życiowych. Byłam martwa. Był to samolubny czyn. Poczułam wyrzuty sumienia. Dlaczego zrobiłam taką krzywdę Ronnie? Ponownie musi przez to przechodzić? Wtedy poczułam, że nie mogę się poddawać. Jakkolwiek to zabrzmi, ale postanowiłam wrócić do swojego ciała.

Było ciemno. Nie mogłam otworzyć oczu, lecz słyszałam ciche głosy. "Tętno wróciło, mamy ją!" Poczułam się szczęśliwa. Wewnętrznie się uśmiechałam, lecz zdałam sobie sprawę, że na zewnątrz nic nie widać. Poczułam się senna. Tak jak wcześniej, gdy leżałam obok auta. Zasnęłam, ale nie na zawsze.

~*~


Otworzyłam oczy. W końcu się przebudziłam. Była noc. Na kanapie ujrzałam drobną postać. Podejrzewałam, że to moja siostra.

-Ronnie. - wychrypiałam cicho.

Dziewczyna wzdrygnęła się słysząc mój głos, przez co prędko do mnie podeszła.

- Katniss, jak mogłaś być tak głupia? Dlaczego chciałaś to zrobić? - zaczęła płakać.

- Cii. - uspokoiłam ją. - Już jest dobrze. Żyję i to jest najważniejsze.

-Nawet nie wiesz, ile miałaś szczęścia, że ktoś akurat jechał tą drogą. Kilka minut później i byłabyś martwa. - stwierdziła.

To mnie zabolało. Zachowałam się jak egoistka, myślałam o własnej śmierci i prawie do niej doszło. W tej chwili doceniłam jak ważna jest moja dusza.

- Przepraszam.- wyszeptałam.

Ronnie nic nie odpowiedziała. Przestała płakać, lecz nic się nie odzywała. Siedziałyśmy w ciszy, dopóki znów nie zasnęłam.


~*~

Ze szpitala wyszłam dwa dni później. Miałam płukanie żołądka. Czułam się źle. To była najgłupsza rzecz jaką zrobiłam. Teraz wiem, że na pewno nie popełnię tego samego błędu.

Przez najbliższe dni muszę oszczędzać żołądek. O tyle dobrze, że nie zrobiłam sobie krzywdy zewnętrznie, bo nie byłabym w stanie wykonywać zadań, które niestety zbliżają się wielkimi krokami. Ronnie postanowiła wziąć tydzień wolnego, aby się mną opiekować. Jest bardzo kochaną osobą. Dziękuje jej za to, że się tak o mnie troszczy.

Sprawdziłam pocztę. Nie dostałam żadnej nowej wiadomości, więc postanowiłam ponownie przeczytać poprzedni e-mail. Cholera, mam wyznaczone zadanie. I to na jutro. Jak mam je wykonać, jak będę pod obserwacją Ronnie? Co jej powiedzieć?

To będzie o wiele trudniejsze niż myślałam, ale czas działać.

Od autorki: Przepraszam. Rozdział to wielkie gówno. Jest krótki i dziwny. Nie podoba mi się to co w nim napisałam. Tak bardzo Was za to przepraszam. Postaram się, aby następny rozdział był ciekawy. Wszelkie błędy poprawię jutro :)

Mam dla was miłą niespodziankę!
Powstał trailer do opowiadania. Możecie go znaleźć w zakładce trailer !
Proszę, abyście go oglądnęli i napisali co o nim sądzicie.

Zapraszam Was też na bloga mojej przyjaciółki. Dziewczyna interesuje się fotografią i dodaje tam zdjęcia, które tworzy. Dopiero zaczyna i pewnie miło by jej było, gdybyście zostawili pod notką komentarz.
Link do bloga znajdziecie TUTAJ

Proszę skomentujcie rozdział, poświęcam dla Was wiele godzin swojego czasu, więc sądzę, że możecie te dwie minuty spędzić na napisaniu komentarza.

Do następnego misiaki!



  


piątek, 7 lutego 2014

Rozdział 7





Nie jestem w stanie opisać co teraz działo się w moje głowie. Jedynie na czym mi teraz zależało to bezpiecznie dobiec do auta i uciekać. Podczas biegu rozglądałam się w każdą stronę. Musiałam mieć pewność, że nie zostaniemy zaatakowani. W oddali zauważyłam auto.

