Krata okienna.
Znów te samo miejsce.
Ogarnęła mnie pustka. Siedziałam przy tym cholernym oknie. Nie mogłam się na niczym skupić. Co ja tu robię? Tak, też bym chciała wiedzieć. Jeśli nikt nie zginie podczas mojego pobytu tutaj, to będzie koniec. Zamkną mnie tutaj na zawsze lub pójdę do wiezienia. Nie chciałam tu wracać. Przypomniał mi się dzień, w którym przybyłam do tego miejsca. Byłam taka mała. Dwóch pielęgniarzy siłą musiało mnie ciągnąć, przez cały szpital. Chciałam uciec, wydostać się z ich uścisku, jednak byli zbyt silni. Zaciągnęli i zamknęli w pokoju, w którym jestem teraz ponownie. Nie spodziewałam się takiego zwrotu akcji.
Przeraża mnie to miejsce. Puste jasne ściany, stare łóżko, szafka nocna, biurko i duża szafa. To tyle co tu jest. Czuje się jak w więzieniu. Okno jest okratowane mocną stalą, którą próbowałam kiedyś zniszczyć. Do tego te drzwi. Te miejsce doprowadza mnie do mdłości. Czuje się taka pusta. Nie ma tu ani Justina, ani Ronnie. Nie mogą się ze mną kontaktować. Nie wiem ile czasu tutaj spędzę. Dziwi mnie to, że nie zabrali mi mojego telefonu. Nie znaleźli go nigdzie?
Zresztą, nie powinno mnie to obchodzić. Ten telefon musi być przeze mnie bacznie monitorowany i strzeżony, jedna moja nieuwaga i go stracę. Postanowiłam wysłać sms'a do Justina.
"Potrzebuje Twojej pomocy. Wymyśl lub zrób coś. Uratuj mnie"
To chyba odpowiednia treść wiadomości. Mam nadzieję, że Justin okaże skruchę i będzie na tyle dobry, żeby mi pomóc, inaczej będzie to mój koniec.
Usłyszałam dźwięk otwieranych się drzwi. Pośpiesznie schowałam telefon i usiadłam na łóżku.
-Kolacja Gomez. - zawiadomił mnie pielęgniarz.
Na holu przy swoich pokojach ustawiali się pacjenci. Nowe twarze. Nie było nikogo znajomego. Zresztą, to nic nie zmienia. Nie miałam tu żadnej przyjaciółki, bądź osoby, która byłabym wstanie zaufać. Byłam skazana na samotność, jednak pojawiały się pojedyncze kontakty.
Gdy wszyscy już wyszli w sal, zostaliśmy skierowali na wielką stołówkę. Zajęłam miejsce przy stole i moją uwagę zwrócił pewien przystojniak. Nie wyglądał na takiego, który może być na coś chory. Siedział sam, więc postanowiłam do niego podejść. Miałam wrażenie, że nie bez powodu tu trafił.
-Nowicjusz. - stwierdziłam zajmując obok niego miejsce.
- Jeśli dla ciebie, osoba, która siedzi tutaj już prawie 3 miesiące, to jestem tu nowy. - wypowiedział z sarkazmem. - Ale ciebie widzę tu pierwszy raz.
- Bo dziś tu wróciłam, ale.. - podkreśliłam. - Nie jestem tu nowa.
-Jak to? - zdziwił się.
- Odsiadywałam karę. - mruknęłam.
- Za co i ile? - wypytywał się.
- Za zabicie rodziców i kilku innych ludzi. Byłam tu 9 lat i wyszłam niedawno. - odparłam.
Chłopak nic nie odpowiedział. Rozumiem jego reakcję.
- A ty, za co tu jesteś? - spytałam.
- Sam nie wiem. Stwierdzili, że jestem chory, że mam urojenia. - oparł się o blat stołu.
- Co masz na myśli? - zaciekawiłam się. W tym samym momencie podano nam jedzenie, więc na chwilę przestaliśmy rozmawiać.
Chłopak przysunął się do mnie i zbliżył twarz do mojego ucha. - Widzę duchy. - wyszeptał.
Spojrzałam mu w oczy. Wierzyłam mu. Tutaj- wszystko jest możliwe, każde schorzenie.
- Nie przeraża cię to?
