wtorek, 21 stycznia 2014

Rozdział 6

Miesiąc.
Minął już miesiąc od tego wszystkiego. 
Dzień w dzień żyłam w strachu.
Każdy mój zły krok doprowadzał do śmierci nieprzypadkowej osoby.
Starałam się unikać ludzi, nie rozmawiać z nimi, a nawet nie patrzeć im w oczy.
Chodziłam jak na szpilkach. 
Starannie myślałam co chcę zrobić lub co powiedzieć.
Policja nie dawała mi spokoju. Ciągle chcieli mnie przesłuchać, a słyszeli tylko " nie mogę tego zrobić, bo to niebezpieczne ".
Z czasem dali sobie spokój, lecz wiedzieli doskonale, że nie mogą zostawić tak tej sprawy. Zagrożone było życie mieszkańców. Przeszukując dom, podsłuch znaleźli tylko w moim pokoju. To dobra wiadomość, jednak nasz dom jest cały czas monitorowany i na okrągło ktoś się w nim kręcił.
Stało to się męczące i miałam tego już dosyć, lecz zdawałam sobie z tego sprawę, że to wszystko dla naszego bezpieczeństwa. 

Moje kontakty z Justinem się ociepliły. 
Z początku podejrzewałam go o to, że to właśnie on był tym moim prześladowcą, jednak się myliłam. 
 Pewnego dnia poprosiłam go o szczerą rozmowę. Chciałam wiedzieć, jaki był powód jego zachowania wobec mnie. Z początku nie chciał mi nic powiedzieć. W końcu przełamał się i opowiedział mi wszystko. Dowiedziałam się, że jego rodzina ma spore problemy finansowe i będą zmuszeni wyprowadzić się do KANADY, do ich rodzinnego kraju. Mimo że, Justin mieszkał w domu Ronnie, to i tak go to bolało. W tej chwili dzielą go od rodziny setki kilometrów. 

Od tamtej chwili z Justinem spędzałam każdą wolną chwilę. Rozmawiamy często ze sobą i siedzimy do późna, gdy Ronnie musi wyjechać na delegację. Stworzyliśmy świetny duet. Były dni, gdzie Justin chciał się dowiedzieć o co chodzi w moim życiu, co to jest za gra. Niestety za każdym razem odmawiałam mu z obawy podsłuchu, a następnie śmierci przypadkowej osoby, a może nawet Ronnie i samego Justina. Nie mogę dopuścić do tego, żeby stała im się jakaś krzywda. Za wszelką cenę będę ich chronić, nawet kosztem swojego życia. Mogę umrzeć. Nie boję się tego, lecz co będzie po mojej śmierci? Skończy się to wszystko, czy nadal w mieście będą mordowani ludzie? Nie mam pewności jak to będzie dalej wyglądało, dlatego obudziłam w sobie ducha walki. Jeśli ten prześladowca chce grać, to też w to wejdę, lecz będę uważała, byle by nie zranić już nikogo więcej.

Gdy tylko o tym myślę w moim mózgu budzi się lęk. A dlaczego? Sama tego nie wiem. Jestem w centrum uwagi, czego szczerze nienawidzę. Załóżmy, że mojego prześladowcę nazwę "P". "P" doskonale zna moje słabości, tylko skąd? Zna każdy szczegół mojego życia. Jest tak doświadczony w swoim "fachu", że idealnie założył podsłuch, zabił kilka osób, wywołał zainteresowanie wśród policji, a jeszcze nie został zdemaskowany. Zna każdy mój ruch, myśl i słowo. Jedynie nie rozumiem o co mu chodzi. Jaki jest motyw jego działania i czy go znam...?

Każdego dnia starannie opracowuje plan i sprawdzam czego dokonał, kogo zabił i kto może być następny. To jak długa reakcja chemiczna, która się chyba nigdy nie kończy. Za każdym razem coś się ze sobą łączy powodując - w tym przypadku - negatywne połączenie. Ciężko jest mi rozgryźć jego tok myślenia. Mam do czynienia z inteligentną osobą, która wie jak sobie w tym wszystkim radzić, jaką taktykę zastosować, aby nie zostać złapanym, a jednocześnie zniszczyć mi życie.

Dziś poczułam się na tyle bezpiecznie, aby zgodzić się na propozycję Justina. Chciał mnie zabrać nad jezioro, abym się jakoś rozluźniła i chociaż na chwilę przestała myśleć o tym całym piekle. Byłam w trakcje przygotowań, gdy usłyszałam pukanie do drzwi.

- Otwarte. - wypowiedziałam. Drzwi się otworzyły i w pokoju zjawił się Justin.

-Gotowa? -spytał i spojrzał na mnie, po czym posłał mi uśmiech.

-Mhm. - wymruczałam. - Jeszcze spakuje kilka drobiazgów.

Justin kiwnął głową i wyszedł z pokoju. Zapakowałam potrzebne rzeczy, przeczesałam ostatni raz włosy i poszłam do salonu. Justin czekał już przy wyjść.

-Chodź. - zawołał.

Wsiedliśmy do auta i od razu ruszyliśmy.

- No więc... - zaciągnęłam - Gdzie jedziemy?

Justin spojrzał na mnie przez ułamek sekundy, po czym ponownie przerzucił wzrok na jezdnię.

- To niespodzianka. - oznajmił. - Za jakieś czterdzieści minut będziemy na miejscu.

Jakoś specjalnie nie miałam ochoty wypytywać się gdzie dokładnie jedziemy, więc odpuściłam.
Przez całą drogę patrzyłam na krajobraz, który mijaliśmy. Widziałam tylko drzewa, ale podobał mi się ten widok. Uwielbiałam las. Tam czułam się bezpieczna. Szkoda, że teraz nie mogę spokojnie wybrać się na spacer do lasu i porobić tam coś. Cholernie mi tego brakuje i tęsknię za tym. Zastanawia mnie to, kiedy to wszystko się skończy i będę wolna.
Nie wiem dlaczego, ale brakuje mi także.... zabijania. Może to dziwne i drastyczne, ale tak się niestety czuje. Od dłuższego czasu pracowałam nad swoją rządzą zabijania i udało mi się ją w pewnym stopniu opanować. Jednak mam tę świadomość, że nigdy już z tego nie wyjdę i nie będę do końca zdrowa.
Czasami mnie to boli. Nie chcę myśleć już o zabijaniu, bo to złe. Nie mogę tego robić, jeden mój błąd i albo trafię ponownie do ośrodka, albo... do więzienia, a tego bym nie wytrzymała.

-Katniss.. - Justin wyrwał mnie z myśli. - Jesteś w stanie mi wszystko opowiedzieć?

- Justin. - wyszeptałam. - Nie tutaj, nie mamy pewności czy auto jest na podsłuchu czy nie. Domyślasz się jakie czekają mnie konsekwencje.

Justin cicho westchnął. - No dobrze. Za pięć minut będziemy na miejscu. - szybko zmienił temat, choć wiem, że nie do końca go sobie odpuścił.

Tak jak Justin mówił, pięć minut później byliśmy już przy jeziorze. Wjechaliśmy w leśną ścieżkę, gdzie na jej końcu rozlegał się piękny widok. Jezioro, a w okół niego las. O co mogę więcej prosić? Zatrzymaliśmy auto na małym parkingu. Otwarte tu były małe stragany i bar obiadowy. Plaża była strzeżona przez ratowników. Choć nikt się nie kąpał, bo woda pewnie jest zbyt zimna, to i tak było tu wiele osób.

- To co chcesz robić? - Justin zapytał mnie wysiadając z auta. Przez chwilę się zastanawiałam.

- Może najpierw pójdziemy posiedzieć na plaży? - zaproponowałam.