- Justin szybciej! - wysapałam i przyśpieszyłam.

Byłam zmęczona. Mój organizm powoli stawiał opór. Nogi były jak z waty i co drugi krok lekko się potykałam. Przerażenie całkowicie zawładnęło nad moim ciałem. Czułam jak spływają po nim krople potu, lecz to już nie grało dla mnie ważnego znaczenia. Dobiegliśmy do auta. Zarzuciłam kluczyki Justinowi, bo to on lepiej poradzi sobie na drodze niż ja. Ostrożnie zarzuciłam broń na tylne siedzenie i ruszyliśmy. 

Mój oddech stopniowo się uspokajał. Justina także. Przez chwilę jechaliśmy w ciszy, lecz długo ona nie trwała.

- Co to ma znaczyć? - spytał poważnie kurczowo trzymając się kierownicy. 

Nie byłam pewna czy mu to powiedzieć. To jest moja sprawa i tylko moja. 

- Powiedz.. - prosił cicho.

- Nie wiem jak to nazwać. - mówiłam prawdę - To może być dla ciebie chore, ale to jest pewna forma gry. Dostaje zadania i muszę je wykonać...- zawieszam głos. 

- Co masz na myśli? - brnął dalej w temat.

Poczułam narastającą gulę w moim gardle. Strach ponownie mnie zaatakował. Moje dłonie zaczęły się pocić. Zaczęłam się nerwowo wiercić na fotelu. Auto było całkowicie nowe. Fotele były obite ciemną skórą, a deska rozdzielcza idealnie wyeksponowana w ciemnym drewnie. 

- Zabijanie. - wydukałam cicho.

- To jest żart, prawda? - zaatakował mnie pytaniem.

Przekręciłam głową. Justin cicho westchnął. To chyba jest dla niego nie zrozumiałe. On nigdy nie zrozumie mojego życia, ale nie mam mu tego za złe. Ja też go nie rozumiem.

- Co z moim wozem? Co mam powiedzieć Ronnie? - zapytał mnie ze zmartwieniem.

 Zastanawiałam się nad małym kłamstewkiem. - Powiedz, że jak jechaliśmy to się zepsuł i jest u mechanika, to będzie chwilowe alibi, później coś się wymyśli. - zapewniłam go.

Jechaliśmy w krępującej ciszy. Bałam się nacisnąć jakikolwiek przycisk na panelu. Miałam wiele wątpliwości co do tego auta. Nie mamy pewności czy nie jest na podsłuchu, ani nie jesteśmy w jeżdżącej bombie.

Sytuacja zrobiła się poważna. Może nawet wydaje się nierealna. Każdy kto usłyszałby moją historię uznał by pewnie, że zmyśliłam, albo czytałam jakąś książkę. Mam wrażenie, że gram w jakiś chorym filmie, gdzie gram główną rolę. Idealna historia i scenariusz. Morderstwa w dzieciństwie, wyjście na wolność, a teraz prześladowanie przez jakiegoś idiotę, który każe mi zabijać ludzi. Świetny film akcji.

Rozmyślałam jak sobie zapewnić bezpieczeństwo w domu. Nie mogę być przez cały czas prześladowana, bo mieszkam u Ronnie, a ona niczego nie może się dowiedzieć. Nie chcę jej narazić na stres i niebezpieczeństwo. Od tej pory muszę jeszcze uważniej jej pilnować.
Jedynie co mi wpadło do głowy to założenie kamer w domu w okół niego. Przynajmniej przez jakiś czas nikt nie będzie się w tej okolicy kręcił.
Ta metoda może zadziałać, ale i tak wiem, że jestem skazana na ponowne zabijanie ludzi.
To jest już pewne.

~*~

Ronnie nie było nadal w domu. Jak dla mnie to dobrze, bo dłużej mogę rozmyślić z Justinem plan działania.
Siedziałam u siebie w pokoju. Odpaliłam komputer, aby na chwilę się zrelaksować. Postanowiłam załączyć jakieś spokojnie utwory i poszłam wziąć kąpiel. Muszę przyznać, że jakoś mi pomogła. Cały pot ze mnie spłynął, a mój umysł był wolny od złych myśli. Ta kąpiel była mi potrzebna.