- Czasami. - przyznał półuśmiechem. - Ale nie jest źle. Jednak ludzie wzięli mnie za wariata.
Jedzenie spożywaliśmy w ciszy. Chłopak był całkowicie normalny, lecz odrobinę zagubiony z dziwnym przypadkiem. Jest podobny do mnie. Według mnie on tutaj nie pasuje-wręcz przeciwnie - te miejsce źle na niego działa i musi stąd jak najszybciej uciec. Tylko jak? Nie wiem czy istnieje możliwość ucieczki, nigdy nie próbowałam stąd uciekać. Sądziłam, że lepiej będzie siedzieć tu cicho i nie sprawiać zbyt dużych problemów.
Ludzie rzucali mi dziwne spojrzenia. Dla nich byłam niestety nowa. Byłam intruzem, którego będą chcieli zniszczyć, jednak im się to nie uda. Jako jedyna byłam ubrana w swoje ubrania, a nie przebrana w szpitalne szmaty. Możliwie, że traktowali mnie za jakąś konkurencję czy coś w tym stylu. Sądzę, że nie jestem tu traktowana jak pacjent tylko raczej jak osoba, która jest tu zatrzymana na chwilę. Mam taką nadzieję.
Po obiedzie zabrali nas do pokoju dziennego. Pamiętam go dobrze. To tutaj jako mała dziewczynka bawiłam się lalką, którą dostałam od jakieś pielęgniarki. Dostawałam ją tylko, gdy tu przychodziłam i nie dzieliłam się nią z nikim. Gdy miałam 10 lat, w większości przybywały tu tylko dzieci, z czasem to się zmieniło i przyjmowano coraz więcej starszych osób. Na ten moment nie widzę już żadnych dzieci. To dziwne.
Czuję się tu nieswojo. Nienawidziłam tego miejsca i znowu tu jestem. Ponownie siedzę na starej kanapie przy oknie i podziwiam las otaczający szpital. Ten widok w ciekawy sposób mnie fascynował i uspokajał, a nawet dawał motywację do życia. Budził we mnie też tęsknotę, to właśnie tam uwielbiałam spędzać czas. Mój kochany las..
Dostałam sms'a. Rozglądnęłam się po sali i wyciągnęłam go tak, by nikt nie widział. To od Justina.
"Pomogę Ci, niedługo będziesz już w domu."
Zrobiło mi się ciepło na sercu. Nadal mu na mnie zależało. Doceniam jego starania.
- Znam cię. - podeszła do mnie starsza kobieta. - Jesteś Katniss, tak?
- Tak, to ja. - odpowiedziałam. - Przepraszam, ale ja chyba jednak pani nie...
- To już nie ma znaczenia. - przerwała mi - Musisz mi pomóc.. a raczej komuś.
Pozwoliłam mówić jej dalej. - Rozmawiałaś już z tym chłopakiem... Kit. - przypomniała sobie jego imię. - On tutaj nie pasuje, nie może tu być. Sprowadza zło na te miejsce.
- Ono jest złe od dawna. Obecność Kit'a niczego tu nie zmienia. - wypowiedziałam spokojnie.
-Mylisz się dziecko. Odkąd ten chłopak przebywa w tym miejscu, jest jeszcze gorzej. Ludzie są niespokojni, boją się.
- Co pani ode mnie oczekuje? - zaatakowałam ją. - Ta placówka jest strzeżona, a ja nie mam takiej możliwości żeby go stąd zabrać.
- On jest złem, a Ty tego nie możesz pojąć. - zdenerwowała się. Ja również. Odeszłam od okna i podeszłam do drzwi.
- Możliwe, że nie pojmuję, bo też jestem zła. Jesteśmy potworami, jak każdy inny człowiek. - krzyknęłam półgłosem. - Chcę wrócić do pokoju. - zwróciłam się do pielęgniarza, który zabrał mnie z sali.
~*~
Nie mogłam spać. Za dużo myślałam. Chciałam już stąd wyjść. Czułam się fatalnie. Te miejsce... fakt to zło. Działo tu się wiele złych rzeczy, ale to przez ludzi. Pod tym dachem chodzili ludzie, którzy zabijali tak jak ja, którzy chorowali na różne schorzenia, lub całkowicie zwariowali i nikt nie miał już dla nich nadziei. Tego głupiego cienia nadziei, że jednak będą zdrowi i stąd wyjdą. Wmawiają im ich chorobę, przez co oni jeszcze bardziej szaleją. To jest totalny debilizm. Najwięksi wariaci z kraju, a co najmniej z kilku stanów są tutaj, razem zamknięci. Razem mogli by coś osiągnąć. Osiągnąć coś wielkiego, jednak ich dusze są spisane na straty i będą tu zamknięci już do końca swojego marnego życia.