-Dobry pomysł. - uśmiechnął się do mnie i ruszyliśmy.

Postanowiłam zdjąć buty. Pod palcami poczułam miękki piasek, który delikatnie wbijał mi się w skórę. Uwielbiam te uczucie. Mam wrażenie jakbym miała tylko 6 lat i przyjechałam tu, aby kąpać się w wodzie, rzucać piłką czy budować zamki z piasku. Mam ochotę wrócić do tamtych lat, może gdybym znała swoją przyszłość to inaczej bym to wszystko załatwiła. Jednak już na to jest za późno.

Rozłożyłam mały kocyk i usiedliśmy na nim. Przez chwilę siedzieliśmy w ciszy, podziwiając widoki.
Było to piękne miejsce. Woda była przejrzysta. Wokół jeziora były plaże. Wszędzie były małe góry i lasy. Coś co mi się podoba. Gdybym mogła, to z chęcią bym się tu przeprowadziła. Z daleka od problemów. Tutaj przynajmniej miałabym spokój.

 - Jest tutaj idealnie. - stwierdziłam z uśmiechem.

- Tak, masz rację. - chłopak potwierdził moje słowa.

Spojrzałam na niego i przyglądnęłam mu się. Zadziwiało mnie to, że dzisiaj nie miał żelu na włosach, tylko swobodnie opadały mu na czoło. Nawet w takiej fryzurze wyglądał seksownie. Jego skóra była jak zawsze idealnie gładka. Stwierdziłam, że ma świetny lewy profil.

Justin zauważył, że mu się przyglądam.

- Czemu tak się na mnie patrzysz? - spytał złośliwie. - Coś ze mną nie tak?

Zachichotałam. - Nie, skądże. Jest wszystko okey. Dziwię się tylko, że postanowiłeś dać dzisiaj swobodę swoim włosom.

- Ale to źle?

- Nie. - zaprzeczyłam i odwróciłam wzrok. Justin szturchnął mnie lekko w ramię, przez co się cicho zaśmiałam.

- Jesteś głodna? - zapytał z troską

- Nie za bardzo, ale mam ochotę na lody. - stwierdziłam.

- No to chodźmy. - szatyn wstał z koca i podał mi rękę był mogła wstać. Otrzepaliśmy koc z piasku i zanieśliśmy go do auta.

- Na jakie lody masz ochotę? - spytałam, gdy oglądaliśmy kartę menu.

- Hmm. - zastanowił się - Chyba na jagodowe, a ty?

- Czekoladowe z dużą polewą czekoladową. - stwierdziłam z uśmiechem.

- Sądzę, że uwielbiasz czekoladę. - zaśmiał się.

-To prawda. - potwierdziłam jego myśl.

Zamówiliśmy lody i czekaliśmy, aż kelnerka nam je przyniesie. Zastanawiałam się co teraz porabia Ronnie. Ciągle zajęta jest pracą. Rozumiem, że zależy jej by zdobyć awans, ale w takich warunkach dziewczyna zamęczy się w tej pracy, a ma dopiero dziewiętnaście lat. Sądzę, że taka młoda osoba nie powinna zostawać na weekend w biurze, ale może to dobrze? W pewnym stopniu jest ona tam bezpieczniejsza, niż w domu lub jakimkolwiek innym miejscu w mieście.

W tej samej chwili do naszego stolika podszedł kelner z naszymi lodami. Podziękowaliśmy i wyszliśmy na spacer w stronę lasu.

- A czy teraz.. - zaczął Justin - Jesteś gotowa mi wszystko powiedzieć?

- Odejdźmy trochę dalej. - poprosiłam.

Justin kiwnął głową i szybkim krokiem weszliśmy w głąb lasu.
 Widziałam, że Justin jest niespokojny i chce już się wszystkiego dowiedzieć, lecz musiałam mieć pewność, że nikt nas nie śledzi, ani nie podsłuchuje. Znam przecież doskonale konsekwencje każdego słowa, które wypowiem. Znaleźliśmy się na małej polance, stwierdziłam, że tutaj jest dość bezpiecznie, aby wszystko powiedzieć Justinowi. Usiedliśmy na trawie, jedząc resztki lodów. Spojrzałam na Justina i jego wzrok mówił sam za siebie, jak bardzo pragnie usłyszeć prawdy.

- To od czego mam zacząć? - spytałam.

- Od początku! - wykrzyczał.

- Ciszej! - skarciłam go. - Może ktoś tu być.

Westchnęłam i pomyślałam o czym zacząć. - No jak już wiesz w wieku dziewięciu lat dokonałam kilku morderstw. To nie było celowe. Nie myślałam racjonalnie. Byłam źle traktowana przez wszystkich, wykorzystywana, a czasem bita. - przez przypominanie tych złych chwil zrobiło mi się smutno. Poczułam gulę, która nie pozwalała mi na dalsze mówienie. Moje oczy zaszkliły się, co nie obeszło się uwadze Justina.

- Heej, Katniss, spokojnie. Weź głęboki wdech. Mamy czas. - zatwierdził mnie.

" Trzy głębokie wdechy " pomyślałam w myślach. Uspokoiłam się i zaczęłam opowiadać dalej.
- Wiesz, byłam tylko małym dzieckiem, nie wiedziałam co takiego robię. No może czasami. Wiedziałam czym jest broń, tylko nie do końca orientowałam się w jakich celach się z niej korzysta. Zawsze kochałam las. Tam przynajmniej byłam bezpieczna. Siedziałam w nim godzinami, podziwiałam zwierzęta i rośliny. Przez moje późne powroty do domu, dostawało mi się. Czasami nie dostawałam tylko kolacji, albo byłam bita. Z czasem już mnie to nie ruszało, a nawet specjalnie wracałam późno. - zatrzymałam się i spojrzałam na Justina, widać, że słuchał mnie uważnie. - W szkole byłam wyśmiewana i wyzywana od dziwnych. Tak naprawdę nigdy  nie dowiem się jaki był ich cel wyzywania mnie. W końcu miarka się przebrała i wybuchłam. Gdy nie było nikogo w domu zabrałam broń ojca z gabinetu i następnego dnia po szkole miałam już dwie pierwsze ofiary. Wiem, że to brzmi brutalnie, ale niestety tak było. Ciała zaciągnęłam do lasu, nie wiem czy ktoś je odnalazł. Codziennie kogoś zabijałam, miasto było przerażone i ludzie bali się wychodzić z domów. Nikt nie podejrzewał takiego małego dziecka o morderstwa. W noc kiedy zostałam złapana, miałam zabić rodziców. Do tego musiałam użyć tylko noża. Z początku trochę się wahałam, jednak coś mi podpowiadało, że muszę to zrobić. Nie mogłam już tak cierpieć. Pierwszy padł ojciec. Przerżnęłam mu gardło, wtedy obudziła się mama i zadałam jej kilka ciosów w serce. Zaczęła krzyczeć, wtedy z pokoju zjawiła się Ronnie, ale było już za późno, oni nie żyli. Ronnie rzuciła się na mnie, była ode mnie większa i wygrała. Zaciągnęła mnie do pokoju i zamknęła na klucz. Miała tylko dziesięć lat, jednak była bardzo dorosła. Nie słyszałam, żeby płakała. Wezwała policję i mnie zabrali. Skończyło się na tym, że zamknęli mnie w szpitalu dla psychicznie chorych.

- A teraz? Co to jest? - dostrzegłam w nim zaciekawienie tą całą historią. Może to i lepiej? Jeśli komuś się z tego wygadam, to jakoś mi ulży? Sama nie jestem pewna.