Wróciłam do pokoju. Założyłam na siebie świeżą bieliznę oraz koszulkę i szorty. Sięgnęłam po laptopa, aby przyciszyć muzykę i wtedy zauważyłam nowego e-maila.

" Witaj Katniss. Czas na Twoje pierwsze zadanie. Otóż jest pewna osoba, która jest mi coś winna. Twoim zadaniem będzie odebranie tej rzeczy i pozbycia się tej osoby. Uważaj, abyś nie została złapana, bo inaczej wiesz co cię czeka. Reszta informacji już wkrótce."

Treść wiadomości mnie przeraziła. Z kim będę miała do czynienia? Z kryminalistą? A może ze zwykłym frajerem, który sądził, że jeśli kupi na czarno narkotyki, to jakoś zaimponuje kolegom?
Sama nie wiem co o tym myśleć.
Niezwłocznie musiałam powiedzieć o tym Justinowi.

Znalazłam go w salonie, gdzie grał na konsoli.

- Justin, możesz na chwilę skończyć grać? - poprosiłam go.

- Nie mogę teraz. Przechodzę ważny element w grze. - cały czas patrzył w telewizor.

Wydałam głośny jęk frustracji. - Justin to poważna sprawa. - pisnęłam.

- Co może być teraz ważniejsze od przejścia poziomu w grze? - warknął. Spojrzał na mnie i w tym samym czasie przegrał. - Pięknie. - syknął z sarkazmem.

- Może jednak to, że dostałam wiadomość z pierwszym zadaniem do wykonania?! - w tamtej chwili się zdenerwowałam. Mój głos był groźny. Od razu po tych słowach mina Justina złagodniała.

- Przepraszam. - wyszeptał. - Ja... nie.. powinienem. - zająkał się. - Siadaj obok mnie i mów.

Posłuchałam go. Zajęłam miejsce obok niego.

- Zaczęło się. - wypowiedziałam i się rozpłakałam. Nie chciałam płakać, ale nie mogłam tak długo udawać silnej osoby. To dopiero początek, a ja już nie mam sił. Justin nic nie mówił, ale przytulił mnie. To mi wystarczyło, aby pokazać, że nie jestem w tym sama.

- Boje się, cholernie się boję. - wydukałam przez płacz.

Justin westchnął. - Dasz radę, wierzę w ciebie.

Jego słowa jakoś na mnie zadziałały. Możliwe, że potrzebowałam kilki słów otuchy, aby mój lęk zniknął. Może nie do końca, lecz jego poziom zmalał. Obudziłam w sobie nadzieję. Może Justin ma rację i faktycznie mi się uda? Jestem na tyle inteligentna, by móc stworzyć plan. Muszę się przygotować, w każdej chwili mogę zostać "wezwana" do zadania.
 Jestem wojowniczką.
Uda mi się.
Wierzę w to.
Niestety muszę wejść w tej chory układ, nie mam innego wyjścia, lecz zagram po swojemu.
Moim zadaniem jest chronić moją rodzinę.
Ronnie i Justina.
Nic więcej.
Może pomyślicie, że zwariowałam, ale nie obchodzą mnie osoby, które będę zabijała. Są niestety pechowymi ofiarami gry.
Życie za życie.
Łatwa zasada.

- Dziękuje. - podziękowałam i lekko się uśmiechnęłam. Justin odwzajemnił uśmiech. Spojrzałam na zegarek. Było już późno. Dzisiaj był bardzo ciężki dzień, muszę się wyspać, aby mieć siłę. Bez niej jestem przegrana na starcie.

- Wiesz, jest już późno. - odsunęłam się od niego, co mu się chyba nie spodobało. - Muszę wypocząć.

- Tak, masz rację. - stwierdził. - Również się zaraz położę.

- Dobranoc, Justin. - pocałowałam go w policzek.

-Dobranoc, Katniss. - odpowiedział. Wstałam z kanapy i ruszyłam do swojego pokoju. Nie czułam się w nim bezpiecznie. Wcześniej widok na las mnie fascynował - teraz - przeraża. Zasunięte zasłony w małym stopniu sprawiają, że mój strach przemija. Postanowiłam teraz zostawić zapaloną lampkę nocną. Ułożyłam się w łóżku, mocno okrywając kołdrą.
Sen przybył bardzo szybko.