Czy ja już też oszalałam? Moja przeszłość powinna być już dawno ode mnie odcięta, jednak ona cały czas za mną krąży. Jak zwykła suka, która się mnie uczepiła. Jestem przerażona tym faktem. Nigdy już się nie uwolnię od tego co robiłam. Zwariowałam jak ci wszyscy tutaj. Przecież ja też tutaj byłam. Zastanawia mnie czy dobrze sąd zrobił, wypuszczając mnie na wolność. Jestem dobrym człowiekiem? Bzdura. Jestem zła. Jestem morderczynią. To już nawet nie ma znaczenia, że ktoś mi to każe robić. Gdybym była na tyle mądra, od razu bym poszła z tym na policję, a oni zajęli by się resztą. Nie zabijałabym tylu niewinnych osób.
Kobieta z urzędu, chłopaki z baru. Oni są zwykłymi przypadkowymi pionkami w grze, które są przeze mnie strącane, ale pewnego dnia i ja przegram. Poniosę klęskę. Sama nie wiem czy chcę, aby ten dzień nadszedł. Z jednej strony pragnę, by ten koszmar się skończył, a z drugiej... chcę dalej w to brnąć. W pewien zadziwiający sposób podoba mi się ta gra i chcę ją wygrać. Muszę tylko znaleźć odpowiedni sposób, by ograć swojego prześladowcę i w końcu zwyciężyć i na dobre odciąć się od przeszłości.
Kit... Nie wiem co z nim jest, ale potrzebuje mojej pomocy. On tutaj faktycznie nie pasuje, a ja jakimś cholernym szczęściem znalazłam się tu, żeby mu pomóc. Zrobię wszystko, żeby go wypuścili. Ten chłopak nie zasługuje, żeby tu być. On nie jest chory. On otrzymał dar, który dla wielu z nas jest niezrozumiały.
Coś w nim jest, coś wyjątkowego, co nie daje mi spokoju. Rozmawiałam z nim zaledwie kilka minut, a poczułam jakbym znała go całe życie. W ciągu kilku minut miałam okazję dostrzec w nim coś innego, fascynującego. Ten chłopak potrzebuje uwagi, a ja mu ją dam.
Udało mi się zasnąć na kilka godzin. Nie wiem, może 3-4? Mimo że, spałam tak mało, to czułam się dobrze. Chciałabym się spotkać z Ronnie i Justinem, jednak dostali oni zakaz kontaktu z moją osobą. Zadziwiające, prawda?
Na śniadaniu nie spotkałam się z Kit'em. Jednak złapałam go dopiero z porze obiadowej.
- Szukałam cię rano. - usiadłam obok niego z tacką pełną jedzenia.
- To miłe. - uśmiechnął się. - Byłem zajęty, więc nie było mnie tu.
- Pomogę ci się stąd wyrwać. - zmieniłam temat.
Chłopak się zaśmiał. Muszę stwierdzić, że miał cudowny uśmiech. - Wiesz co mnie dziwi? - spytał. - Chcesz mi pomóc, mimo że, poznałem cię zaledwie wczoraj i nawet nie znamy swoich imion.
- Och ja już twoje znam. - sprostowałam. - A ja, jestem Katniss.
- Katniss. Ładne imię. - pochwalił mnie.
Podziękowałam mu z lekkim rumieńcem i zajęliśmy się jedzeniem.
- Więc, skąd znasz moje imię? - spytał podczas jedzenia papki ziemniaczanej.
- Wczoraj, starsza kobieta... - na te słowa lekko się spiął. Przeczuwam, że coś jest pomiędzy nimi złego. Postanowiłam kontynuować. - Mówiła mi wczoraj o tobie. Chce, żebym cię stąd zabrała, bo jesteś zły. Co się tutaj dzieje?
- Nie twój interes. - splunął. - Nic złego tutaj nie robię. Przepraszam cię, ale muszę coś załatwić. Dziś wieczorem idziemy na spacer, pokaże ci coś.- powiedział i odszedł.