- Nie wiem do końca o co chodzi. Powoli staram się ułożyć to w logiczną całość. Podejrzewam, że ktoś chce się zemścić, ale tak doskonale to zaplanował, że to nie on sam jest tym moim prześladowcą, tylko ktoś jest podstawiony.


- To chore. - przyznał. Miał rację. Sprawa ta była chora, do tego stopnia, że przeze mnie ginęli przypadkowi ludzie.

-Dlaczego nie chcesz o tym nikomu powiedzieć? - zmarszczył brwi.

- I w tym rzecz. - zawołałam - Jestem cały czas monitorowana, wiedzą co mówię, gdzie jestem. Dlatego milczałam. Za każde piśnięte słówko, ktoś... zostanie zabity.

Justin był w ewidentnym szoku. Sądzę, że każdy byłby w szoku, gdyby usłyszał coś takiego. Wcale mu się nie dziwię. Moja reakcja byłaby taka sama. Na polanie siedzieliśmy już bardzo długo. Stwierdziłam to po zachodzącym słońcu.

- Justin chodźmy już, zanim dojdziemy do auta to będzie ciemno.


~*~

Tak jak sądziłam, droga nam trochę zajmie. Słońce już zaszło całkowicie i na niebie pojawiał się księżyc. Nie było aż tak ciemno, jednak drzewa przesłaniają światło, przez co w okół nas panował już znaczy mrok. W oddali słyszałam różne zwierzęta. Wszelkie ptaki, bądź zwierzęta czworonożne. Obawiałam się co może nas tutaj spotkać. Kochałam las, ale ten w którym spędzałam czas jako dziecko. Ten był mi totalnie obcy i ani ja, ani Justin nie wiedzieliśmy co nas może tam spotkać.

Byliśmy już blisko plaży. W oddali dostrzegłam płomienie i nagle doszło do wybuchu. Poczułam przerażenie, a moje ciało zaczęło się trząść. Spojrzałam na Justina. Jego wyraz twarzy mówił sam za siebie, że także się przestraszył. Nie odezwaliśmy się do siebie słowem i po prostu zaczęliśmy biec w tamtą stronę. Gdy dobiegliśmy naszym oczom ukazał się płonący samochód.

- Mój wóz! - wykrzyczał Justin i pobiegł w jego stronę.

Rozglądnęłam się we wszystkie strony i zauważyłam coś dziwnego.
Nikogo nie było.
Nikogo.

- Co to do cholery jest? - wymruczałam do siebie. Wszystkie budki były zamknięte, nie było żadnego auta, ani nawet żywego człowieka. Jakby nikt w ogóle nie trafił w to miejsce. Coś było nie tak i ta sytuacja nie podobała mi się.

- Zadzwoń na straż! - wykrzyczałam do Justina. Auto stało całe w płomieniach, nawet byłoby szans na naprawę. Już było za późno. Justin wyciągnął telefon, aby zadzwonić, jednak coś było nie tak.

- Katniss, nie ma zasięgu. - wysyczał.

-Co?! - zdziwiłam się - Jak to?!

Justin nerwowo złapał się za głowę. Doskonale zdał sobie sprawę, że to nie jest przypadkowe podpalenie. To sprawka "P". To składa się w logiczną całość. Brak obecności ludzi. Podpalenie wozu Justina. Doskonale wiedział gdzie jesteśmy. Śledził nas cały czas. Wykorzystał moment, ewakuował stąd ludzi i podpalił auto, abyśmy nie mieli jak stąd uciec. Możliwe, że gdzieś się czaił w krzakach, aby nas zaatakować w dobrej chwili i zabić.

W mojej lewej kieszeni poczułam wibracje. To był telefon.

- Justin. - wyszeptałam. - Mój telefon dzwoni.

Ta wiadomość go zaszokowała.

- Przecież nie ma zasięgu. Jak to możliwe? - podszedł do mnie bliżej i spojrzał kto dzwoni.

- Zastrzeżony.. - wycedził do siebie. - Odbierz! - nakazał.

-Ale.. - zaczęłam, lecz Justin mi przerwał.

- Odbierz. Ten. Pieprzony. Telefon! - jego frustracja sięgnęła zenitu.

Odblokowałam telefon i nacisnęłam zieloną słuchawkę. Odezwał się znajomy głos.

- Witaj Katniss. - to był "P". - Pamiętasz naszą grę? Wracamy do niej. Sądziłaś, że to koniec? Jesteś taka naiwna i głupia. - zaśmiał się beszczelnie. Mój oddech przyśpieszył i stałam się nerwowa. - Gra będzie od teraz wyglądała trochę inaczej. To nie ja będę zabijał ludzi... tylko ty, Katniss.

- Nawet się nie waż! Nie będę tego robić - wykrzyczałam ze łzami w oczach.
Mój przeraźliwy krzyk spowodował, że Justin odwrócił wzrok i skupił go na mnie.

- Oj sądzę, że będziesz, bo inaczej, ktoś bardzo ci bliski stanie się moją ofiarą i co wtedy zrobisz? - zadał mi pytanie retoryczne. - Do rzeczy Katniss. W budce numer 5 są kluczyki do auta, które jest oddalone od was dwa kilometry. Radzę ci pilnować tego wozu, bo to właśnie nim będziesz jeździła na twoje kolejne etapy gry.

- Etapy gry?  Co masz na myśli?

- W budce numer 7 masz dalsze instrukcje i broń potrzebną ci do wykonania zadań. Nie spieprz tego. - W tej chwili rozmowa została zakończona.

Nie czekałam chwili dłużej i pobiegłam do budki numer 5. Tam znalazłam kluczyki do auta. Były to klucze od Range Rover'a. Duże auto na zwłoki.. To wiele wyjaśnia. Następnie pobiegłam do siódemki i tak znalazłam wszelkie rodzaje bronie i noże. Musiałam to jakoś wszystko zabrać. Wybiegłam z budki.

- Justin biegnij! Nie mamy czasu! Biegnij! - krzyknęłam i pobiegliśmy w stronę auta.

Od autorki: Cześć Wam. Rozdział z lekkim opóźnieniem, gdyż w ciągu tych dni miałam wiele nauki........... i dalej ją mam. 

Ogólnie nie jestem zadowolona z rozdziału, przez zmęczenie spowodowane nauką, nie mam siły na bloga. Ale będę pisać dla Was, dlatego proszę Was o komentarze. JEŚLI BĘDZIE CONAJMNIEJ 30 ROZDZIAŁÓW, TO DODAM NASTĘPNY! Więc jeśli jesteście ciekawi, co będzie dalej, to wiecie co macie robić! 

Do następnego! 

sobota, 11 stycznia 2014

Rozdział 5

Staliśmy pod domem zaledwie dwadzieścia minut, lecz miałam wrażenie, że byłam już tam od bardzo dawna.
Opierałam się o maskę samochodu i czekałam, że Ronnie wyjdzie do nas. W okół panował duży szum. Przed bramką była rozwieszona policyjna taśma. Pobliscy sąsiedzi stali niedaleko nas i bacznie komentowali ten wypadek. Słyszałam, jak między sobie współczuli nam. Było im przykro z tego powodu. Znalazły się też osoby, które niemiło oceniały sytuację. Na całej przecznicy stały pojazdy policyjne.

 Na naszym podjeździe było ich aż trzy. Na zewnątrz stało czterech policjantów, którzy przesłuchiwali osoby, które widziały zdarzenia, albo część tego wszystkiego. Trzech pozostałych przeszukiwało dom z Ronnie i szacowali straty. Justin nie raczył się do mnie odezwać. Stresowała mnie ta sytuacja. Co jeśli jest to sprawka mojego prześladowcy? Teraz będę winna powiedzieć o wszystkim Ronnie, a nawet i policjantom. Wtedy narażę siebie i innych na jeszcze większe niebezpieczeństwo.