"Stoję w jasnym pokoju. Był cały biały. Jest w nim tylko łóżko, stolik i krzesło. Podchodzę do okna. Jestem gdzieś wysoko nad ziemią.  Nic praktycznie nie widać. Widoki przysłania gęsta mgła.
 Odsuwam się od okna. Ogarnia mnie przerażenie.
- Co ja tu robię? - pytam samą siebie.
Siadam w kącie, chowając głowę w kolana.
Czuje coś na skórze. Niespodziewanie z góry coś spada.
Śnieg?  Nie, to popiół.
Lecz skąd, skoro nade mną jest dach.
Lekko unoszę głowę.
W pokoju jest ciemno. Boję się.
Do moich uszu dochodzi cichy płacz.
Dziecięcy. Dochodzi z szafy. Po macku podchodzę do niej i ją otwieram.
Zapalam małe światełko i widzę... dziecko.
Podobne do mnie. Ta sama twarz i kolor skóry.
Patrzy na mnie i wiem, że to jestem ja.
Czyżbym cofnęła się w przyszłość?
Dziewczynka przestaje płakać i wpatruje się we mnie swoimi ciemnymi oczyma. Przechyla lekko głowę w lewo i jej wyraz twarzy jest przerażający. Po pokoju roznosi się pisk, tak wysoki, że moje uszy nie są w stanie znieść tego dźwięku. Upadam na podłogę i zakrywam uszy rękoma, jednak to nic nie daje. Hałas rośnie a do tego dochodzą inne głosy. Mój mózg nie jest w stanie tego przetworzyć i wariuje. Sama zaczynam krzyczeć. Podkulam się do ściany i zaczynam płakać. Wtedy zauważam, że dziecko wychodzi z szafy i się przemienia. Jej ciało wygina się we wszystkie strony. Wygląda to tak obrzydliwie, że moje całe ciało ogarnia stracha,a włosy stoją dęba.
Nie ma już dziecka. Przede mną stoi potwór, ciemna postać. Podchodzi do mnie i łapie mnie za ręce. Spoglądam na niego i żałuję, że to zrobiłam. Jego twarz nie pokrywa skóra. Nie ma jej praktycznie wcale. Są to same mięśnie, a w kilku miejscach czaszkę. Zmora podciąga mnie do góry i uderza mnie o ścianę. Czuję, że słabnę. Trzyma mnie mocno za szyję, przez co nie mogę oddychać. Moje oczy coraz częściej są zamknięte. Jestem uderzona po raz kolejny. Wtedy upadam na podłogę i ledwo łapię oddech.
- To twój koniec Katniss! - wyryczał. - Jestem tobą i niedługo to się skończy.
Reszty słów już nie słyszę. Moje ciało odpłynęło. Czuje, że umarłam."


Momentalnie się obudziłam i podniosłam do góry. Oddycham płytko i szybko, przez co nie mogę uspokoić oddechu. Na moich policzkach czuję łzy. Jestem mokra od potu. Chwytam się za czoło. Zegarek wskazuje dopiero 4:45.  Co miał znaczyć ten sen?! Miał mi coś pokazać? Zapalam światło. Czuje dziwne ukłucie w nadgarstkach. Są całe czerwone. Jakby na prawdę ktoś mnie zaatakował.
Wiem że już nie zasnę. Powoli mój oddech się uspokaja. Mam wrażenie, że nie wybudziłam się z tego snu. Staram się uwolnić umysł od złych myśli. Wstałam z łóżka i sięgnęłam po laptopa. Może jak włączę jakiś film to zapomnę o śnie. Mam taką nadzieję.




~*~

- Pieprzeni urzędnicy i ich zasady. - warknęłam do siebie, kopiąc z całej siły kamyczek.

Postanowiłam pójść dzisiaj do urzędu. Musiałam się dowiedzieć prawdy o mnie i o Ronnie. Jakim to sposobem nie jesteśmy prawdziwymi siostrami z krwi i kości? Czekałam w kolejce trzy godziny tylko po to, żeby usłyszeć "nie jest pani osobą prawną, by zdobyć te informacje". Kogo mam im przyprowadzić?! "Rodziców, których zamordowałam gdy byłam mała? Oh... będzie z tym problem.