Miałam złe przeczucia.
~*~
Kit miał rację. Szpital postanowił zabrać nas na spacer. To jest odważny czyn, każdy z nas może w każdej chwili uciec. No, prawie każdy. Nie mogę uciec, bo policja w każdej chwili mnie złapie i wtedy stwierdzą, mnie za winną tych wszystkich morderstw, ale tak też i jest. To ja ich zabiłam.
Na dworze było ciepło, mimo że, słońce już zachodziło. Przy moim boku zjawił się Kit.
- Jesteś. - wyszeptałam. - Dlaczego podczas obiadu uciekłeś?
- To nie ma znaczenia. - zmienił temat. - Patrz, zaraz dojdziemy do lasu. W odpowiednim momencie pobiegniemy do niego i pobędziemy tam chwilę. Czeka coś tam na nas.
Kiwnęłam głową i czekałam na odpowiedni moment, by uciec do lasu. Wiem, że wrócimy. Nie jesteśmy tacy głupi, by narażać się na tak duże niebezpieczeństwo.
- Teraz. - cicho krzyknął mi do ucha i za całych sił zaczęłam biec pomiędzy drzewami w głąb lasu. Brakowało mi tego. Bieganie w lesie. Czuć zapach cudownych drzew. Tęskniłam za tym.
- Tędy. - wskazał Kit.
Dotarliśmy do małego wgłębienia, gdzie Kit krył jedzenie. Prawdziwe jedzenie, nie to co jest w szpitalu. Na dłuższą metę nie da się tego jeść. Nikt nie wie, co tam naprawdę jest w tej papce. Chłopak podał mi kilka jabłek oraz bułkę i kawałek mięsa.
-To nic takiego, ale jest o wiele lepsze, niż to co dostajemy tam w tym szpitalu. - stwierdził i zabrał się za jedzenie.
Poczułam się lepiej. Byłam tu tylko dwa dni, a już tęskniłam za normalnym jedzeniem.
-Kto ci to wszystko przynosi?- spytałam gryząc jabłko.
- Dziewczyna. - stwierdził krótko.
- Masz dziewczynę?
- Miałem.. teraz jest jak przyjaciółka. To nic takiego. - skrzywił się. - A ty, masz chłopaka?
Zaprzeczyłam. - To skomplikowane. Może przy najbliższej okazji ci powiem.
- Dobrze. - uśmiechnął się. - Musimy wracać. Nie wiadomo co teraz robią.
Pacjenci nie spacerowali już w grupie, wyglądało to jakby kogoś szukali, a konkretnie nas.
- Tam są! - ktoś krzyknął i wskazał na nas.
- Cholera i co teraz? - zdenerwowałam się.
- Licz na szczęście. stwierdził. Jego słowa mnie zszokowały. Popatrzyłam na niego na sekundę, a następnie oddzielono nas od siebie i zabrano do środka szpitala.
- Możecie mi w końcu powiedzieć o co chodzi?- krzyknęłam siedząc przykuta do krzesła.
Siedziałam na sali, w której kilka miesięcy temu wydano wyrok wypuszczenia mnie do domu.
- Katniss. -zaczął dyrektor szpitala. - To był duży błąd zwalniając się stąd. To było do przewidzenia.. Te twoje przewinienia.
- Co ja do cholery zrobiłam? - oburzyłam się? - To że pobiegłam do lasu z Kit'em to już jest wielkie przestępstwo?!
- Już nie chodzi o to. - zmarszczył brwi.
- A o co? - krzyknęłam.
- Do cholery Katniss. - zdenerwował się. - Zabiłaś tu niewinną kobietę. Znowu.
Spojrzałam mu w oczy. Wierzyłam mu. Tutaj- wszystko jest możliwe, każde schorzenie.
- Nie przeraża cię to?
- Czasami. - przyznał półuśmiechem. - Ale nie jest źle. Jednak ludzie wzięli mnie za wariata.
Jedzenie spożywaliśmy w ciszy. Chłopak był całkowicie normalny, lecz odrobinę zagubiony z dziwnym przypadkiem. Jest podobny do mnie. Według mnie on tutaj nie pasuje-wręcz przeciwnie - te miejsce źle na niego działa i musi stąd jak najszybciej uciec. Tylko jak? Nie wiem czy istnieje możliwość ucieczki, nigdy nie próbowałam stąd uciekać. Sądziłam, że lepiej będzie siedzieć tu cicho i nie sprawiać zbyt dużych problemów.