Upłynęło pięć minut i przed dom wychyliła się moja siostra. Właściwie to nie. Nie jesteśmy prawdziwym rodzeństwem. Muszę także sprawdzić tę sprawę. Za wszelką cenę pragnę dowiedzieć się prawdy, kto był rodowitym dzieckiem, a kto adoptowanym. 

-Katniss, Justin chodźcie. Musicie coś zobaczyć. - powiadomiła nas. Jej głos nie brzmiał normalnie. Moja intuicja mówiła, że stało się coś jeszcze gorszego, niż ta głupia kradzież. Bez słowa ruszyliśmy do drzwi, które po naszym wejściu szybko zamknęliśmy, aby ciekawscy sąsiedzi niczego nie widzieli. 

- Co zostało skradzione? - skierowałam do ciemnoskórego policjanta, który stał naprzeciwko mnie i Justina.

Rzucił porozumiewawcze spojrzenie Ronnie i przemówił do nas. - Dziwnym przypadkiem dom nie został okradziony, co nas bardzo dziwi, jednak doszło do brutalnego aktu wandalizmu.

- Co ma pan na myśli? - wtrącił się Justin. 

Ta cała sytuacja robiła się chora i coraz bardziej mnie przerażała. 

- Mam na myśli to, że w pokoju panny Katniss dokonano zniszczeń oraz zostawiono dziwne wiadomości. Zresztą co będę wam opowiadał, chodźcie to zobaczyć.

Co on mówił? W moim pokoju dokonano jakiegoś aktu wandalizmu? Jakim sposobem i po co? Przechodząc przez salon, minęliśmy dwóch innych policjantów, którzy najwyraźniej czegoś szukali. Nasze spojrzenia się zderzyły. Z ich twarzy wyczytałam, że to co nas czeka jest przerażające. 

- Nie przeraźcie się tylko. - ostrzegł nas. Ronnie zrezygnowała z wejścia do pokoju. Policjant otworzył drzwi, a to co zobaczyłam totalnie mnie zbiło. Poczułam jak moje nogi ugięły się pode mną, a przez moje ciało przeszedł zimny dreszcz. Co poczułam, gdy to zobaczyłam? Sama nie wiem. Uczucia są nie do opisania. Nie wierzę, że ktoś z nienawiści do mnie mógł coś takiego zrobić. Zasłony, pościel i meble były rozdarte całkowicie. Ubrania z garderoby wyrzucone, a niektóre z nich także rozcięte. W łazience było rozbite lustro, kosmetyki walały się po całej podłodze. Jednak największe przerażenie budziły ściany, które były pomazane czyś czerwonym. W całym pokoju unosiła się mdła, metaliczna woń, dobrze mi znana. Podeszłam do jednej ściany. Dotknęłam mazi i powąchałam ją.

- To krew. - wyszeptałam. Odstąpiłam krok od ściany, z moich ust wydobyło się ciche "o mój Boże" i zakryłam usta.

Nie mogę uwierzyć, że to wszystko moja wina. 

- Jest jeszcze jedna rzecz, spójrz na szafkę. - usłyszałam polecenie.

Na komodzie ujrzałam karteczkę. 
Sądzicie, że krew z tym wszystkim była najgorsza? 
To co przeczytałam na kartce, jeszcze bardziej mnie przeraziło. 

" To kara za próbę wydania mnie. Pamiętasz o naszej umowie Katniss? Jedno małe słówko, a ktoś zostaje ofiarą. Ta krew na ścianie, to twoja pierwsza ofiara. Pamiętaj, tylko coś powiesz, a będzie ich więcej. Nie martw się, zawsze będę wiedział, co i kiedy mówisz."

Moje oczy zaszkliły się. Nie rozumiałam po co zrobił coś takiego. Przecież dobrze wie, że policja nie da mi spokoju i będą chcieli wiedzieć o co chodzi. Chyba że zależy mu na tym, bym miała policję na karku, abym żyła w wiecznych męczarniach.

- Co miał na myśli pisząc, że zawsze będzie wiedział co powiem? - w końcu odezwałam się do policjanta. Moje policzki były już mokre. Łzy wydostawały się z oczu. Nie mogłam tego już pohamować. Czułam na sobie wzrok Justina, ciekawe co o tym wszystkim sądzi.

Policjant otworzył usta, aby odpowiedzieć na moje pytanie, lecz przerwano mu komunikatem.

-Kod 056, powtarzam kod 056, aleja 4. Młoda kobieta. 

- Przyjąłem zaraz tam będę. 

Co to znaczy kod 056 i o co w tym chodzi?

- Co się stało? - zapytałam. Do pokoju weszła Ronnie. Musiała usłyszeć wiadomość.

Policjant cicho westchnął. - Morderstwo. 

Przez głowę przemknęła mi jedna myśl. Ta krew należała do tej kobiety i to przeze mnie została ofiarą. 

- Jadę z panem. Muszę wiedzieć kto to jest. - powiedziałam dość głośno.

Policjant przekręcił głową. - To niebezpieczne, co jeśli sprawca będzie w pobliżu i tylko czeka tam, aby cię zaatakować?

Podeszłam do niego i zaczęłam go prosić. Po kilku namowach zgodził się. - Ronnie, czekaj tutaj z Justinem. Cały dom jest monitorowany, w środku także ktoś z wami zostanie. - powiadomił ich. - Niedługo wrócę.

Policjant wyszedł z pokoju, a ja podążałam za nim. Wsiedliśmy w auto i ruszyliśmy na miejsce wypadku. Jak się okazało, nie było to tak daleko nas. Kilka przecznic dalej. Zatrzymaliśmy się przy leśnym stawku. Na miejscu było już wiele detektywów, którzy badali przyczyny zdarzenia. Podszedł do nas szeryf.

- Co ona tu robi? - spytał policjanta, nie zważając na moją obecność. Osobiście poczułam się dotknięta tym. Jakby miał mnie za intruza. 

- Chciała tu być. - obronił mnie. - Będzie tu tylko chwile, zaraz ją zabiorę.

Złapał mnie za ramię i pociągnął bliżej karetki, w której prawdopodobnie były zwłoki.

- Jesteś pewna, że chcesz ją zobaczyć? - spytał. - Nie wiemy jak ona teraz wygląda. 

- Dam radę. - stwierdziłam. 

Policjant tylko na mnie spojrzał , po czym otworzył drzwi. Weszliśmy do karetki i stanęliśmy przed ciałem zakrytym czarnym workiem. Podeszłam bliżej, tak bym mogła odkryć twarz. Złapałam za końce i gdy chciałam już je ciągnąć, to coś mnie zatrzymało.
Strach? Lęk? Nie pierwszy raz zobaczę martwe ciało, jednak było to ponad dziewięć lat temu. To duży odstęp czasowy. Nie wiem jak mój mózg zareaguje na ten widok, skoro krew na ścianach doprowadziła mnie do płaczu. Obudziłam w sobie odwagę i zwinnym ruchem odkryłam twarz. 
Widok ten wtrącił mnie w totalne osłupienie. Nieświadomie odskoczyłam od ciała, a dłonie powędrowały na usta. Policjant widząc moje dziwne zachowanie podszedł do mnie, spojrzał na twarz ofiary, skrzywił się i zakrył ją. 