Zrezygnowana tym wszystkim, usiadłam na ławce.
Co ja mam teraz zrobić? Może powinnam szukać odpowiedzi u innej osoby lub dać sobie z tym spokój?
Nie mogę. Nie potrafię. To jest silniejsze ode mnie. Nawet jeśli ta informacja będzie szokująca, to muszę ją znać.
Od samego rana "noszę" w sobie dziwne uczucie. Zaczęło się to wszystko od tego snu. Mam przeczucie, że coś się dzisiaj wydarzy i będzie to związane z moją dotychczasową sytuacją.
Moja intuicja mówi sama za siebie.
To będzie ten dzień.


Wróciłam do domu. Ronnie i Justin byli na zakupach. Może to i dobrze? Mam chwilę samotności w domu. No może nie do końca, bo nie wiem czy jestem sama tak do końca.
To chore i skomplikowane do tego stopnia, że sama się w tym wszystkim gubię.
Coś mnie podkusiło abym sprawdziła pocztę.
Bingo!
Wiadomość. Moje pierwsze zadanie. Wzdrygnęłam się na jej widok. Będzie mi ciężko, bo zrobię to pierwszy raz odkąd zabiłam rodziców. Zabiję kogoś ponownie.
Przeczytałam wiadomość. Były w niej uwzględnione wszystkie wskazówki.
"Annabell Focus"
Te nazwisko jest mi dosyć znajome, jakbym już je gdzieś słyszała, bądź widziała.

Wiem, że wszystko muszę zrobić sama. Nie mogę nawet liczyć na pomoc Justina. Tak bardzo teraz żałuję, że Ronnie jest w domu. W najbliższym czasie muszę zastanowić się jak ją "usunąć" chwilowo z miasta. Może ją wysłać na jakieś wakacje?

Postanowiłam przygotować do zadania. Wzięłam gorącą kąpiel. Ubrałam na siebie ciemne ubrania oraz związałam włosy. Wezmę na wszelki wypadek rękawiczki i czapkę, aby moja ofiara nie widziała mojej twarzy. Do torby ostrożnie wrzuciłam broń oraz wszelkie inne mi potrzebne rzeczy, które ułatwią mi unicestwienie ofiary. Zamknęłam dom i wsiadłam do auta. Moje umiejętności prowadzenia auta nie były zbyt wysokie, ale na szczęście szpital przygotowywał nas do radzenia sobie w dalszym życiu. Dziwię się, że podjęli się tego, aby nauczyć nas prowadzić auto, w każdej chwili mógł ktoś przecież zwiać bez problemu.

Na miejscu byłam pięć minut później. Dochodziła godzina 19. Było jeszcze zbyt jasno, bym mogła kogoś atakować, ale nie pozostało mi nic innego tylko czekać.

Nadal czekałam. Minęła już 21. Może moja ofiara przeszła obok mnie, a ja jej nie rozpoznałam. Nagle zadzwonił telefon.

- Przygotuj się. Starsza kobieta. Ciemne włosy, okulary. Dalej wiesz co masz robić. - telefon się urwał. To mi wystarczyło. Nie potrzebowałam głębszych informacji. Na ulicach nie było już nikogo. Było już ciemno. Wtedy zza zakrętu wyłoniła się postać.
To musiała być ona.
Czmychnęła pod lampą przez co mogłam rozpoznać jej tożsamość.

- Tylko nie ona. - mruknęłam sama do siebie.



Od autorki: Cześć. Oto rozdział 7. Przepraszam za przerwę. Ostatnia klasa gimnazjum jest ciężka, więc nie chcę nawet myśleć co mnie czeka od września w szkole średniej. W przyszłym tygodniu czekają mnie ponowne próbne egzaminy, więc wątpię, żeby kolejny rozdział pojawił się w tygodniu, ALE od 14 lutego zaczynam ferie, więc będę miała duuużo czasu na pisanie opowiadania. 

Co sądzicie o śnie Katniss? Jak myślicie, kogo zobaczyła? Wasze sugestie piszcie w komentarzach.

Przepraszam za błędy. Cholernie boli mnie głowa i nie kontaktuję zbytnio, więc nie mam ochoty na ich sprawdzanie.

To tyle ode mnie. Dziękuje za każde miłe słowo, które tu zostawiacie i że to czytania! MUCH LOOVE

KOMENTUJCIE :))

P.S. W następnym rozdziale czeka Was bardzo miła informacja! :)