Ludzie rzucali mi dziwne spojrzenia. Dla nich byłam niestety nowa. Byłam intruzem, którego będą chcieli zniszczyć, jednak im się to nie uda. Jako jedyna byłam ubrana w swoje ubrania, a nie przebrana w szpitalne szmaty. Możliwie, że traktowali mnie za jakąś konkurencję czy coś w tym stylu. Sądzę, że nie jestem tu traktowana jak pacjent tylko raczej jak osoba, która jest tu zatrzymana na chwilę. Mam taką nadzieję.
Po obiedzie zabrali nas do pokoju dziennego. Pamiętam go dobrze. To tutaj jako mała dziewczynka bawiłam się lalką, którą dostałam od jakieś pielęgniarki. Dostawałam ją tylko, gdy tu przychodziłam i nie dzieliłam się nią z nikim. Gdy miałam 10 lat, w większości przybywały tu tylko dzieci, z czasem to się zmieniło i przyjmowano coraz więcej starszych osób. Na ten moment nie widzę już żadnych dzieci. To dziwne.
Czuję się tu nieswojo. Nienawidziłam tego miejsca i znowu tu jestem. Ponownie siedzę na starej kanapie przy oknie i podziwiam las otaczający szpital. Ten widok w ciekawy sposób mnie fascynował i uspokajał, a nawet dawał motywację do życia. Budził we mnie też tęsknotę, to właśnie tam uwielbiałam spędzać czas. Mój kochany las..
Dostałam sms'a. Rozglądnęłam się po sali i wyciągnęłam go tak, by nikt nie widział. To od Justina.
"Pomogę Ci, niedługo będziesz już w domu."
Zrobiło mi się ciepło na sercu. Nadal mu na mnie zależało. Doceniam jego starania.
- Znam cię. - podeszła do mnie starsza kobieta. - Jesteś Katniss, tak?
- Tak, to ja. - odpowiedziałam. - Przepraszam, ale ja chyba jednak pani nie...
- To już nie ma znaczenia. - przerwała mi - Musisz mi pomóc.. a raczej komuś.
Pozwoliłam mówić jej dalej. - Rozmawiałaś już z tym chłopakiem... Kit. - przypomniała sobie jego imię. - On tutaj nie pasuje, nie może tu być. Sprowadza zło na te miejsce.
- Ono jest złe od dawna. Obecność Kit'a niczego tu nie zmienia. - wypowiedziałam spokojnie.
-Mylisz się dziecko. Odkąd ten chłopak przebywa w tym miejscu, jest jeszcze gorzej. Ludzie są niespokojni, boją się.
- Co pani ode mnie oczekuje? - zaatakowałam ją. - Ta placówka jest strzeżona, a ja nie mam takiej możliwości żeby go stąd zabrać.
- On jest złem, a Ty tego nie możesz pojąć. - zdenerwowała się. Ja również. Odeszłam od okna i podeszłam do drzwi.
- Możliwe, że nie pojmuję, bo też jestem zła. Jesteśmy potworami, jak każdy inny człowiek. - krzyknęłam półgłosem. - Chcę wrócić do pokoju. - zwróciłam się do pielęgniarza, który zabrał mnie z sali.
~*~
Nie mogłam spać. Za dużo myślałam. Chciałam już stąd wyjść. Czułam się fatalnie. Te miejsce... fakt to zło. Działo tu się wiele złych rzeczy, ale to przez ludzi. Pod tym dachem chodzili ludzie, którzy zabijali tak jak ja, którzy chorowali na różne schorzenia, lub całkowicie zwariowali i nikt nie miał już dla nich nadziei. Tego głupiego cienia nadziei, że jednak będą zdrowi i stąd wyjdą. Wmawiają im ich chorobę, przez co oni jeszcze bardziej szaleją. To jest totalny debilizm. Najwięksi wariaci z kraju, a co najmniej z kilku stanów są tutaj, razem zamknięci. Razem mogli by coś osiągnąć. Osiągnąć coś wielkiego, jednak ich dusze są spisane na straty i będą tu zamknięci już do końca swojego marnego życia.