- Co ona ma wspólnego z tobą? - spytał. To przecież oczywiste. Była właścicielką sklepu z ubraniami, gdzie widziałam swojego prześladowce. To wtedy chciałam o tym powiedzieć Ronnie i pokazałam na niego. Przeze mnie została zabita, bo była świadkiem tego zdarzenia w sklepie.
Czuje się z tym źle. Wiem, że długo pozostanę powodem śmierci niewinnych ludzi. Dodatkowo teraz na karby będę miała policję, która za wszelką cenę będzie chciała się dowiedzieć o co w tym wszystkim chodzi.
To ja jestem główną posiadaczką wiadomości.
To wszystko moja wina.


Wewnętrznie rodzi się we mnie poczucie winy. Gdybym została w szpitalu nic by się nie stało. Mogli mnie tak zamknąć do końca życia. Ronnie nie miała by problemów i mogła by żyć spokojnie. Także pobliska okolica będzie pod zagrożeniem. Jest to dla mnie nie pojęte. Czego ta osoba ode mnie chce? Przecież mogła by mnie bez problemu zabić. Jednak, osobie tej zależy na moich torturach. Doskonale wie, że to będzie dla mnie ciężkie. Chce mnie za wszelką cenę zniszczyć. Chwilo nie czuje uległości, lecz jeśli tak dalej będzie wyglądało moje nowe życie, to nie wytrzymam długo. Ktoś może być moją ofiarą i zostanie ona zabita lub ja sama dokonam aktu samobójstwa.


Nie miałam ochoty przebywać wśród tych wszystkich policjantów. Wyszłam z karetki i skierowałam się w stronę parku. Teraz mój prześladowca ma idealną okazję, żeby mnie zabić. Szczerze, tylko na to czekam.

- Nie możesz iść sama! - krzyknął za mną szeryf.

Nie odwróciłam się do niego i nadal szłam przed siebie. - A widzisz, jednak mogę. - prychnęłam.

- Dobrze wiesz, że w okolicy jest morderca! - wrzasnął.

-Pieprzyć go. - wymruczałam już do siebie.

Szeryf nawet nie chciał za mną iść, bo dobrze wie, że nie zawróciłabym. Do parku miałam około dziesięciu minut drogi. Szłam przez alejki, mijając wiele domów. Pogoda z minuty na minutę robiła się gorsza. Chmury przysłoniły słońce i zerwał się wiatr. Wygląda to na to, że zaraz będzie padać.
Mimo że, pogoda się pogarsza w parku jest wiele ludzi. Przeważnie są to matki z dziećmi. Usiadłam na ławce przy drzewie. Siedziała na niej także starsza kobieta, która karmiła gołębie. Przyglądnęłam jej się. Wyglądała na około osiemdziesięcioletnią staruszkę. Przygarbiona, w prawej ręce trzymała drewnianą laskę. Jej twarz pokrywały liczne, głębokie zmarszczki. Kobieta odwróciła się do mnie i posłała uśmiech. Odwzajemniłam go, lecz zaraz spojrzałam przed siebie. Z jej ust wydobyło się westchnięcie.

-Katniss, oj Katniss. Jeszcze tyle złego cię czeka z najbliższym czasie. - wypowiedziała. Co ona miała na myśli? Przeraził mnie jej ton mówienia. Był taki na pozór spokojny, lecz wiedziałam, że jest przerażona tym co powiedziała.

- Skąd pani wie jak mam na imię? - spytałam zirytowana. Zaśmiała się po cichu i spoważniała. Wzrok skierowała na mnie i popatrzyła mi głęboko w oczy.

- Podaj mi swoją dłoń skarbie. - poprosiła mnie. Wahałam się czy to zrobić, jednak wyciągnęłam swoją prawą rękę w jej stronę. Chwyciła mnie mocno i wtedy poczułam silne ukłucie, jakby przez moje ciało przeszedł prąd. Zasyczałam z bólu.

- Musisz się chronić. - wyszeptała. - Twoje życie wisi na włosku. Jesteś obserwowana cały czas przez kogoś z przeszłości.

- Skąd pani wie o tym? - zadałam pytanie.

-Pamiętaj o rodzinie. Ronnie i Justin. Ich też musisz chronić. - ignorowała moje pytanie.- Już nie długo się to skończy, obiecuje ci to. - pogłaskała mnie po włosach. - Lecz pamiętaj, będziesz musiała zrobić bardzo złą rzecz, którą kiedyś robiłaś, aby się uchronić. Musisz uważać, by nikt cie nie przyłapał.

W mojej głowie panował wielki chaos. Totalnie nie wiedziałam skąd ta staruszka wie o wszystkich. Co miała na myśli mówiąc "będziesz musiała zrobić bardzo złą rzecz, którą kiedyś robiłaś, aby się uchronić". Nie podoba mi się to wszystko. Spojrzałam na nią uważnie.

- Nie bój się. Musisz być odważna, by to wygrać. To walka o życie. Musisz ją wygrać. - moje ciało drżało. Zrozumiałam, że będę musiała kogoś zabić, tylko kogo i po co? Nie chcę tego. Nie chcę, by znowu mnie zamknęli. Jak mam powiedzieć o tym wszystkim Justinowi i Ronnie skoro jestem na ciągłym podsłuchu?
Kobieta opuściła moją rękę i sięgnęła do kieszeni. Wyciągnęła z niej medalion.

- To ptak. - przemówiła podając mi medalion. - Ptak jest symbolem wolności. Noś go cały czas przy sobie, a będzie ci przypominał o moich słowach i o tym co masz zrobić, by być wolną, rozumiesz Katniss?

Podała mi medalion do ręki. Przytaknęłam ruchem głowy. Nadal się trzęsłam. - Nie bój się dziecko, nie bój, To zaraz się skończy.

-Powie mi pani chociaż jak się pani nazywa? - spytałam.

- Maddie. - uśmiechnęła się.

-Dziękuje Maddie. - zacisnęłam dłoń na medalionie. - Muszę już iść, pewnie siostra się niecierpliwi.

Wstałam i odeszłam od staruszki. Zastanawiało mnie to, skąd wie kim jestem, co się dzieje w moim życiu i że mieszkam z Ronnie i Justinem. Przyglądając się jej zauważyłam, że jest podobna do mnie, miała ten sam kształt nosa, ust i kolor oczu. Mówiła także z podobnym akcentem. Pamiętam, że gdy byłam mała i mieszkałam jeszcze z rodzicami, często odwiedzała nas starsza kobieta. Podobna do niej. To nie możliwe, że to jest moja... babcia?

Pośpiesznie odwróciłam się w stronę ławki, lecz już jej tam nie było. Nie było jej, ani tych ptaków.  Miałam ochotę wrzasnąć z całych sił lub zadać sobie jakiś ból. Miałam juz tego dosyć. Moje życie... w sumie to nie jest życie. To istne piekło, które muszę cały czas przechodzić. Nie doznam już spokoju, to się będzie ciągnęło już do końca lub do chwili kiedy nie umrę. Chcę, żeby to się skończyło, jednak Maddie dała mi cień nadziei. Jej przekaz był dogłębny. Zależy jej na tym, żebym się nie poddawała, lecz walczyła. I zrobię to. Będę walczyć. Muszę szybko wrócić do domu i przekazać wszystko Ronnie i Justinowi, jednak wiem, że dom pewnie jest na podsłuchu, a mój prześladowca tylko czeka, aż coś powiem i dokona wtedy morderstwa, muszę uważać, bo jest duża szansa,  że ofiarą będzie Maddie, bo to ona ze mną rozmawiała ostatnia.

~*~

Przekroczyłam próg domu. Usłyszałam głośne rozmowy dochodzące z salonu. Weszłam tam i zobaczyłam policjantów z Ronnie.

- Katniss! Gdzieś ty była?!  Martwiłam się o ciebie. - zaalarmowała Ronnie.

-Byłam tylko w parku. Widzę, że policja nie jest mistrzem w sprawie szukania ludzi. - warknęłam. - Zresztą, szeryf dobrze wiedział, że chcę być sama, musiałam przemyśleć kilka spraw.

Ronnie chciała coś odpowiedzieć, jednak pohamowała się. Może i dobrze. - Rozumiem, że przez cały czas będziemy mieć teraz gości?

- Katniss, dopóki nic nie powiesz, oni nie wyjdą. - wybełkotała Ronnie.

- Czy wy nie rozumiecie, że jeśli wam coś powiem, to ktoś zginie. Cały dom jest na podsłuchu. Jestem monitorowana. Prześladowca doskonale wie co mówię i gdzie jestem! - wykrzyczałam. Zaczynałam się oburzać. - Jesteśmy wszyscy w niebezpieczeństwie, a wy tego nie rozumiecie! - wybuchłam i pobiegłam do pokoju.

Nadal wszystko było tutaj zniszczone. Nie zwlekałam chwili dłużej. Postanowiłam posprzątać ten cały bałagan. Postanowiłam zacząć od łazienki. Zebrałam zbite szkło i wyrzuciłam je do kosza. Wszystko dokładnie umyłam. Następnie zabrałam się za układanie ubrań w garderobie. Przez cały czas myślałam nad planem, który uratuje mi życie. Nie tylko mi, ale także moim najbliższym. Po wysprzątaniu szafy został mi pokój. Do miski nalałam ciepłej wody. Znalazłam kilka ściereczek i zaczęłam czyścić ściany. Było mi niedobrze. Po całym pokoju unosiła się woń krwi. Chciało mi się płakać, bo doskonale wiem do kogo ona należała. Porządnie ścierałam ślady krwi, które jednak i tak zostały. Pokój musiał być pomalowany na nowo, bo inaczej nie pozbędę się śladów krwi. Po około godzinnym tarciu ścian postanowiłam zrobić sobie małą przerwę. Położyłam się na podłodze i rozglądałam się w około. Spojrzałam na nocny stolik i zauważyłam tam coś dziwnego. Podeszłam do stolika i przyglądałam się tej rzeczy.
To był mikrofon.

A jednak! Dom na podsłuchu, genialne. Przeszukałam pokój i znalazłam w nim jeszcze trzy inne małe mikrofony. Nie chcę myśleć ile znajduje się ich w reszcie domu i gdzie są ukryte. Postanowiłam dokończyć sprzątanie pokoju. Po godzinie skończyłam. Wtedy do głowy wpadł mi świetny pomysł. Nie odłączyłam mikrofonów, więc pewnie cały czas ten ktoś słucha co robię.

- Chcesz się ze mną bawić? To proszę bardzo. Czas pokaże kto wygra, a kto przegra. Zacznijmy grać dobrze w tę twoją grę. - wypowiedziałam do mikrofonu.

Poczułam zadowolenie. Wypowiadając te słowa, poczułam w pewnym stopniu ulgę? Nie wiem jak to opisać,ale wiem, że to był odważny krok. Wtedy usłyszałam telefon. Podeszłam do szafki, na którym leżał i odebrałam. Był to nieznany numer.

-Halo? - odezwałam się pewnie.

- Wielkie brawa Katniss. - usłyszałam zachrypnięty głos w słuchawce. - Musiałaś się wykazać dużą odwagą, by powiedzieć coś do mikrofonu. Cieszy mnie to, że pragniesz grać w moją grę. Pamiętaj, że niestety gramy na moich zasadach. Przekonamy się jeszcze, kto tu będzie zwycięzcą, Katniss. Przygotuj się na dalsze krwawe zdarzenia.

- Nawet nie waż się kogoś zabijać, bo wtedy...

- Bo wtedy co? - przerwał mi. - Nic mi nie zrobisz. To ja zadecyduje kiedy się to skończy. Przygotuj się na nasze spotkanie.

- Nienawidzę cię. - wycedziłam przez zaciśnięte zęby.

Głos w słuchawce się zaśmiał. -  I o to chodzi. Masz kierować się nienawiścią do mnie,a wtedy łatwo wpadniesz w szał i prędzej czy później zabijesz kogoś.

- Nie zrobię tego! - wykrzyczałam na tyle głośno, że pewnie policjanci to usłyszeli. - Jedyną osobą, którą zabiję, to będziesz ty.

Od autorki: Co powiecie na taki przebieg akcji? Osobiście nie jestem zachwycona tym rozdziałem, były momenty gdzie pisanie szło mi płynnie, ale były też i takie,że nic nie wchodziło mi do głowy. Proszę uszanujcie moją prace i zostawcie komentarz. Komentujcie, udostępniajcie, polecajcie, aby o blogu było głośno!

Kilka Was pytało się, skąd wziął się taki pomysł na bloga. Otóż cała fabuła to czysty wymysł mojej wyobraźni. Nie kopiuje żadnych pomysłów. To wszystko ja wymyślam. Inspiruję się jedynie książkami Igrzysk Śmierci, które mnie fascynują i mobilizują do pisania! 

No to tyle! Następny rozdział także dopiero w week, bo w tym tygodniu mam wiele nauki i zdaję angielski! Także trzymać kciuki i KOMENTOWAĆ!

Do następnego!

sobota, 4 stycznia 2014

Rozdział 4





Justin patrzył na mnie cały czas, lecz nie odezwał się. Widać, wiadomość ta zbiła go totalnie z toku i nie sądził, że jego przemyślenia okażą się trafne. 
Ehh, ja też tak sądziłam.

-Justin powiedz coś. - wyprosiłam. Te puste spojrzenie bardzo mnie denerwowało.

Justin przeniósł wzrok na kartki papieru i pokręcił głową. - To dla mnie szok. W głębi duszy sądziłem, że jednak jesteście siostrami.

Usiadłam na łóżku obok Justina. - Nie możemy jej o tym powiedzieć, rozumiesz? 

- Dlaczego? - spytał. 

- Boję się, że wtedy mnie wyrzuci z domu, a nie chcę tego. Wiesz, jak ona źle się poczuje? Możliwe, że to nie byli jej rodzice, a ona ich wciąż opłakuje, a teraz pod dachem ma osobę, która nawet nie jest z nią spokrewniona. 

To co mówiłam ma sens. Nie mogę doprowadzić do tego, żeby Ronnie o wszystkim się dowiedziała. Justin musi złożyć mi obietnice, że nic jej nie powie. Muszę mu także zaufać. Wiem, że to będzie ciężkie i trudne. Nikomu nigdy nie ufałam, a teraz z dnia na dzień muszę to zrobić. Czas pokonać zapory i otworzyć się na ludzi. 

Następnego ranka, wstałam z mieszanym uczuciem. Cokolwiek robiłam, czułam, że ktoś mnie obserwuje. Nawet we "własnym" domu nie mogę czuć się w pełni bezpieczna. W szpitalu, w którym przebywałam były kamery w każdym pokoju, aby kontrolować każdy nasz ruch. Monitorowali, czy nikt nie robi sobie krzywdy lub nie zachowuje się dziwnie.

Dzisiaj całe szczęście Ronnie miała wolne, więc minimalnym stopniu nic mi się nie stanie, ani nikt mnie nie nawiedzi. To co wydarzyło się wczoraj, całkowicie mnie wystraszyło. Zastanawia mnie fakt, skąd wzięły się wczorajsze głosy, które słyszałam. Były przeraźliwe. Czy to mógł być wytwór mojej wyobraźni?

- Co powiesz dzisiaj na małe zakupy? - Ronnie zagadała do mnie.

Namyśliłam się i stwierdziłam, że to może być nawet dobre. - A wiesz, to nawet nie jest zły pomysł.