Czy ja już też oszalałam? Moja przeszłość powinna być już dawno ode mnie odcięta, jednak ona cały czas za mną krąży. Jak zwykła suka, która się mnie uczepiła. Jestem przerażona tym faktem. Nigdy już się nie uwolnię od tego co robiłam. Zwariowałam jak ci wszyscy tutaj. Przecież ja też tutaj byłam. Zastanawia mnie czy dobrze sąd zrobił, wypuszczając mnie na wolność. Jestem dobrym człowiekiem? Bzdura. Jestem zła. Jestem morderczynią. To już nawet nie ma znaczenia, że ktoś mi to każe robić. Gdybym była na tyle mądra, od razu bym poszła z tym na policję, a oni zajęli by się resztą. Nie zabijałabym tylu niewinnych osób.
Kobieta z urzędu, chłopaki z baru. Oni są zwykłymi przypadkowymi pionkami w grze, które są przeze mnie strącane, ale pewnego dnia i ja przegram. Poniosę klęskę. Sama nie wiem czy chcę, aby ten dzień nadszedł. Z jednej strony pragnę, by ten koszmar się skończył, a z drugiej... chcę dalej w to brnąć. W pewien zadziwiający sposób podoba mi się ta gra i chcę ją wygrać. Muszę tylko znaleźć odpowiedni sposób, by ograć swojego prześladowcę i w końcu zwyciężyć i na dobre odciąć się od przeszłości.
Kit... Nie wiem co z nim jest, ale potrzebuje mojej pomocy. On tutaj faktycznie nie pasuje, a ja jakimś cholernym szczęściem znalazłam się tu, żeby mu pomóc. Zrobię wszystko, żeby go wypuścili. Ten chłopak nie zasługuje, żeby tu być. On nie jest chory. On otrzymał dar, który dla wielu z nas jest niezrozumiały.
Coś w nim jest, coś wyjątkowego, co nie daje mi spokoju. Rozmawiałam z nim zaledwie kilka minut, a poczułam jakbym znała go całe życie. W ciągu kilku minut miałam okazję dostrzec w nim coś innego, fascynującego. Ten chłopak potrzebuje uwagi, a ja mu ją dam.
Udało mi się zasnąć na kilka godzin. Nie wiem, może 3-4? Mimo że, spałam tak mało, to czułam się dobrze. Chciałabym się spotkać z Ronnie i Justinem, jednak dostali oni zakaz kontaktu z moją osobą. Zadziwiające, prawda?
Na śniadaniu nie spotkałam się z Kit'em. Jednak złapałam go dopiero z porze obiadowej.
- Szukałam cię rano. - usiadłam obok niego z tacką pełną jedzenia.
- To miłe. - uśmiechnął się. - Byłem zajęty, więc nie było mnie tu.
- Pomogę ci się stąd wyrwać. - zmieniłam temat.
Chłopak się zaśmiał. Muszę stwierdzić, że miał cudowny uśmiech. - Wiesz co mnie dziwi? - spytał. - Chcesz mi pomóc, mimo że, poznałem cię zaledwie wczoraj i nawet nie znamy swoich imion.
- Och ja już twoje znam. - sprostowałam. - A ja, jestem Katniss.
- Katniss. Ładne imię. - pochwalił mnie.
Podziękowałam mu z lekkim rumieńcem i zajęliśmy się jedzeniem.
- Więc, skąd znasz moje imię? - spytał podczas jedzenia papki ziemniaczanej.
- Wczoraj, starsza kobieta... - na te słowa lekko się spiął. Przeczuwam, że coś jest pomiędzy nimi złego. Postanowiłam kontynuować. - Mówiła mi wczoraj o tobie. Chce, żebym cię stąd zabrała, bo jesteś zły. Co się tutaj dzieje?
- Nie twój interes. - splunął. - Nic złego tutaj nie robię. Przepraszam cię, ale muszę coś załatwić. Dziś wieczorem idziemy na spacer, pokaże ci coś.- powiedział i odszedł.
Miałam złe przeczucia.
~*~
Kit miał rację. Szpital postanowił zabrać nas na spacer. To jest odważny czyn, każdy z nas może w każdej chwili uciec. No, prawie każdy. Nie mogę uciec, bo policja w każdej chwili mnie złapie i wtedy stwierdzą, mnie za winną tych wszystkich morderstw, ale tak też i jest. To ja ich zabiłam.