Ronnie posłała mi uśmiech. - No więc, idź się ubierz i przygotuj. Za godzinę widzimy się przy aucie. 

Będąc w pokoju, chciałam odsłonić zasłony, jednak stwierdziłam, że to zły pomysł. Podreptałam do garderoby, wyciągając szorty i czerwoną koszulę w kratkę oraz trampki. W łazience nałożyłam ubrania i makijaż. Byłam już gotowa i miałam chwilę czasu, więc spakowałam do torby potrzebne mi rzeczy i wyszłam z pokoju. Widziałam, że Ronnie siedzi już w aucie, więc zamknęłam dom na klucz i pobiegłam do auta.

-Więc, gdzie jedziemy? - zapytałam zaciekawiona zakupami.

- Kilka przecznic dalej jest sieć małych sklepików. Mają tam śliczne ubrania, coś się znajdzie. - zapewniła mnie.

Na miejscu byłyśmy piętnaście minut później. Zaparkowałyśmy na parkingu i ruszyłyśmy w stronę pierwszego sklepu.

Ubrania jak ubrania. Nic szczególnego nie wpadło mi w oko. Przeglądałam różne koszulki, jeansy, a nawet sukienki i nic nie znalazłam. Ronnie jednak miała więcej szczęścia i znalazła kilka ciekawych przebrań.

- Jeśli będziesz mnie szukać, będę w przebieralni. - powiadomiła mnie. Skinęłam głową na znak, że słyszałam jej słowa. Przyglądałam się butom. Znalazłam świetne czerwone szpilki. Naprawdę mi się podobały, jednak zrezygnuję z ich zakupu, ponieważ nie umiem chodzić na wysokich obcasach. Podeszłam do dalszej części sklepu. W oko wpadła mi śliczna bordowa sukienka. Wyglądała niesamowicie. Nagle usłyszałam dźwięk sms'a. To mnie trochę zdziwiło, gdyż chwilowo mam numer Ronnie i Justina, a wątpię, żeby któreś z nich do mnie pisało.

Był to nieznany numer.

" Widzę, że wybrałyście się na małe zakupy. Jak świetnie."

Przeraziłam się. Przez moje ciało przeszedł silny dreszcz, który spowodował, że się zdenerwowałam i to bardzo. Ten idiota, który mnie wczoraj nawiedził, śledzi mnie teraz. Co najgorsze, jestem z Ronnie i boję się, że stanie jej się krzywda. Podeszłam do szyby i rozglądnęłam się, lecz nikogo nie widziałam.

" Radzę, Ci dać spokój bo inaczej..."

Przypomniało mi się, że nie mogę mu zagrozić policją. Nie wiem co mam się po nim spodziewać, ale sądzę, że jest w stanie kogoś zabić, tylko po to, żebym ponownie trafiła do szpitala. Jednocześnie też niszczy mi życie, które dopiero zaczęłam.

Usunęłam część wiadomości, zablokowałam telefon i schowałam go do torebki.  W tym samym czasie Ronnie przyszła mi się pokazać w przymierzonej miętowej sukience.

-Wow, wyglądasz olśniewająco! - wykrzyczałam.

-Dzięki, to miłe.

- Na jaką okazję chcesz kupić tę sukienkę? - spytałam.

- Niedługo z Justinem obchodzimy swoją pierwszą rocznicę i chce mnie gdzieś zabrać na kolację. Uznałam więc, że warto, kupić coś ładnego. - zaśmiała się.

- Tak, jest w tym jakiś sens. - stwierdziłam. - Patrz, to mi się podoba. - wskazałam na suknię.

Ronnie lekko rozchyliła usta. - O matko, Katniss musisz ją szybko przymierzyć.

- Jeśli chcesz. - zachichotałam. Nie wiem co mnie podkusiło, ale sięgnęłam po czerwone szpilki, które wcześniej oglądałam i poszłam do przymierzalni.

Ubranie sukienki zajęło mi chwilę. Przyglądając się w lustrze uznałam, że nawet ładnie wyglądam w tej kreacji. Nałożyłam szpilki i ruszyłam w stronę Ronnie.

- Będę musiała cię nauczyć chodzić na szpilkach. - stwierdziła.

Byłam tego świadoma. Takie buty miałam pierwszy raz na sobie i kompletnie nie wiedziałam jak chodzić.

- Muszę stwierdzić, że ślicznie wyglądasz w tej sukience. - posłała mi uśmiech, który odwzajemniłam. - Bierz ją!

- Mówisz serio? - zmarszczyłam brwi i spojrzałam na swoje odbicie w lustrze. Ronnie kiwnęła głową.

Wróciłam do szatni i się przebrałam. Spojrzałam na telefon w celu sprawdzenia godziny, zauważyłam, że dostałam kolejnego sms'a.

" Śliczna sukienka. Kup ją. Ubiorę cię w nią w dniu twojego pogrzebu"

Moje usta bezwładnie zakryły usta. Osunęłam się na małe podparcie i siedziałam z bezruchu przez chwilę. Moje oczy się mocno rozszerzyły, a mój oddech przyśpieszył i stał się nie równy. Nie potrafiłam normalnie kontaktować. Ta wiadomość całkowicie mnie wystraszyła. Kim do cholery jest ta osoba, czego ode mnie chce i kiedy skończy te piekło?

Szczerze? Osoba ta, mogłaby przyjść teraz do tego sklepu i strzelić mi kulką w głowę. Nie chcę takiego piekła. Nie chcę być prześladowana za coś co kiedyś zrobiłam w swojej obronie. Poza tym byłam mała i w pewnych chwilach nie myślałam racjonalnie.

-Katniss? - usłyszałam wołanie - Gdzie jesteś?

Nie byłam w stanie odpowiedzieć. Strach całkowicie sparaliżował moje ciało. Czy to możliwe, żeby była okrutna morderczyni, panicznie się bała? Wychodzi na to że tak. Nie ma już groźniej i niebezpiecznej Katniss. Poprzez pobyt w szpitalu mój zły stosunek do ludzi zmiękł praktycznie całkowicie, przez co można by powiedzieć, że stałam się dosyć łagodną osobą.

- O mój Boże, Katniss! Co ci się stało? - wykrzyczała Ronnie. Uklękła przy mnie i złapała mnie za dłoń. Musiałam pilnie wymyślić jakąś głupią wymówkę.

- Źle się czuje, zrobiło mi się słabo i upadłam. - w głębi duszy modliłam się, aby to kupiła. Bolało mnie też to, że musiałam okłamać Ronnie. Co gorsze, było to pierwsze moje kłamstwo wymierzone do Ronnie, a czuję, że będzie ich więcej.

- Chodź, pomogę ci wstać. - podtrzymała mnie i wstałam na nogi. - Zapłacę tylko za sukienki i pójdziemy do kawiarni, jesteś blada, musisz coś zjeść.

-Dzięki. - wymruczałam. Ronnie pomogła mi wyjść z przebieralni i trzymając mnie, podeszłyśmy do kasy.

Spojrzałam na ulicę. Po drugiej stronie ujrzałam mężczyznę w ciemnym stroju. Miał ten sam strój, jak facet z tamtej nocy..... To musi być ten sam gość!

-Ronnie. - zwróciłam się do niej i odwróciłam wzrok.

-Co się dzieje?!

- Patrz. - wskazałam na ulicę.... Jednak nikogo już tam nie było. Podeszłam bliżej okna, jednak też nikogo nie było podejrzanego. Wyszłam na zewnątrz i też nic.

- Katniss co się z tobą dzieję? - spytała się mnie, kiedy dołączyła do mnie na zewnątrz.

- Nic, musiałam się chyba uderzyć w głowę i gadam bzdury. - zaśmiałam się. Musiałam to obrócić w żart.

- Boję się ciebie Katniss. - wypowiedziała powolnie. - Może powinnyśmy pojechać do lekarza?

-Nie! - wykrzyczałam. Spojrzałam w jej oczy i ujrzałam, że jest przerażona. - Serio Ronnie, jest ze mną okey. Pójdziemy coś zjeść, nabiorę sił i pójdziemy na dalsze zakupy.

- Jeśli chcesz. - stwierdziła obojętnie.

Doszłyśmy do auta. Torby ułożyłyśmy na tylnych siedzeniach. Zajęłyśmy swoje miejsca i ruszyłyśmy do małego baru.

~*~


- Co powiesz o o tym? - pokazałam Ronnie wąską spódnicę w kwiaty.

- Nie wierzę, że chcesz kupić coś takiego. - odpowiedziała przeglądając rzeczy.

- Ale co z nią jest nie tak? - spojrzałam na ubranie.

- Jest śliczna, chodzi o to, że jestem zdziwiona faktem, że szukasz takich bardziej kobiecych ubrań. - zaczęła się tłumaczyć. - Odkąd pamiętam, zawsze chodziłam w jeansach, a jak mama chciała ci założyć sukienkę to uciekałaś z domu.

Tak, pamiętam to. Miałam wtedy może siedem lat. Wybieraliśmy się na kolację do znajomych rodziców. Typowa majowa impreza. Co roku w pierwszy weekend majowy, nasza okolica zbierała się wcześniej wybranym domu, w którym odbywało się przyjęcie. Ojcowie zajmowali się ożywioną rozmową na temat sportu i wszelkich innych męskich zajęć. Zajadali się różnymi stekami przyrządzonymi na grillu popijając korzennym piwem. Matki zaś krzątały się wszędzie. Gdzie się nie spojrzało, były gdzieś grupki zaufanych "psiapsiułeczek" które komentowały wygląd innych lub wyżalały się co złego w tych dniach zrobiły ich dzieci czy mężowie.

My, dzieci biegałyśmy wszędzie, bawiąc się w chowanego czy w berka. Także wymyślaliśmy różne psikusy za które później byliśmy karani.

Tamtego dnia wybieraliśmy się do bliskich przyjaciół rodziców. Mama pragnęła abyśmy wyglądały bardzo dziewczęco. Niestety byłam w wieku, gdzie wolałam spędzać czas z chłopcami i upodobniałam się do nich. Bałam się, że mnie wyśmieją, gdy mnie zobaczą w sukience. Mama jednak upierała się, abym ją ubrała. Skończyło się na tym, że uciekłam z domu i przyszłam na przyjęcie w podziurawionych jeansach, krótkiej koszulce i czapeczce bassboll'owej. Rodzice byli na mnie bardzo źli. Przez dwa tygodnie miałam zakaz wychodzenia ze swojego pokoju. Wtedy było to dla mnie piekłem, lecz teraz gdy o tym myślę to mnie to śmieszy. Jednak nie miałam takiego złego dzieciństwa. Do czasu.....

- Gusta się zmieniają! - odpyskowałam. - Biorę ją!

Ronnie zachichotała i wróciła do przeglądania ubrań. W torebki Ronnie rozległ się dźwięk dzwoniącego telefonu.

- To Justin. - powiadomiła mnie i odebrała. - Cześć kochanie, co słychać?

Nie miałam ochoty podsłuchiwać rozmowy kochasiów i wróciłam do oglądania ubrań. Znalazłam jeszcze kilka ciekawych ubrań. Kilka koszulek, spodni oraz szortów. Po pięciu minutach podeszła do mnie Ronnie.

- Justin dostał zaproszenie na jakąś imprezę i idziemy z nim. - powiadomiła mnie.

Impreza? To w sumie nawet dobry pomysł. Przynajmniej będę z daleka od domu i może poczuję się w małym stopniu bezpieczna.

- To świetnie, o której idziemy? - spytałam.

- Justin zaraz tu będzie, więc wtedy na poinformuje.

- Okey. - rzuciłam i wróciłam do przeglądania ubrań.

Nie minęło nawet piętnaście minut i Justin pojawił się w sklepie.

- Hej. - przywitał się z nami. Oczywiście Ronnie przywitał całusem w usta.

- I co z imprezą? - spytała brązowowłosa.

- Jest o godzinie 19. Spokojnie wrócimy do domu i się przygotujemy.

- Jadłeś coś? - spytała go troskliwie.

-Tak, nie jestem głodny. - posłał jej uśmiech, po czym spojrzał na mnie.

Spojrzenie te bardzo mnie zdziwiło. Nie mogłam zrozumieć co to miało znaczyć. W jego oczach było pełno przerażenia. Czyżby ukrywał coś przed Ronnie? Albo dowiedział się coś na mój temat i ma chęć zabicia mnie za tę rzecz? Nie mam pojęcia. Postanowiłam się go zapytać, gdy będziemy na osobności.

- Katniss daj ubrania zapłacę za nie i możesz iść już do auta. - Ronnie także rzuciła na mnie dziwne spojrzenie. Jednak mogło to wyjść z czystej zazdrości. Tylko po co? Nie mam zamiaru odbijać jej chłopaka.
Fakt, Justin jest bardzo przystojny. Nie znam go, ale na pierwszy rzut oka sprawia wrażenie miłego i wrażliwego chłopaka mimo że, jego cała lewa ręka pokryta jest tatuażami. Lecz nie pomyślałam, żeby się do niego dobierać. Nigdy w życiu.

Wyszłam na zewnątrz gdzie także tam był Justin. Podeszłam do niego i spojrzałam.

- Co miało znaczyć te spojrzenie w sklepie? - spytałam z lekkim zdenerwowaniem w głosie.

- Jakie? - zapytał głupio.

Skrzyżowałam ręce na swojej klatce piersiowej. - Justin nie graj idioty.

Nie zareagował. Za to, postanowił mnie całkowicie ignorować i udawał, że coś szuka w aucie.

- Mam wrażenie, że coś wiesz. - warknęłam.

Justin unieruchomił. Zauważyłam, że jego pięści się zacisnęły. Chyba nie powinnam tego mówić.

Odwrócił się do mnie. - Co masz na myśli?

Zaczęłam się jąkać. - No nie wiem, jakbyś coś wiedział no.

W tym samym momencie Ronnie wyszła ze sklepu. Teraz już miała inną minę.

- No więc możemy jechać. - stwierdziła.

Podchodząc do auta Ronnie zaczął jej dzwonić telefon.

-Nieznany numer, ciekawe kto to. - odezwała się. - Słucham? - odebrała słuchawkę. Jej mina spoważniała. Domyśliłam się, że to nie jest zwykły telefon. Przez długi czas rozmawiała.

-Ronnie, co się stało? - spytałam przerażona.

Zabrała telefon od twarzy i spojrzała na mnie.

- Nasz dom... - jęknęła.

- Co z nim? - podszedł Justin.

- Doszło do włamania..

Od autorki: Obiecałam, że rozdział będzie jeszcze w tym tygodniu i jest. Co o nim sądzicie? Co miała na myśli Katniss, mówiąc Justinowi, że coś wie? Podejrzewacie go o coś? Jak sądzicie, kto mógł dokonać włamania i dlaczego to zrobił? Dowiecie się już niedługo! :)

Opowiadanie nabiera tempa i powoli zaczynam wkraczać w szczegóły i opowiadam historię z dzieciństwa Katniss. Mam nadzieję, że podoba Wam się takie coś! Zostawcie komentarz po sobie. Nawet nie wiecie, jak miło jest czytać te wszystkie miłe słowa! Lovki!