Na dworze było ciepło, mimo że, słońce już zachodziło. Przy moim boku zjawił się Kit.
- Jesteś. - wyszeptałam. - Dlaczego podczas obiadu uciekłeś?
- To nie ma znaczenia. - zmienił temat. - Patrz, zaraz dojdziemy do lasu. W odpowiednim momencie pobiegniemy do niego i pobędziemy tam chwilę. Czeka coś tam na nas.
Kiwnęłam głową i czekałam na odpowiedni moment, by uciec do lasu. Wiem, że wrócimy. Nie jesteśmy tacy głupi, by narażać się na tak duże niebezpieczeństwo.
- Teraz. - cicho krzyknął mi do ucha i za całych sił zaczęłam biec pomiędzy drzewami w głąb lasu. Brakowało mi tego. Bieganie w lesie. Czuć zapach cudownych drzew. Tęskniłam za tym.
- Tędy. - wskazał Kit.
Dotarliśmy do małego wgłębienia, gdzie Kit krył jedzenie. Prawdziwe jedzenie, nie to co jest w szpitalu. Na dłuższą metę nie da się tego jeść. Nikt nie wie, co tam naprawdę jest w tej papce. Chłopak podał mi kilka jabłek oraz bułkę i kawałek mięsa.
-To nic takiego, ale jest o wiele lepsze, niż to co dostajemy tam w tym szpitalu. - stwierdził i zabrał się za jedzenie.
Poczułam się lepiej. Byłam tu tylko dwa dni, a już tęskniłam za normalnym jedzeniem.
-Kto ci to wszystko przynosi?- spytałam gryząc jabłko.
- Dziewczyna. - stwierdził krótko.
- Masz dziewczynę?
- Miałem.. teraz jest jak przyjaciółka. To nic takiego. - skrzywił się. - A ty, masz chłopaka?
Zaprzeczyłam. - To skomplikowane. Może przy najbliższej okazji ci powiem.
- Dobrze. - uśmiechnął się. - Musimy wracać. Nie wiadomo co teraz robią.
Pacjenci nie spacerowali już w grupie, wyglądało to jakby kogoś szukali, a konkretnie nas.
- Tam są! - ktoś krzyknął i wskazał na nas.
- Cholera i co teraz? - zdenerwowałam się.
- Licz na szczęście. stwierdził. Jego słowa mnie zszokowały. Popatrzyłam na niego na sekundę, a następnie oddzielono nas od siebie i zabrano do środka szpitala.
- Możecie mi w końcu powiedzieć o co chodzi?- krzyknęłam siedząc przykuta do krzesła.
Siedziałam na sali, w której kilka miesięcy temu wydano wyrok wypuszczenia mnie do domu.
- Katniss. -zaczął dyrektor szpitala. - To był duży błąd zwalniając się stąd. To było do przewidzenia.. Te twoje przewinienia.
- Co ja do cholery zrobiłam? - oburzyłam się? - To że pobiegłam do lasu z Kit'em to już jest wielkie przestępstwo?!
- Już nie chodzi o to. - zmarszczył brwi.
- A o co? - krzyknęłam.
- Do cholery Katniss. - zdenerwował się. - Zabiłaś tu niewinną kobietę. Znowu.
Od autora: Heeeeeeeeeeeeej wam! Zobaczcie, rozdział był dodany tydzień temu we wtorek i dziś - też we wtorek - będzie dodany. Za to, że poprzedni rozdział był tak miło komentowany i pojawiło się wiele komentarzy, to właśnie DLA Was postanowiłam spiąć tyłek i napisać rozdział. Ogólnie jestem z niego zadowolona saghfahfgk. Przepraszam za błędy.
Co powiecie na taki ciekawy wątek na końcu i o Ki'cie którego poznała nasza kochana Katniss? Co będzie działo się dalej? Swoje sugestie piszcie w komentarzach.
PODOBA MI SIĘ WASZ TOK MYŚLENIA, ŻE JUSTIN KOGOŚ ZABIJE. MYŚLCIE ROBACZKI DALEJ.
Chcę Was zaprosić jeszcze na cudowne opowiadanie, tłumaczone przez moją czytelniczkę @thegingercake
Ff wanted - jeśli lubicie Jelene, to na pewno pokochacie te opowiadanie!
POLECAJCIE MOJE FF KAŻDEMU, WYSYŁAJCIE LINK, KOMENTUJCIE!
30 KOMENTARZY =NOWY ROZDZIAŁ
30 KOMENTARZY =NOWY ROZDZIAŁ
Kocham Was robaczki moje!
UWIELBIAM.TO. OMG !! Ciekawe czy ja tam zamkną.. i kto na nią doniósł? Kto jest prześladowca? Kamdknakxnnxbx
OdpowiedzUsuńgenialny, jejku czekam na następny! gdfcdzfzhbfgc @ilysm_jb_smg
OdpowiedzUsuńwow. nie spodziewałam się tego. cudowne! @selinux
OdpowiedzUsuńŚwietny jak zawsze ! Nie moge się doczekać następnego
OdpowiedzUsuńDomyślam się, kim jest ta kobieta, którą rzekomo Katniss zabiła, ale nie wiem, czy dobrze myślę ;)
OdpowiedzUsuńLautner jakfakfa
Ciekawa jestem jak Justin chce uwolnić Kat, więc już czekam na następny rozdział!
@stay_warrior
WOW to zrobił na pewno KIT. Rozdział CUDOWNY... czekam na nastepny
OdpowiedzUsuńcudowny rozdział. <3 dziękuję również za to że polecasz mojego bloga swoim czytelnikom. ~ @thegingercake
OdpowiedzUsuńYaaay! Jesteś mega uzdolniona. :-D Rozdział jak zwykle świetny. Czekam z niecierpliwością nn. :-P
OdpowiedzUsuńhdkshdkshsjs jshsks no co tu dodac jak zawsze zarąbisty rozdzial
OdpowiedzUsuńCZEKAM NA NEXT <3<3<3<3
SUPER ROZDZIAŁ!! Czekam na następny :)
OdpowiedzUsuńDzisiaj zaczęłam czytać to fanfiction i nie mogłam się oderwać.
OdpowiedzUsuńCO TY ZE MNĄ ROBISZ DZIEWCZYNO?!
Gdy Justin piereszy raz pocałował Katniss zaczęłam piszczeć jak pojebana.
Świetnie piszesz. Akcja jest wciągająca, rodziały długie i oryginalny pomysł.
Też uważam, że Justin kogoś zabije, ale na pewno nas zaskoczysz i będzie coś innego
+ mam takie lekkie przeczucie, że "P" jest Ronnie. Nie wiem dlaczego.
Nie mogę się doczekać następnego!
Z niecierpliwością czekam na następny rozdział :) Swietnie piszesz :) / Sel
OdpowiedzUsuńUwielbiam tooo <3
OdpowiedzUsuńCudowny jak reszta.. pewnie ten Kit za tym stoi!
OdpowiedzUsuńZalraszam również na http://life-is-brutaal.blogspot.com
zaczęłam dzisiaj czytać i tak jak koleżanka wyżej, po prostu nie mogłam się oderwać.
OdpowiedzUsuńcudowny styl pisania, a każdy rozdział mógłby się dla mnie nie kończyć
jestem ciekawa co zrobi (albo kogo zabije) Justin żeby uwolnić Kat
do następnego!
@hopebcgomez
Życzę dalszej weny w pisaniu :) ~ @HoranowyWafelek
OdpowiedzUsuńKIT?
OdpowiedzUsuńwidzę, że ktoś tu ogląda AHS :p
Świetne ff
idealny rozdział :)
OdpowiedzUsuńswgegaruryfgewuky ♥
OdpowiedzUsuńZAJEBISTY :*
życze dalszej weny :) - @_if_you_fall follow my twitter <<<
dobry rozdział, czekam na następny
OdpowiedzUsuńZajebistyy *.*
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńOmg cudowny rozdział dawaj kolejny bo zaraz jdhfvmngbzxhdcbnaliwkdfhcxnmjyhausjdkojxc ♥
OdpowiedzUsuńprosze prosze proszę o nowy rozdział słonko :** Cudowny jak zawsze <3
OdpowiedzUsuńomfg ciekwa jest kto zabił tą kobitę cjshgdbcxnj *-* next pliss :**
OdpowiedzUsuń